Выбрать главу

Pani Pleasant nalała sobie rumu i właśnie sięgała po łyżkę, kiedy poczuła, że jest obserwowana.

Potężny mężczyzna w czarnym skórzanym kaftanie przyglądał się jej od drzwi. Kołysał trzymaną w ręku maską rudego kota.

Było to bardzo bezpośrednie spojrzenie. Pani Pleasant zaczęła żałować, że nie zrobiła czegoś z włosami i że nie ma na sobie lepszej sukni.

— Słucham — powiedziała. — Czego chcesz?

— Chcęęęjeeeść, paaani Pleasunt — oznajmił Greebo. Zmierzyła go wzrokiem. Ostatnio w Genoi spotykało się dziwne typy. Ten tutaj musiał być gościem na balu, ale było w nim coś… coś znajomego.

Greebo nie był zadowolonym kotem. Najpierw mieli do niego pretensje, bo ściągnął pod stół pieczonego indyka. Potem chuda samica z szerokimi zębami uśmiechała się do niego zalotnie i powtarzała, że spotka się z nim później w różanym ogrodzie, co nie jest kocim sposobem załatwiania spraw. Niepokoiło go również, że jego ciało nie było właściwe — a jej też nie. I dookoła kręciło się zbyt wielu innych samców.

A potem wywąchał kuchnię. Koty grawitują do kuchni jak kamienie grawitują do grawitacji.

— Widziałam cię już kiedyś? — spytała pani Pleasant.

Greebo nie odpowiedział. Podążył za swoim nosem do miski na stole.

— Chcęęę — zażądał.

— Rybie łby? — zdziwiła się pani Pleasant.

Formalnie byty to odpadki, choć planowała, że z dodatkiem ryżu i kilku specjalnych sosów zmieni je w danie, o które walczą królowie.

— Chcęęę — powtórzył Greebo.

Pani Pleasant wzruszyła ramionami.

— Chcesz jeść surowe rybie łby, to sobie je weź.

Greebo niepewnie podniósł miskę. Nie miał wprawy w posługiwaniu się palcami. Rozejrzał się konspiracyjnie i zniknął pod stołem. Rozległ się odgłos gwałtownego przełykania i szuranie miski o podłogę.

Po chwili Greebo się wynurzył.

— Mlueko? — zapytał.

Pani Pleasant jak zafascynowana sięgnęła po dzbanek z mlekiem i kubek…

— Ssspooodeeek — powiedział Greebo.

…i spodek.

Greebo przyjrzał mu się z uwagą i postawił na podłodze.

Pani Pleasant patrzyła.

Greebo skończył mleko i zlizał resztki z brody. Teraz czul się o wiele lepiej. Zauważył płonący ogień, więc podszedł do paleniska, usiadł, napluł na rękę i spróbował wyczyścić uszy. Nie udało mu się, ponieważ nie wiadomo dlaczego ani uszy, ani łapa nie miały odpowiedniego kształtu. Zwinął się zatem jak mógł najlepiej, czyli nie za dobrze, ponieważ kręgosłup także miał nieodpowiedni.

Po chwili pani Pleasant usłyszała niskie, astmatyczne chrapanie. To Greebo próbował mruczeć.

Miał nieodpowiednią krtań.

Za chwilę obudzi się w złym humorze i będzie chciał z czymś walczyć.

Pani Pleasant wróciła do kolacji. Mimo że potężny mężczyzna właśnie na jej oczach zjadł miskę rybich łbów i wychłeptał spodek mleka, wcale nie była przestraszona. Musiała wręcz hamować odruch, by podrapać go po brzuchu.

* * *

Kiedy Magrat biegła po czerwonym dywanie w stronę pałacowej bramy i wolności, zerwała z nogi drugi pantofelek. Ucieczka jest najważniejsza. „Przed czym” było ważniejsze niż ”dokąd”.

Nagle dwie sylwetki wynurzyły się z cienia i stanęły przed nią. Odruchowo wzniosła pantofelek, gdy zbliżyły się w absolutnej ciszy, ale nawet w mroku czuła na sobie ich wzrok.

* * *

Tłum rozstąpił się i Lily Weatherwax z szelestem jedwabiu spłynęła w dół.

Nie pokazując po sobie nawet śladu zdziwienia, zmierzyła babcię wzrokiem.

— Też cała w bieli — stwierdziła oschle. — Coś podobnego, czyżbyś ty była tą miłą?

— Powstrzymałam cię — oznajmiła babcia, wciąż zdyszana po wysiłku. — Rozbiłam go.

Lily Weatherwax spojrzała poza nią. Po schodach zbliżały się wężowe siostry, prowadząc między sobą bezwładną Magrat.

— Niech bogowie zbawią nas od ludzi, którzy myślą dosłownie — powiedziała Lily. — Wiesz przecież, że one występują w parach.

Podeszła do Magrat i wyjęła jej z ręki drugi pantofelek.

— Zegar był interesujący — przyznała, zwracając się znowu do niani. — Zrobił na mnie wrażenie. Ale sama wiesz, że to na nic. Nie można zatrzymać takich historii. Mają pęd nieodwracalności. Nie zepsujesz dobrej opowieści. Sama powinnaś to wiedzieć.

Podała pantofelek Księciu, jednak cały czas nie spuszczana wzroku z babci.

— Będzie na nią pasował — rzuciła.

Dwaj dworzanie podnieśli stopę Magrat, a Książę wcisnął pantofelek na sztywne palce.

— No właśnie — rzekła Lily. — I nie próbuj na mnie tego hipnotyzmu jak u wiejskiej czarownicy.

— Pasuje — oznajmił Książę, jednak w jego głosie brzmiało powątpiewanie.

— Owszem — odezwał się wesoły glos gdzieś z tyłu. — Wszystko pasuje, jeśli wcześniej włoży się dwie pary grubych skarpet.

Lily zerknęła w dół, potem na maskę Magrat. Wyciągnęła rękę i zdarła ją z twarzy.

— Au!

— Niewłaściwa dziewczyna — przyznała Lily. — Ale to bez znaczenia, Esme, ponieważ pantofelek jest właściwy. Musimy tylko znaleźć dziewczynę, na której stopę będzie pasował…

W tłumie nastąpiło poruszenie. Dworzanie rozstąpili się, odsłaniając nianię Ogg, brudną od smaru i obwieszoną pajęczynami.

— Jeśli to rozmiar pięć i pól, tęgość wąska, to właśnie mnie szukacie — powiedziała. — Niech tylko zdejmę te buty…

— Nie o tobie mówiłam, starucho — odparła lodowatym tonem Lily.

— Ależ tak, właśnie o mnie. Wiemy przecież, jak to idzie. Książę wędruje z pantofelkiem po mieście i szuka dziewczyny, na którą będzie pasował. Tak to zaplanowałaś. Ale dzięki mnie oszczędzisz sobie kłopotu. Co ty na to?

Po twarzy Lily przemknął wyraz niepewności.

— Dziewczyny — przypomniała — w wieku odpowiednim do małżeństwa.

— Żaden problem — zapewniła radośnie niania Ogg.

Krasnolud Casanunda z dumą szturchnął dworzanina w kolano.

— Ta pani jest moją bardzo bliską przyjaciółką — oświadczył. Lily spojrzała na siostrę.

— Ty to robisz. Nie myśl, że o tym nie wiem.

— Niczego nie robię — odparła babcia. — Prawdziwe życie zdarza się samo z siebie.

Niania wyrwała pantofelek z ręki Księcia i zanim ktokolwiek zdążył się ruszyć, wsunęła go na stopę.

Pomachała nogą w powietrzu. Pantofelek pasował idealnie.

— Proszę! — zawołała. — Widzicie? A mogliście zmarnować cały dzień.

— Zwłaszcza że w tak wielkim mieście muszą być setki stóp rozmiaru pięć i pół…

— …tęgość wąska…

— …tęgość wąska — mówiła dalej babcia. — Chyba że, ma się rozumieć, już na samym początku przypadkiem trafiłabyś do właściwego domu. Gdyby intuicja podpowiedziała ci prawidłowo.

— Ale to by było oszustwo — stwierdziła niania. Szturchnęła Księcia.

— Chcę tylko dodać — rzekła — że nie mam nic przeciwko machaniu tłumom, otwieraniu różnych rzeczy i innym królewskim sprawom. Ale nie zgadzam się na sypianie w tym samym łóżku co ten tu przystojniak.