Выбрать главу

— Zaglądałam tu dość często, żeby poczytać książki — przyznała Magrat. — I jeszcze… Ona lubiła gotować zagraniczne potrawy, ale nikt w okolicy nie chciał ich jeść, więc przychodziłam, żeby jej dotrzymać towarzystwa.

— Aha! Chciałaś się przypodobać! — zawołała babcia.

— Ale nie przypuszczałam nawet, że zostawi mi różdżkę. Naprawdę!

— Pewnie zaszła jakaś pomyłka — wtrąciła spokojnie niania Ogg.

— Prawdopodobnie chciała, żebyś ją przekazała jednej z nas.

— Rzeczywiście, tak musiało być — zgodziła się babcia. — Wiedziała, że można cię prosić o doręczenie i tak dalej. A teraz obejrzyjmy ją.

Wyciągnęła rękę.

Zaciśnięte na różdżce palce Magrat aż pobielały.

— …dala ją mnie… — przypomniała słabym głosem.

— Pod koniec jej umysł nieco błądził — stwierdziła babcia.

— …dała ją mnie…

— Być chrzestną wróżką to wielka odpowiedzialność — pouczyła ją niania. — Musisz być pomysłowa, elastyczna i taktowna, radzić sobie ze złożonymi sprawami serca i w ogóle. Dezyderata na pewno o tym wiedziała.

— …tak, ale dała ją mnie…

— Magrat Garlick, jako najstarsza czarownica rozkazuję ci, żebyś natychmiast oddała różdżkę — rzekła babcia. — Pamiętaj, różdżki sprawiają tylko kłopoty.

— Chwileczkę, chwileczkę — uspokajała ją niania. — Nie należy posuwać się za…

— …nie…

— Zresztą nie jesteś najstarszą czarownicą — przypomniała niania. — Matula Dismass jest starsza od ciebie.

— Cicho bądź. Poza tym ona jest psychicznie niezrównana.

— …nie możesz mi rozkazywać. Czarownice nie są hierarchiczne…

— To niegodne zachowanie, Magrat Garlick.

— Wcale nie — sprostowała niania Ogg. — Niegodne zachowanie jest wtedy, kiedy chodzisz bez żadnego ubrania i…

Urwała nagle.

Obie starsze czarownice wpatrywały się w kawałek papieru, który wysunął się Magrat z rękawa i spłynął na podłogę. Babcia rzuciła się pierwsza i podniosła go szybko.

— Aha! — zawołała tryumfalnie. — Teraz zobaczymy, czego naprawdę chciała Dezyderata.

Poruszając wargami odczytała list. Magrat usiłowała zebrać całą siłę woli.

Kilka mięśni drgnęło na twarzy babci. Potem spokojnie zmięła papier.

— Tak jak myślałam — powiedziała. — Dezyderata pisze, że mamy koniecznie pomagać Magrat, jako że jest młoda i w ogóle. Prawda, Magrat?

Magrat spojrzała jej w oczy.

Możesz zarzucić jej kłamstwo, myślała. List był całkiem jasny, w każdym razie w części o starszych czarownicach. Możesz kazać jej przeczytać na głos. Wszystko się wyda. Chcesz do końca życia pozostać trzecią czarownicą?

A potem ogień buntu, płonący na bardzo niesprzyjającym podłożu, zgasł.

— Tak — wymamrotała załamana. — Coś w tym rodzaju.

— Pisze, że mamy się udać w jakieś miejsce. To bardzo ważne. Tam musimy komuś pomóc poślubić księcia — mówiła dalej babcia.

— To Genoa — wyjaśniła Magrat. — Czytałam o niej w książkach Dezyderaty. Ale mamy dopilnować, żeby ona nie wyszła za księcia.

— Wróżka chrzestna nie pozwalająca dziewczynie wyjść za księcia? — zdziwiła się niania. — To trochę bez sensu.

— W każdym razie to życzenie jest chyba łatwe do spełnienia — zauważyła babcia… — Miliony dziewcząt nie wychodzą za książąt. Magrat postanowiła chociaż spróbować.

— Genoa leży bardzo daleko stąd — ostrzegła.

— Mam nadzieję — odparła babcia Weatherwax. — Przecież nie chcemy, żeby obce strony leżały blisko.

— Chodziło mi o to, że to długa podróż. A wy jesteście… już nie takie młode jak dawniej.

Nastąpiła długa, pełna napięcia chwila ciszy.

— Ruszamy jutro — zdecydowała babcia Weatherwax.

— A dlaczego nie mogę ruszyć sama? — protestowała rozpaczliwie Magrat.

— Bo nie masz żadnego doświadczenia w pracy wróżki — wyjaśniła babcia.

Tego było już za wiele, nawet dla spokojnej duszy Magrat.

— Wy też nie — oświadczyła.

— To prawda — przyznała babcia. — Ale chodzi o to… chodzi o to… chodzi o to, że nie mamy doświadczenia o wiele dłużej od ciebie.

— Jesteśmy bardzo doświadczone w braku doświadczenia — dodała z zadowoleniem niania Ogg.

— A to najważniejsze.

W domu babci było tylko jedno poplamione lusterko. Kiedy wróciła, zakopała je głęboko w ogrodzie.

— Masz — mruknęła pod nosem. — Spróbuj mnie teraz szpiegować.

* * *

Wydawało się całkiem niemożliwe, by Jason Ogg, mistrz kowalski, był synem niani Ogg. W ogóle nie wyglądał, jakby mógł się normalnie urodzić, ale jakby go zbudowano. W stoczni. Do jego powolnej i łagodnej natury genetyka uznała za stosowne dołożyć muskuły godne dwóch byków, ramiona jak konary dębu i nogi niczym cztery beczki piwa, zestawione parami jedna na drugiej.

Do jego kuźni sprowadzano rozpłodowe ogiery, płomiennookich, spienionych królów końskiej rasy, bestie o kopytach jak talerze, które ludzi mniejszego kalibru wykopywały przez ściany. Ale Jason Ogg poznał tajemnicę mistycznego Zaklęcia Jeźdźców; samotnie wchodził do kuźni, grzecznie zamykał wrota, a pół godziny później wyprowadzał zwierzę świeżo podkute i dziwnie pokorne[9].

Za jego potężną, nieruchomą sylwetką skrywała się reszta licznej rodziny niani Ogg i grupa przypadkowych mieszkańców miasteczka, którzy — widząc jakieś niezwykle zdarzenie, w którym uczestniczą czarownice — nie mogli oprzeć się pragnieniu, by zobaczyć coś, co w Ram topach nazywa się „niezłym ubawem”.

— No to ruszamy, Jasonie — powiedziała niania Ogg. — Mówią, że ulice w obcych stronach są wybrukowane złotem. Pewnie zrobię tam majątek, jak myślisz?

Jason zmarszczył krzaczaste brwi w intensywnym wysiłku myślenia.

— Przydałoby się nowe kowadło — stwierdził po chwili.

— Jeśli wrócę bogata, już nigdy nie będziesz musiał pracować w kuźni.

Jason znów zmarszczył czoło.

— Ale ja lubię kuźnię — zapewnił. To nianię zaskoczyło.

— No to… No to będziesz miał kowadło z litego srebra.

— Nie nada się, mamo. Będzie za miękkie.

— Jeżeli ci przywiozę kowadło z litego srebra, to będziesz miał kowadło z litego srebra, mój chłopcze, czy ci się to podoba, czy nie! Jason zwiesił głowę.

— Tak, mamo — wymruczał.

— Dopilnuj, żeby codziennie ktoś tu przychodził i wietrzył dom. I co rano macie rozpalić ogień na palenisku.

— Tak, mamo.

— A wchodzić wolno tylko kuchennymi drzwiami, słyszysz? Rzuciłam klątwę na ganek. Gdzie są te dziewuchy z moim bagażem?

Odbiegła, jak mały szary kogucik zaganiający stado kwok.

Magrat przysłuchiwała się temu z zainteresowaniem. Jej własny bagaż podróżny składał się z dużego worka, w którym mieściło się kilka zmian odzieży pozwalających przetrwać wszystko, czym może zagrozić pogoda w obcych stronach, i drugiego, mniejszego, gdzie zapakowała kilka użytecznych książek z domku Dezyderaty Hollow. Dezyderata znakomicie notowała i zapełniła kilkanaście małych książeczek swoim drobnym pismem oraz tytułami rozdziałów w stylu „Z różdżką i miotłą przez pustynie Wielkiego Nefu”.

Nigdy jednak chyba nie przyszło jej do głowy, by zapisać jakiekolwiek instrukcje obsługi różdżki. O ile Magrat się orientowała, trzeba było tylko pomachać nią i pomyśleć życzenie.

вернуться

9

Babcia Weatherwax wypytała go kiedyś, a że przed czarownicą nie ma żadnych Kretów, wyznał zawstydzony: „No więc, pani Weatherwax, to się robi tak. Łapię takiego za uprząż i walę go miotem między oczy, zanim się taki zorientuje, o co chodzi. A potem szeptam takiemu do ucha: Zrób jakiś numer, a położę na kowadle twoje jaja. Wiesz, że mogę”.