Выбрать главу

— Posłuchaj mnie uważnie. Szczęśliwe zakończenia są świetne, jeśli okażą się szczęśliwe. — Babcia spojrzała gniewnie w niebo. — Ale nie można tego załatwić za innych. Bo jedynym pewnym sposobem doprowadzenia do szczęśliwego małżeństwa jest ucięcie im głów, gdy tylko powiedzą „tak”, prawda? Nie stworzysz szczęścia…

Spojrzała na odległe miasto.

— Jedyne, co możesz — powiedziała — to doprowadzić wszystko do końca.

* * *

Na śniadanie zatrzymały się na leśnej polance. Zjadły pieczoną dynię. Chleb krasnoludów także został wzięty pod rozwagę. Ale chleb krasnoludów był doprawdy cudowny: nikt nie cierpiał głodu, jeśli miał choć trochę chleba krasnoludów do uniknięcia. Wystarczyło popatrzeć na niego przez chwilę, a natychmiast przychodziło człowiekowi do głowy mnóstwo innych rzeczy, które wolałby zjeść. Własne buty, na przykład. Góry. Owce na surowo. Swoje stopy.

Próbowały się trochę zdrzemnąć. To znaczy niania Ogg i Magrat próbowały. Ale oznaczało to tylko, że leżały i słuchały, jak babcia Weatherwax mruczy coś pod nosem. Nigdy jeszcze nie widziały jej tak poruszonej.

Potem niania zaproponowała spacer. Mamy piękny dzień, powiedziała. A wokół ciekawy typ lasu, powiedziała, z masą nowych ziół, którym warto się przyjrzeć. Wszyscy lepiej się poczują po przechadzce w słońcu, powiedziała. Humory im się poprawią.

Rzeczywiście, las okazał się całkiem ładny. Po mniej więcej półgodzinie nawet babcia Weatherwax skłonna była przyznać, że nie jest zupełnie zagraniczny i lichy. Od czasu do czasu Magrat schodziła w bok ze ścieżki i zrywała kwiaty. Niania odśpiewała nawet kilka wersów Laska maga ma na czubku gałkę przy zaledwie symbolicznych protestach dwóch pozostałych.

Mimo to nie wszystko było w porządku. Niania Ogg i Magrat wyczuwały barierę między sobą a babcią Weatherwax, rodzaj psychicznego muru, cos ważnego, świadomie skrywanego i niedopowiedzianego. Czarownice zwykle nie mają przed sobą sekretów, choćby z tego powodu, że są niezwykle wścibskie i nie dają najmniejszej szansy na ich utrzymanie.

Dlatego sytuacja była niepokojąca.

A potem skręciły za kępę wielkich dębów i spotkały małą dziewczynkę w czerwonym płaszczyku.

Biegła podskakując środkiem ścieżki i śpiewała piosenkę prostszą i o wiele czystszą niż dowolna z repertuaru niani Ogg. Nie zauważyła czarownic, dopóki prawie się z nimi nie zderzyła. Zatrzymała się wtedy i uśmiechnęła niewinnie.

— Dzień dobry, staruszki — powiedziała.

— Ehm — chrząknęła Magrat.

Babcia Weatherwax pochyliła się nad dzieckiem.

— Co robisz w lesie całkiem sama, panienko?

— Niosę ten koszyk z jedzeniem do mojej babci — wyjaśniła dziewczynka.

Babcia wyprostowała się, wpatrzona nieobecnym wzrokiem w pustkę.

— Esme — rzuciła z naciskiem niania Ogg.

— Wiem, wiem — odpowiedziała babcia.

Magrat przykucnęła i ułożyła wargi w idiotyczny uśmiech, zwykle używany przez dorosłych, którzy chcieliby nawiązać dobre kontakt z dziećmi i nie mają na to najmniejszej szansy.

— Ehm… Powiedz, panienko… Czy mama nie kazała ci uważać na złe wilki, które przypadkiem krążą po okolicy?

— Zgadza się.

— A twoja babcia… — wtrąciła niania Ogg. — Domyślam się, że jest trochę chora i leży w łóżku, tak?

— Dlatego niosę jej koszyk zjedzeniem… — zaczęła dziewczynka.

— Tak myślałam.

— Znacie moją babcię?

— Ta-ak — zapewniła babcia Weatherwax. — W pewnym sensie.

— To się zdarzyło pod Skundem, kiedy byłam jeszcze mała — powiedziała cicho niania Ogg. — Nigdy nie znaleźli bab…

— A gdzie stoi domek twojej babci, dziewczynko? — spytała głośno babcia Weatherwax, szturchając nianię pod żebro. Dziewczynka wskazała dróżkę prowadzącą w bok.

— Ale nie jesteś złą czarownicą? — upewniła się. Niania Ogg zakaszlała.

— Ja? Nie. Jesteśmy… jesteśmy… — zaczęła tłumaczyć babcia.

— Wróżkami — dokończyła Magrat. Babcia Weatherwax aż otworzyła usta ze zdumienia. Takie wyjaśnienie nigdy nie przyszłoby jej do głowy.

— Bo mama ostrzegała mnie też przed złą czarownicą — powiedziała dziewczynka. I obrzuciła Magrat surowym spojrzeniem. — Jakimi wróżkami?

— Eee… Kwietnymi? Popatrz, mam różdżkę…

— Jakimi?

— Co?

— Jakich kwiatów?

— No… — Magrat zastanowiła się szybko. — Ja… Ja jestem wróżką Tulipanką, a to… — wskazała na babcię — wróżka Stokrotka. A to jest…

— Wróżka Jeżynka — przedstawiła się niania Ogg. Ten dodatek do panteonu istot nadprzyrodzonych został poddany głębokiej rozwadze.

— Nie możesz być wróżką Jeżynka — stwierdziło po namyśle dziecko. — Jeż nie jest kwiatkiem.

— Skąd wiesz?

— Bo ma kolce.

— Ostrokrzew też ma. I oset.

— Aha.

— A ja mam różdżkę — powtórzyła Magrat.

Dopiero teraz odważyła się spojrzeć na wróżkę Stokrotkę.

— Powinnyśmy już iść — uznała babcia Weatherwax. — Zostań tu z wróżką Tulipanką, tak to chyba brzmiało, a my pójdziemy przodem i sprawdzimy, czy twojej babci nic nie grozi. Dobrze?

— Założę się, że to nie jest prawdziwa różdżka. — Dziecko zignorowało ją i zwróciło się do Magrat z bezbłędną dziecięcą zdolnością wyszukiwania w dowolnym łańcuchu najsłabszego ogniwa. — Założę się, że nie potrafi zmieniać rzeczy w inne rzeczy.

— No… — zaczęła Magrat.

— Założę się — mówiła dziewczynka — że nie dasz rady zmienić tego pnia, o tam, w… w… w dynię. Cha, cha, założę się o co chcesz. Założę się o trylion dolarów, że nie zmienisz tego pnia w dynię.

— Widzę, że świetnie sobie poradzicie — ucieszyła się wróżka Jeżynka. — Będziemy się spieszyć.

* * *

Dwie miotły sunęły nisko nad leśną dróżką.

— To może być zwykły przypadek — powiedziała niania Ogg.

— Ale nie jest — odparła babcia. — Dzieciak ma nawet czerwony płaszczyk.

— Też nosiłam czerwony płaszczyk, kiedy miałam piętnaście lat.

— Tak, ale twoja babcia mieszkała w sąsiednim domu. Kiedy szłaś w odwiedziny, nie musiałaś się przejmować wilkami.

— Z wyjątkiem tego lokatora, starego Sumpkinsa.

— Owszem, ale to był zwykły przypadek.

Błękitna smużka dymu wznosiła się nad drzewami przed nimi. Gdzieś z boku dobiegi trzask padającego drzewa.

— Drwale! — zawołała niania. — Wszystko będzie dobrze, skoro są tu drwale! Jeden z nich przybiegnie i…

— To się opowiada dzieciom — przerwała jej babcia. Mknęły coraz szybciej. — Zresztą nie pomoże to już babci, prawda? Ona już została zjedzona.

— Nie cierpiałam tej bajki — wyznała niania. — Nikt się nigdy nie przejmuje tym, co spotyka słabą, bezbronną staruszkę.

Dróżka zniknęła wśród trawy na brzegu polanki. W otoczeniu drzew leżał tam zaniedbany ogródek; kilka żałosnych pędów walczyło o resztkę światła. Pośrodku ogródka stało coś, co musiało być domkiem krytym strzechą — bo nikt tak krzywo nie ułożyłby stogu.

Zeskoczyły z mioteł, pozostawiając je, by same wyhamowały w krzakach, i zastukały do drzwi.

— Może już jest za późno? — wystraszyła się niania. — Wilk mógł… Po chwili usłyszały stłumiony głos kroków kogoś człapiącego wewnątrz; drzwi uchyliły się odrobinę. W mroku błysnęło podejrzliwe oko.