Выбрать главу

— Wygrałam? Ojej, ale mam szczęście!

Później zaczęła nucić, kiedy patrzyła w karty. Normalnie wszyscy trzej ucieszyliby się tylko. Gracze, którzy stukają w zęby, unoszą brwi czy pocierają ucho są cenni jak pieniądze w skarpecie pod materacem — dla człowieka, który potrafi odczytywać takie sygnały. Ale ta starucha była przejrzysta niczym gruda węgla. Za to jej nucenie… irytujące. Człowiek odruchowo próbował podchwycić melodię. Aż mrowiła w zębach. I ledwie się obejrzał, a ona wykładała nędzny łamany kolor przed jego jeszcze nędzniejszym dwukartowym cebulą i mówiła:

— Jak to? Znowu ja?

Pan Frank gorączkowo usiłował sobie przypomnieć, jak się gra w karty bez aparatu w rękawie, poręcznego lustra i znaczonej talii — wciąż atakowany nuceniem przypominającym zgrzyt paznokcia po tablicy.

W dodatku ta upiorna istota nawet nie wiedziała, jak się gra na poważnie.

Po godzinie wygrywała cztery dolary.

— Szczęściara ze mnie — powiedziała, a pan Frank ugryzł się w język.

I w końcu dostał z ręki wielkiego cebulę. Nie istniał żaden realny sposób przebicia wielkiego cebuli. Coś takiego zdarza się człowiekowi raz czy dwa razy w życiu.

A ona spasowała! Ta stara ropucha spasowała! Zrezygnowała z jednego nieszczęsnego dolara i spasowała!

* * *

Magrat znowu zajrzała przez szybę.

— Co się dzieje? — spytała niania.

— Wszyscy są chyba bardzo rozgniewani. Niania zdjęła kapelusz, wyjęła z niego fajkę, zapaliła i wyrzuciła zapałkę za burtę.

— No tak. Na pewno nuci, zapamiętaj moje słowa. Esme ma bardzo irytujący styl nucenia. — Niania była wyraźnie zadowolona. — Zaczęła już czyścić sobie ucho?

— Chyba nie.

— Nikt tak nie czyści ucha jak Esme.

* * *

A teraz czyściła ucho!

Czyściła bardzo elegancko, jak dama, i pewnie — stara kwoka — nawet nie zdawała sobie sprawy, że to robi. Co chwilę wsuwała do ucha i obracała dyskretnie mały palec. Wydawał dźwięk, jakby ktoś nacierał kredą mały kij bilardowy.

To było działanie zaczepne, nie ma co… W końcu wszyscy zaczęli się łamać…

Znów spasowała! A poświęcił piekielne pięć piekielnych minut, żeby zebrać piekielnego podwójnego cebulę!

* * *

— Pamiętam — mówiła niania Ogg — że kiedy przyszła do nas na przyjęcie z okazji koronacji króla Verence'a, bawiliśmy się w Goń Sąsiada Korytarzem. Goniłyśmy się z dziećmi o pół pensa. Oskarżyła Jasonowego najmłodszego, że oszukuje, i dąsała się przez cały tydzień.

— A oszukiwał?

— Chyba tak — odparła z dumą niania. — Kłopot z Esme polega na tym, że nie potrafi przegrywać. Nie ma praktyki.

— Lobsang Dibbier twierdzi, że czasami trzeba przegrać, by wygrać — oświadczyła Magrat.

— Brzmi głupio — stwierdziła niania. — To coś z buddyzmu yen, tak?

— Nie. Buddyści yen to ci, którzy twierdzą, że trzeba mieć mnóstwo pieniędzy, żeby wygrać[15] — wyjaśniła Magrat. — W Drodze Skorpiona metodą zwycięstwa jest przegrywanie wszystkich walk prócz ostatniej. Używasz siły przeciwnika przeciw niemu.

— Znaczy co? Zmuszasz go, żeby sam się uderzył? Według mnie to głupie.

Magrat rozgniewała się.

— Co ty możesz o tym wiedzieć? — rzuciła z nietypową dla siebie irytacją.

— Co?

— Mam tego dość! Przynajmniej staram się nauczyć czegoś nowego! A nie tyranizuję ludzi bez przerwy i nie mam paskudnego usposobienia!

Niania Ogg wyjęła fajkę z zębów.

— Przecież ja nie mam takiego usposobienia — zauważyła łagodnie.

— Nie mówiłam o tobie.

— No cóż, Esme zawsze miała paskudne. To dla niej stan naturalny.

— I prawie nigdy nie rzuca czarów. Po co być czarownicą, jeśli się nie czaruje? Dlaczego nie korzysta z magii, żeby pomagać ludziom?

Niania przyjrzała się jej przez obłok fajkowego dymu.

— Bo pewnie wie, jaka byłaby w tym dobra — wyjaśniła. — Znam ją od bardzo dawna. Znałam całą jej rodzinę. U Weatherwaxów wszyscy mieli talent do czarów, nawet mężczyźni. Rodzili się z magicznymi zdolnościami. Taka klątwa. Poza tym ona uważa, że nie da się pomóc ludziom czarami. Nie tak jak trzeba. I to też jest prawda.

— Więc po co…?

Niania pogrzebała w fajce zapałką.

— O ile pamiętam, przyszła ci pomagać, kiedy w twojej wiosce wybuchła zaraza. Pracowała dzień i noc. Nie słyszałam jeszcze, żeby nie leczyła kogoś chorego, kto tego potrzebuje. Nawet jeśli, no wiesz, jeśli ropieje. A kiedy ten wielki stary troll, co mieszka pod Złamaną Górą, przyszedł szukać pomocy, bo żona mu zaniemogła, a wszyscy rzucali w niego kamieniami, to pamiętam, że właśnie Esme z nim poszła i odebrała dziecko. A kiedy stary druciarz Hopkins rzucił w nią kamieniem, to wkrótce potem nocą coś rozdeptało mu na płasko stodołę. Esme zawsze powtarza, że nie można ludziom pomóc czarami, ale można przez skórę. To znaczy robiąc coś naprawdę.

— Nie mówię, że nie jest w głębi serca miłą osobą… — zaczęła Magrat.

— Ha! Ale ja mówię. Musiałabyś cały dzień podróżować, żeby znaleźć kogoś o paskudniejszym charakterze niż Esme — zapewniła niania Ogg. — Mnie możesz wierzyć. Ona dokładnie wie, kim jest. Urodziła się, żeby być dobra, i wcale jej się to nie podoba.

Stuknęła fajką o reling i wróciła pod okno salonu.

— Musisz jedno zrozumieć co do Esme, moja droga — powiedziała. — Ma nie tylko wielkie eggo, ale na dodatek psycholologię. Cieszę się, że ja nie mam.

* * *

Babcia wygrywała już dwanaście dolarów. Wszystko w salonie zamarło. Słychać było stłumione pluskanie łopatek i krzyk podającego tempo.

Po chwili wygrała kolejne pięć dolarów na trzykartowego cebulę.

— Co masz na myśli, mówiąc „psycholologia”? — zdziwiła się Magrat. — Czytałaś książki?

Niania nie zwracała na nią uwagi.

— Teraz czekaj — powiedziała. — Zaraz zrobi „tss, tss, tss” pod nosem. To przychodzi po czyszczeniu ucha i zwykle znaczy, że Esme coś planuje.

* * *

Pan Frank zabębnił palcami po stole, ze zgrozą uświadomił sobie, że to robi, i dokupił trzy karty, by ukryć zmieszanie. Stara ropucha chyba nic nie zauważyła.

Spojrzał na nową rękę.

Postawił dwa dolary i dokupił jeszcze jedną kartę.

Znowu popatrzył.

Jakie są szansę, pomyślał, żeby jednego dnia dwa razy dostać wielkiego cebulę?

Najważniejsze to zachować przytomność umysłu.

— Myślę — usłyszał własny głos — że mogę zaryzykować jeszcze dwa dolary.

Zerknął na kolegów. Jeden po drugim posłusznie spasowali.

— No, sama nie wiem… — powiedziała babcia, najwyraźniej zwracając się do swoich kart. — Tss, tss, tss… Jak się to nazywa, no wie pan, kiedy ktoś chce postawić więcej pieniędzy?

— Nazywa się „przebijanie” — odparł pan Frank. Pobielały mu kostki palców.

— To może rzeczywiście przybiję jakieś… no, pięć dolarów. Kolana pana Franka zetknęły się gwałtownie.

— Wchodzę i przebijam dziesięć dolarów.

— To ja też — powiedziała babcia.

— Mogę podwyższyć jeszcze o dwadzieścia.

— Ja… — Babcia spuściła głowę, nagle strapiona. — Ja… mam jeszcze miotłę.

вернуться

15

Buddyści yen są najbogatszą sektą religijną we wszechświecie. Twierdzą, że gromadzenie pieniędzy jest wielkim ziem i kala duszę. Zatem, nie zważając na osobiste bezpieczeństwo, uznają za swój niemiły obowiązek zebrać ich jak najwięcej, by zmniejszyć zagrożenie dla niewinnych.