— Ponieważ on nie śpi w łóżku — dodała babcia.
— Nie. Śpi w stawie — wyjaśniła niania. — Widziałyśmy. Taki wielki kryty staw.
— Ponieważ jest żabą — stwierdziła babcia.
— I pełno tam much na wypadek, gdyby obudził się w nocy i miał ochotę coś przekąsić.
— Tak myślałam! — zawołała Magrat, wyrywając się gwardzistom.
— On ma lepkie dłonie.
— Wielu ludzi ma lepkie dłonie — zauważyła babcia. — Ale ten tutaj ma takie, ponieważ jest żabą.
— Jestem księciem królewskiej krwi — zaprotestował Książę.
— I żabą — uzupełniła babcia.
— Nie przeszkadza mi to — zapewnił Casanunda gdzieś z dołu.
— Jestem zwolennikiem otwartych związków. Jeśli chcesz chodzić z żabą, proszę bardzo…
Lily spojrzała na tłum gości. I pstryknęła palcami.
Babcia Weatherwax zdała sobie sprawę, że zapadła cisza.
Niania Ogg przyjrzała się ludziom po bokach. Pomachała ręką przed twarzą gwardzisty.
— Nieźle — stwierdziła.
— Nie możesz tego utrzymywać zbyt długo — oświadczyła babcia. — Nie możesz tak unieruchomić tysiąca ludzi.
Lily wzruszyła ramionami.
— Nie są ważni. Kto będzie pamiętał listę gości na balu? Zapamiętają tylko ucieczkę, pantofelek i szczęśliwe zakończenie.
— Już ci mówiłam: nie możesz zaczynać od nowa. A on jest żabą. Nawet ty nie potrafisz przez całą dobę zachować go w takim kształcie. Nocami odzyskuje dawną postać. Ma sypialnię, w której jest staw. Jest żabą.
— Ale tylko we wnętrzu — przypomniała siostrze Lily.
— Tylko wnętrze się liczy.
— Chociaż zewnętrze też jest ważne — wtrąciła niania.
— Wielu ludzi jest wewnątrz zwierzętami. Wiele zwierząt jest wewnątrz ludźmi. Komu to szkodzi?
— On jest żabą.
— Zwłaszcza nocami — dodała niania.
Przyszło jej na myśl, że mąż, który w dzień jest mężczyzną, a nocą zmienia się w żabę, byłby prawie do przyjęcia. Co prawda nie oddawałby wypłaty, ale mniej niszczyłby meble. Nie mogła też wypchnąć z umysłu pewnych osobistych spekulacji na temat długości jego języka.
— A ty zabiłaś barona — odezwała się Magrat.
— Uważasz, że był miłym człowiekiem? — spytała Lily. — Poza tym nie okazywał mi szacunku. A jeśli nie masz szacunku, nie masz niczego.
Niania i Magrat odruchowo spojrzały na babcię.
— On jest żabą.
— Znalazłam go w bagnie — wyjaśniła Lily. — Poznałam, że jest dość rozsądny. Potrzebowałam kogoś… podatnego na perswazje. Czy żabom nie należy się szansa? Nie będzie gorszym mężem od wielu innych. Jeden pocałunek księżniczki przypieczętuje czar.
— Tak. Ale on jest żabą — upierała się babcia.
— Spójrz na to z mojego punktu widzenia — zaproponowała Lily. — Widziałaś okolicę? Same bagna i mgły. A ja potrafię to zmienić we wspaniale miasto. Nie takie byle jakie, jak Ankh-Morpork, ale takie, które naprawdę funkcjonuje.
— Dziewczyna nie chce żaby za męża.
— Jakie to będzie miało znaczenie za sto lat?
— Teraz ma znaczenie. Lily rozłożyła ręce.
— W takim razie czego ode mnie oczekujesz? Do ciebie należy wybór. Albo ja, albo ta kobieta na bagnach. Światło albo ciemność. Mgła i słońce. Mroczny chaos i szczęśliwe zakończenie.
— On jest żabą, a ty zabiłaś starego barona — powiedziała babcia.
— Postąpiłabyś tak samo — stwierdziła Lily.
— Nie — zaprzeczyła babcia. — Pomyślałabym tak samo, ale bym tego nie zrobiła.
— A jaka to różnica w głębi serca?
— Chcesz powiedzieć, że nie wiesz? — zdumiała się niania. Lily roześmiała się.
— Spójrzcie na siebie, wszystkie trzy! Aż kipicie od nieskutecznych dobrych intencji. Dziewica, matka i starucha.
— Kogo nazywasz dziewicą? — oburzyła się niania Ogg.
— Kogo nazywasz matką? — spytała gniewnie Magrat. Babcia Weatherwax zmarszczyła brwi jak ktoś, kto odkrył, że pozostała już tylko jedna słomka, a wszyscy pozostali wyciągnęli długie.
— Co ja mam z wami zrobić? — zastanowiła się Lily. — Naprawdę nie lubię zabijać ludzi, chyba że to konieczne. Ale przecież nie mogę pozwolić, żebyście kręciły się tutaj i zachowywały głupio…
Przyjrzała się swoim paznokciom.
— Myślę, że umieszczę was gdzieś do czasu, aż wszystko dobiegnie końca. A potem… Zgadniecie, co zrobię potem? Będę oczekiwać waszej ucieczki. Ponieważ to przecież ja jestem dobrą wróżką.
Podążając za wyprężoną sylwetką Legby, Ella szła ostrożnie przez oświetlone księżycem bagno. Wyczuwała jakieś poruszenia w wodzie, ale nic się nie wynurzało — złe wieści, takie jak o Legbie, szybko się rozchodzą, nawet wśród aligatorów.
W oddali błysnęło czerwone światełko. Okazało się, że to chata pani Gogol, czy może łódź albo cokolwiek to było. Na bagnie różnica pomiędzy ziemią a wodą to właściwie kwestia wyboru.
— Hej! Jest tu kto?
— Wejdź, dziecko. Usiądź. Odpocznij.
Ella weszła niepewnie na kołyszącą się werandę. Pani Gogol siedziała w bujanym fotelu i trzymała na kolanach biało ubraną szmacianą lalkę.
— Magrat powiedziała…
— Wiem o wszystkim. Podejdź do Erzulie.
— Kim jesteś?
— Jestem twoją… przyjaciółką, dziecko.
Ella zbliżyła się tak, by w każdej chwili być gotową do ucieczki.
— Nie jesteś żadną odmianą matki chrzestnej, prawda?
— Nie. Nie, na bogów. Tylko przyjaciółką. Czy ktoś szedł za tobą?
— Nie… Chyba nie.
— To bez znaczenia, dziecko, nawet jeśli cię śledzili. Bez znaczenia. Ale może na chwilę powinnyśmy przenieść się na rzekę. Otoczone wodą będziemy bezpieczniejsze.
Chata zadygotała.
— Lepiej usiądź. Łapy będą trzęsły, dopóki nie znajdziemy się na głębokiej wodzie.
Mimo to Ella zaryzykowała szybkie spojrzenie.
Chata pani Gogol poruszała się na czterech kaczych łapach, w tej chwili wygrzebujących się z błota. Chlapiąc poczłapały po płyciźnie i delikatnie zanurzyły się w rzece.
Greebo obudził się i przeciągnął.
I na dodatek nieodpowiednie ręce i nogi.
Pani Pleasant, która siedziała nieruchomo i przyglądała mu się, odstawiła szklankę.
— Czego pan teraz chce, panie kocie? Greebo podszedł do drzwi prowadzących na zewnętrzny świat i podrapał je.
— Chcęęę wyjść, paaani Pleaaasunt — oświadczył.
— Wystarczy, że naciśniesz klamkę.
Greebo spojrzał na klamkę jak człowiek, który usiłuje zrozumieć działanie bardzo zaawansowanego technicznie urządzenia, po czym rzucił pani Pleasant błagalne spojrzenie.
Otworzyła mu, odsunęła się, kiedy wychodził, potem zamknęła drzwi, przekręciła klucz i oparła się o nie plecami.
— Duszek na pewno jest już bezpieczna u pani Gogol — stwierdziła Magrat.
— Ha! — rzekła babcia.
— Całkiem ją polubiłam — przyznała niania Ogg.
— Nie ufam nikomu, kto pije rum i pali fajkę — oświadczyła babcia.
— Niania Ogg pali fajkę i pije wszystko — zauważyła Magrat.
— Tak, ale to dlatego że jest obrzydliwym starym tobołem — odparła babcia, nie podnosząc głowy.
Niania Ogg wyjęła fajkę z zębów.