Выбрать главу

— Pewnie że nie!

— I to ona tak jakby rządzi w mieście? — spytała niania.

— Despotyczna też była!

— Ale po co w ogóle chce rządzić miastem? — nie rozumiała niania.

— Ma plany — wyjaśniła pani Gogol.

— A próżna… Strasznie próżna — mówiła babcia, zwracając się najwyraźniej do świata jako takiego.

— Wiedziałaś, że jest tutaj?

— Miałam przeczucie. Lustra!

— Lustrzana magia nie jest taka zła — zaprotestowała niania. — Różne rzeczy robiłam kiedyś z lustrami. Można się nieźle zabawić.

— Ona nie używa jednego lustra — poinformowała pani Gogol.

— Och…

— Używa dwóch.

— Och… To co innego.

Babcia spojrzała w wodę. Jej własna twarz spoglądała na nią z głębiny.

W każdym razie miała nadzieję, że to jej własna twarz.

— Czułam, że obserwuje nas przez całą drogę — powiedziała. — Wtedy jest najszczęśliwsza: wewnątrz luster. Wewnątrz luster i wciągając ludzi w opowieści.

Dźgnęła odbicie patykiem.

— Patrzyła nawet na mnie w domu Dezyderaty, tuż przed przyjściem Magrat. Nie jest przyjemnie zobaczyć we własnym odbiciu kogoś innego…

Urwała na moment.

— A właściwie gdzie jest Magrat? — zainteresowała się nagle.

— Poszła gdzieś matkować i wróżkować — odparła niania. — Mówiła, że nie potrzebuje pomocy.

* * *

Magrat była zirytowana. Była też przestraszona, co irytowało ją jeszcze bardziej. Ludzie ciężko znosili irytację Magrat. Przypominała atak mokrej chusteczki.

— Masz na to moje słowo — powiedziała. — Jeśli nie chcesz, nie musisz iść na ten bal.

— Nie zdołasz ich powstrzymać — odparta smętnie Ella. — Wiem, jak odbywa się wszystko w tym mieście.

— Słuchaj, powiedziałam przecież, że nie musisz nigdzie chodzić!

Magrat zastanowiła się.

— Nie ma w Genoi kogoś, za kogo chciałabyś wyjść zamiast za księcia? — spytała.

— Nie. Prawie nikogo nie znam. Nie mam okazji.

— Dobrze. To ułatwia sprawę. Proponuję, żeby cię stąd wyprowadzić i… i zabrać gdzie indziej.

— Nie ma żadnego gdzie indziej. Przecież mówiłam. Są tylko bagna. Raz czy dwa próbowałam, a one wysłały za mną woźniców. Byli całkiem mili… woźnice, znaczy. Po prostu się bali. Wszyscy się boją. Myślę, że nawet siostry się boją.

Magrat rozejrzała się, czujnie badając wzrokiem cienie.

— Czego? — zapytała.

— Podobno ludzie znikają. Kiedy rozzłoszczą Duca, coś się z nimi dzieje. Wszyscy w Genoi są bardzo uprzejmi — stwierdziła Ella kwaśnym tonem. — Nikt nie kradnie, nikt nie podnosi głosu i nikt nocą nie wychodzi z domu, chyba że w Tłusty Wtorek. — Westchnęła. — O, tam bym chciała pójść. Na karnawał. Zawsze każą mi tu zostać… Ale słyszę jak sunie przez, miasto, i myślę wtedy, taka powinna być Genoa. Nie paru ludzi tańczących na ulicach, ale wszyscy tańczący na ulicach.

Magrat otrząsnęła się. Nagle uświadomiła sobie, że jest bardzo daleko od domu.

— Myślę, że chyba przyda mi się jakaś pomoc — rzekła.

— Masz różdżkę — przypomniała Ella.

— Są takie chwile, że potrzebne jest coś więcej niż tylko różdżka — wyjaśniła Magrat. Wstała. — Ale powiem ci jedno — dodała jeszcze. — Nie podoba mi się ten dom. Nie podoba mi się to miasto. Elluszku?

— Tak?

— Nie pojedziesz na bal. Dopilnuję tego… Obejrzała się.

— Mówiłam. — Ella spuściła głowę. — Nawet się ich nie słyszy.

Jedna z sióstr stała na szczycie schodów. Jej nieruchome spojrzenie spoczywało na Magrat.

Podobno każdy człowiek ma cechy jakiegoś zwierzęcia. Magrat prawdopodobnie była bezpośrednio złączona psychicznie z jakimś zwierzątkiem futerkowym. Teraz ogarnęła ją groza przejmująca wszystkie małe gryzonie w obliczu patrzącej nieruchomo śmierci. To straszne spojrzenie modulowało wszelkie typy przekazu: bezsens ucieczki, głupota oporu, nieuchronność zguby…

Wiedziała, że nic nie może zrobić. Nie panowała nad własnymi nogami, całkiem jakby rozkazy płynęły z tym wzrokiem do rdzenia kręgowego. Wrażenie bezradności napełniało niemal spokojem…

— Pokój temu domowi.

Siostra odwróciła się o wiele szybciej, niż byłoby to możliwe dla kogokolwiek z ludzi.

Babcia Weatherwax otworzyła drzwi.

— Alem zmęczona! — huknęła. — I laboga!

— O tak — poparła ją niania Ogg, wchodząc do środka. — Laboga też.

— Jesteśmy dwiema żebraczkami — wyjaśniła babcia, zbliżając się do Magrat.

— Chodzimy od domu do domu — dodała niania Ogg. — W żadnym razie nie przyszłyśmy prosto tutaj.

Obie chwyciły Magrat pod łokcie i uniosły nad podłogą.

Babcia obejrzała się jeszcze.

— A co z tobą, panienko?

Ella pokręciła głową, nie podnosząc wzroku.

— Nie — odparła. — Nie mogę odejść. Babcia zmrużyła oczy.

— Chyba nie — zgodziła się. — Wszyscy mamy swoją drogę do przejścia, a przynajmniej tak ludzie mówią, chociaż nie ja. Chodźmy, Gytho.

— Właśnie wychodzimy! — oznajmiła radośnie niania Ogg.

Odwróciły się.

Druga siostra stanęła w progu.

— O bogowie! — westchnęła niania. — Nawet nie zauważyłam, że się rusza.

— Właśnie wychodziłyśmy — powiedziała głośno babcia Weatherwax. — Jeśli to nie przeszkadza szanownej pani.

Zmierzyły się wzrokiem.

Powietrze zaiskrzyło.

— Kiedy powiem: teraz, Gytho… — rzuciła babcia przez zaciśnięte zęby.

— Słyszę — mruknęła niania.

Babcia sięgnęła ręką za plecy i znalazła imbryk, z którego przed chwilą korzystała Magrat. Zważyła go w dłoni. Poruszała się wolno i delikatnie.

— Gotowa, Gytho?

— Czekam, Esme.

— Teraz!

Babcia cisnęła imbryk w powietrze. Głowy obu sióstr skierowały się ku niemu.

Niania wyprowadziła potykającą się Magrat. Babcia zatrzasnęła drzwi w chwili, gdy bliższa z sióstr skoczyła ku nim z otwartymi ustami, za późno.

— Zostawiłyśmy tam dziewczynę! — zawołała niania, kiedy biegły alejką.

— One jej pilnują — odparła babcia. — Nie zrobią jej krzywdy.

— U nikogo jeszcze nie widziałam takich zębów.

— To dlatego że one nie są kimś. To węże. Dotarły do względnego bezpieczeństwa ulicy i zdyszane oparły się o mur.

— Węże? — wysapała niania. Magrat otworzyła oczy.

— To dzieło Lily — wyjaśniła babcia. — Pamiętam, dobra była w takich przemianach.

— Naprawdę węże?

— Tak — zapewniła ponuro babcia. — Lily łatwo znajduje przyjaciół.

— Niech mnie! Ja bym tak nie umiała.

— Dawniej ona też nie potrafiła, w każdym razie nie na dłużej niż kilka sekund. Oto do czego prowadzi używanie luster.

— Ja… Ja… — wyjąkała Magrat.

— Ty jesteś bezpieczna — uspokoiła ją niania. Zerknęła na Esme Weatherwax. — Nie powinnyśmy zostawiać tam dziewczyny, cokolwiek byś mówiła. W domu, gdzie węże chodzą i myślą, że są ludźmi.

— Jest jeszcze gorzej. One chodzą i myślą, że są wężami.

— Wszystko jedno. Ty nigdy czegoś takiego nie robiłaś. Najgorsze twoje wyczyny to sprawić, że ludziom trochę się mieszało, kim są.

— No bo ja jestem tą dobrą — mruknęła z goryczą babcia. Magrat zadygotała.

— Spróbujemy ją wydostać? — zaproponowała niania.