Выбрать главу

Tymczasem niania zwykle stosowała na wszystko gorące okłady i proponowała dużą szklankę tego, co pacjent najbardziej lubi — na zasadzie, że skoro i tak już będzie chorować, to niech przynajmniej ma z tego trochę przyjemności. Magrat zakazywała pacjentom alkoholu — z powodu tego, jak działa na wątrobę, a jeśli przypadkiem nie wiedzieli, jak działa, tłumaczyła im to ze szczegółami.

Za to babcia… Babcia po prostu dawała ludziom flaszkę barwionej wody i mówiła, że czują się o wiele lepiej.

Irytujące było to, że często naprawdę się lepiej czuli.

Czy na tym polega czarownictwo?

Z różdżką jednak wszystko będzie inaczej. Z różdżką można bardzo ludziom pomóc. Czary służą przecież do tego, by żyło się lepiej. Magrat wiedziała to dobrze w głębi różowego, drżącego buduaru swego serduszka.

Znów zanurzyła się pod powierzchnię snu.

Przyśniło jej się coś dziwnego. Nigdy potem nikomu o tym nie wspominała, bo… bo się nie wspomina. Nie o takich rzeczach.

Ale zdawało jej się, że zbudzona ciszą wstała, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza. I kiedy przechodziła obok lustra, dostrzegła w nim jakieś poruszenie.

To nie była jej twarz. Przypominała raczej oblicze babci Weatherwax. I uśmiechnęła się do niej — uśmiechem o wiele milszym, bardziej przyjaznym niż kiedykolwiek obdarzyła ją babcia, o ile Magrat mogła sobie przypomnieć. I potem zniknęła, a mgliście srebrzysta powierzchnia zamknęła się nad nią.

Magrat biegiem wróciła do łóżka i obudziła się, słysząc orkiestrę dętą produkującą bezustanny hałas. Ludzie krzyczeli i śmiali się głośno.

Ubrała się szybko, wyszła na korytarz i zapukała do pokoju starszych czarownic. Nikt nie odpowiedział.

Nacisnęła klamkę.

Poruszyła nią kilka razy, aż rozległ się trzask. To upadło krzesło, wciśnięte pod klamkę z drugiej strony, by powstrzymywać gwałcicieli, włamywaczy i innych nocnych intruzów.

Buty babci Weatherwax wystawały spod kołdry na jednym końcu łóżka. Bose stopy niani Ogg, która nocą lubiła się kręcić, sterczały obok nich. Ciche chrapanie wstrząsało dzbanem obok miski; nie byty to już pełnonose ryki szybkiego drzemkowicza, ale rytmiczne pomruki kogoś, kto zamierza wytrzymać z nimi całą noc.

Magrat zastukała w podeszwę babcinego buta.

— Hej! Obudźcie się! Coś się dzieje!

Przebudzenie babci Weatherwax robiło wrażenie. Niewielu ludzi miało okazję oglądać coś takiego.

Większość śpiących po obudzeniu wykonuje przyspieszony, pełen paniki i nieświadomy proces kontrolny: kim jestem, gdzie jestem, kim jest on/ona, wielki Boże, dlaczego tulę do siebie policyjny hełm, co się działo w nocy?

Dzieje się tak dlatego, że ludzi nęka zwątpienie. To pęd, który pcha ich przez świat. To gumowa pętla w małym samolociku ich duszy i przez całe życie nakręcają ją, aż się zasupła. Ranek to najgorsza chwila — zawsze łączy się z chwilowym lękiem, że śpiący odpłynął gdzieś nocą i coś innego zajęło jego miejsce. Takie chwile nigdy nie przydarzały się babci Weatherwax. Przechodziła bezpośrednio od głębokiego snu do natychmiastowego działania wszystkich sześciu cylindrów umysłu. Nie musiała szukać siebie, bo zawsze wiedziała, kto szuka.

Pociągnęła nosem.

— Coś się pali — powiedziała.

— Rozpalili ognisko — wyjaśniła Magrat.

— I pieką czosnek?

— Tak. Nie mam pojęcia dlaczego. Wyrwali z okien wszystkie okiennice, palą je na rynku i tańczą dookoła.

Babcia Weatherwax szturchnęła łokciem nianię Ogg.

— Obudź się!

— Custpf?

— Przez całą noc nawet oka nie zmrużyłam — poskarżyła się babcia. — Przez to jej chrapanie.

Niania Ogg czujnie wyjrzała spod kołdry.

— Jest o wiele za wcześnie, żeby już było wcześnie — oznajmiła.

— Chodź — rzuciła babcia. — Potrzebny nam jest twój talent do języków.

* * *

Oberżysta biegał w kółko, machając rękami w górę i w dół. Potem wskazał zamek wyrastający nad lasem. Potem zaczął gwałtownie ssać własny przegub. Potem przewrócił się na plecy. I wreszcie spojrzał wyczekująco na nianię Ogg. Za nim płonęło wesoło ognisko z czosnku, drewnianych kotków i ciężkich okiennic.

— Nie — stwierdziła po chwili. — Nic non comprende, maj herr. Oberżysta wstał i strzepnął kurz ze skórzanych spodni.

— On chyba chce nam powiedzieć, że ktoś nie żyje — domyśliła się Magrat. — Ktoś w zamku.

— Muszę przyznać, że nie wyglądają na bardzo zmartwionych — zauważyła surowo babcia.

W blasku słońca wioska wyglądała o wiele weselej. Wszyscy uśmiechali się do czarownic.

— Bo to był pewnie właściciel — domyśliła się niania. — Prawdziwa pijawka. To chciał nam przekazać.

— Aha. No to sprawa jasna. — Babcia zatarła ręce i zerknęła z aprobatą na zastawiony stół, wyciągnięty z gospody na słońce. — W każdym razie jedzenie wyraźnie się poprawiło. Podaj chleb, Magrat.

— Wszyscy się do nas uśmiechają i machają — zauważyła Magrat. — I patrzcie, ile przynieśli na śniadanie.

— Tego należało się spodziewać — odparta babcia z pełnymi ustami. — Jesteśmy tu dopiero jedną noc, a już zaczynają rozumieć, że uprzejmość dla czarownic się opłaca. Niech mi któraś pomoże zdjąć pokrywkę z tego słoika miodu.

Pod stołem siedział Greebo i mył się językiem. Od czasu do czasu mu się odbijało.

Wampiry wstawały z martwych, z grobów i z krypt, ale nigdy nie zdołały tego dokonać z kota.

* * *

Kochany Jasonie i wszyscy pod numerem 21, 34, 15, 87 i 61, ale nie pod 16, dopóki nie odda tej salaterki, którą pożyczyła, chociaż się wypiera.

Jesteśmy tutaj, ale cośmy przeszły do tej pory, nawet nie rozmawiajcie przy mnie o dyniach. Rysuję obrazek miejsca, gdzie żeśmy spały tej nocy, namalowałam duże X na naszym pokoju tam gdzie jest nasz pokój. Pogoda…

— Co robisz, Gytho? Ruszamy.

Niania Ogg podniosła głowę. Marszczyła brwi w kompozycyjnym wysiłku.

— Pomyślałam, że ładnie będzie wysłać coś do naszego Jasona. No wiesz, żeby się nie martwił. Dlatego namalowałam tę okolicę na kartce, a ten tu Maj Herr oddają komuś, kto będzie jechał w naszą stronę. Nigdy nie wiadomo, może dotrze na miejsce.

… ciągle ładna.

Niania Ogg possała koniec ołówka. Nie po raz pierwszy w historii wszechświata ktoś, komu porozumiewanie się przychodzi zwykle bez wysiłku, jak we śnie, z trudem poszukuje natchnienia, gdy ma zapisać kilka linii na odwrocie widokówki…

To właściwie tyle na razie. Znowu napiszę niedługo. MAMA. PS Kot dziwnie się rozgląda. Myślę, ze tęskni za domem.

— Idziesz, Gytho? Magrat próbuje uruchomić moją miotłę.

PPS Babcia przesyła uściski.

Niania Ogg wyprostowała się, zadowolona z dobrze wykonanej pracy[13].

* * *

Magrat dotarła na koniec placu i zatrzymała się, żeby odetchnąć.

Dookoła zebrało się sporo osób chętnych, by popatrzeć na kobietę z nogami. Zachowywali się bardzo uprzejmie. Nie wiadomo dlaczego, było to jeszcze gorsze.

— Nie chce latać, jeśli nie biegnie się bardzo szybko — wyjaśniła, choć zdawała sobie sprawę, jak głupio to zabrzmiało. Zwłaszcza dla kogoś słuchającego w obcym języku. — To się chyba nazywa „na pych”.

вернуться

13

Niania Ogg wysiała do rodziny wiele widokówek. Żadna nie dotarta przed jej powrotem. To tradycyjne i zdarza się w całym wszechświecie.