— Powiedziałam, że nie jestem pewna.
— Ale zajrzałaś do umysłu wilka.
— Tak, zajrzałam.
— No więc… Babcia westchnęła.
— Ktoś był tu przed nami. Przechodził. Ktoś, kto umie wykorzystać potęgę opowieści. A te opowieści… tak jakby snuły się po okolicy. Tak się zachowują, kiedy są karmione…
— Ale dlaczego ktoś miałby to robić? — zapytała niania.
— Dla praktyki.
— Praktyki? Czego?
— Przypuszczam, że wkrótce się dowiemy — odparła tajemniczo babcia.
— Powinnaś mi powiedzieć, co o tym myślisz. Wiesz przecież, że to ja jestem tutaj oficjalną matką chrzestną. Powinnam wiedzieć. Powinnaś mi mówić.
Dreszcz przeszedł nianię Ogg. Jako głowa rodu Oggów doskonale znała takie emocjonalne groźne tereny. Taka uwaga w takiej chwili była jak odrobina śniegu zsuwająca się z najwyższej gałęzi wysokiego drzewa w górach, w porze roztopów. To jeden koniec procesu, na którego drugim końcu bez wątpienia znajdowało się kilka pochłoniętych przez lawinę wiosek. Całe gałęzie rodu Oggów przestały rozmawiać z innymi gałęziami rodu Oggów z powodu „Dziękuję ci bardzo” wypowiedzianego nieodpowiednim tonem i w nieodpowiednim miejscu. A to było o wiele gorsze.
— Słuchajcie — wtrąciła pospiesznie. — Może byśmy…
— Niczego nie muszę tłumaczyć — oznajmiła babcia Weatherwax.
— Ale jesteśmy podobno trzema czarownicami — przypomniała Magrat. — Jeśli w ogóle można nas jeszcze nazwać czarownicami — dodała.
— Co chciałaś przez to powiedzieć, jeśli wolno spytać? — zapytała babcia.
Jeśli wolno spytać, pomyślała niania Ogg. Ktoś zakończył zdanie „jeśli wolno spytać”. To tak jakby ktoś uderzył kogoś innego rękawicą, a potem rzucił ją na podłogę. Kiedy ktoś skończy zdanie „jeśli wolno spytać”, to już nie ma odwrotu.
Mimo to spróbowała.
— A może jakiś…
Magrat brnęła z szaleńczą desperacją kogoś, kto tańczy przy blasku palonych mostów.
— No więc — zaczęła — moim zdaniem…
— Tak? — wtrąciła lodowato babcia.
— Moim zdaniem — spróbowała jeszcze raz Magrat — jedyne czary, jakich używamy, to tylko… no, głowologia. Nie coś, co ktoś inny mógłby nazwać czarami. To tylko patrzenie na ludzi z góry i oszukiwanie ich. Wykorzystywanie ich naiwności. Nie tego oczekiwałam, kiedy postanowiłam zostać czarownicą…
— A kto powiedział — przerwała jej babcia powoli i wyraźnie — że już zostałaś czarownicą?
— Słowo daję, wiatr robi się coraz mocniejszy; może lepiej… — zaczęła niania Ogg.
— Co takiego powiedziałaś? — spytała Magrat.
Niania Ogg zakryła oczy rękami. Prosić kogoś, żeby powtórzył zdanie, które nie tylko doskonale się słyszało, ale też które było straszliwie irytujące, w leksykonie sprzeczek znajdowało się w okolicach Defconu!.
— Zdawało mi się, że mówię dostatecznie wyraźnie — odparła babcia. — Jestem zdziwiona, że ktoś mógł nie dosłyszeć. Ja słyszałam doskonale…
— Dmucha coraz mocniej, więc…
— Moim zdaniem potrafię być dostatecznie zarozumiała, przykra i nieuprzejma, żeby zostać czarownicą — oświadczyła Magrat. — Przecież niczego więcej nie trzeba.
— Nieuprzejma? Ja?
— Lubisz ludzi potrzebujących pomocy, bo kiedy potrzebują pomocy, są słabi, a pomaganie im sprawia, że ty sama czujesz się silna. Co złego może sprawić odrobina magii?
— Nigdy nie kończy się na odrobinie, durna dziewucho! Magrat poczerwieniała ze złości. Sięgnęła do sakwy i wyjęła cienką książeczkę. Machnęła nią, jakby to była broń.
— Może i jestem głupia — sapnęła z przejęcia — ale przynajmniej staram się czegoś nauczyć. Wiesz, do czego ludzie mogą używać magii? W tej książce piszą o takich, którzy potrafią… potrafią… chodzić po rozżarzonych węglach albo wsadzić rękę w ogień i nie zrobić sobie krzywdy!
— Tanie sztuczki!
— Naprawdę umieją!
— Niemożliwe. Nikt tego nie potrafi.
— To pokazuje, że panują nad wszystkim! Magia to coś więcej niż tylko wiedza o różnych rzeczach i manipulowanie ludźmi!
— Tak? Wystarczy poprosić gwiazdkę albo posypać coś pyłkiem wróżek? I od tego ludzie będą szczęśliwsi?
— Musi być trochę i tego! Inaczej po co byłoby cokolwiek? A poza tym… Kiedy przyszłam do domku Dezyderaty, szukałaś różdżki, prawda?
— Nie chciałam, żeby wpadła w nieodpowiednie ręce!
— To znaczy każde oprócz twoich? Patrzyły na siebie gniewnie.
— Czy nie masz w duszy nawet drobinki romantyzmu? — spytała żałośnie Magrat.
— Nie — odparła babcia. — Nie mam. A gwiazdy nie dbają o to, czego sobie życzysz, magia niczego nie poprawia i nikt nie uniknie oparzeń, jeśli wsadzi rękę do ognia. Jeśli chcesz dojść do czegoś jako czarownica, Magrat Garlick, musisz się nauczyć trzech rzeczy. Co jest realne, co nie jest realne i na czym polega różnica.
— I zawsze zapisuj nazwisko i adres młodego człowieka — dodała niania. — U mnie działało za każdym razem. Żartowałam — dodała szybko, kiedy obie popatrzyły na nią z wściekłością.
Wiatr wzmagał się na granicy lasu. Źdźbła trawy i zerwane liście frunęły w powietrzu.
— Na szczęście idziemy dobrą drogą! — zawołała niania głośno, rozpaczliwie szukając czegokolwiek, co zajmie uwagę dwóch pozostałych. — Patrzcie. Na drogowskazie stoi „Genoa”.
Rzeczywiście stało. Byt to stary, przegnity drogowskaz, ustawiony na samym brzegu lasu. Tablicę wycięto na kształt wskazującego palca.
— W dodatku to całkiem przyzwoita droga — paplała niania.
Kłótnia uspokoiła się trochę, po prostu dlatego że obie zaangażowane strony nie rozmawiały ze sobą. Nie zwyczajnie powstrzymywały się od komunikacji głosowej — to tylko brak mowy. Zjawisko przekraczało ten opis i sięgało na drugą stronę, ku straszliwym, gniewnym słowom: Nierozmawianie Ze Sobą.
— Żółta cegła — mówiła niania. — Czy kto kiedy słyszał, żeby budować drogę z żółtej cegły?
Magrat i babcia Weatherwax stały odwrócone plecami do siebie, ze skrzyżowanymi na piersiach rękami.
— Okolica weselej od tego wygląda — uznała niania. — To pewnie dlatego.
Na horyzoncie Genoa iskrzyła się wśród zieleni. Przed nimi droga opadała w dolinę usianą małymi wioskami. Rzeka wiła się, zdążając w stronę miasta.
Wiatr szarpał spódnice niani.
— Nie polecimy przy takiej wichurze — powiedziała, wciąż po kobiecemu usiłując samodzielnie podtrzymywać rozmowę trzech osób. — No to musimy iść pieszo, co? — uznała, po czym dodała, ponieważ iskierka złośliwości tli się nawet w duszach tak niewinnych jak niani Ogg: — Ze śpiewem na ustach. Co wy na to?
— Z pewnością nie do mnie należy krytykowanie tego, co inni postanowią robić — rzekła babcia. — To nie moja sprawa. Ale przypuszczam, że niektórzy, zwłaszcza tacy, co mają różdżki i wielkie plany, pewnie chcieliby wyrazić opinię.
— Ha! — powiedziała Magrat.
Ruszyły ceglaną drogą w kierunku dalekiego miasta. Szły gęsiego, z nianią Ogg — niczym ruchomym państwem buforowym — pośrodku.
— Niektórym — odezwała się Magrat do świata jako takiego — przydałoby się trochę serca.
— Niektórym — oznajmiła babcia Weatherwax, zwracając się do zachmurzonego nieba — przydałoby się o wiele więcej rozumu.
Po czym przytrzymała kapelusz, żeby wiatr go nie zdmuchnął.
A mnie, pomyślała niania Ogg z przekonaniem, przydałby się solidny drink.