Wszyscy mieli wybór, mogli spać albo w bezpiecznej duchocie Juggernauta, albo też pod gołym niebem, pod opieką straży. Większość uczestników wyprawy zdecydowała się na sen na świeżym powietrzu.
Strażnicy, a zaliczali się do nich również Jori i Ram, na zmianę pełnili wartę. Indrze przydzielono wełniany koc tak samo jak innym, znalazła sobie stosunkowo wygodne miejsce na przestrzeni bez szyszek w samotnej ukrytej dolince między zboczami gór. Świadomie położyła się tak daleko od Lenore jak tylko możliwe.
To na wszelki wypadek, żebym przypadkiem nikogo nie udusiła we śnie, myślała zagniewana. Słyszała, jak Lenore pyta Rama, gdzie on ma zamiar się położyć, odparł, że na razie jeszcze nie wie, zajmie to miejsce, które zostanie. Indra zauważyła, że Lenore ulokowała się na przeciwległym skraju, by Ram mógł się umościć tuż koło niej.
Ze złości zazgrzytała zębami.
Spostrzegła, że Siska siedzi owinięta w swój koc, najwyraźniej i ona nie mogła zaznać spokoju. Siska przez całą podróż była rozdrażniona, Indra nie bardzo pojmowała, co się mogło stać ze spokojną zazwyczaj i zrównoważoną leśną księżniczką. Może nie za dobrze się czuła znów w Ciemności?
Jori i Tsi z głośnym chichotem walczyli o miejsce, aż wreszcie doczekali się upomnienia od jednego ze Strażników. Siska zerwała się nagle i oświadczyła, że będzie spała w wieżyczce.
– My z tobą! – zawołali chłopcy, ale gdy prychnęła ze złością, położyli uszy po sobie i potulnie wrócili na swoje miejsce, plącząc się w kocach.
Wreszcie zapadła cisza i Indra zasnęła.
Przebudziła się, bo ktoś przy niej kucał i delikatnie głaskał po włosach. W jednej chwili otrzeźwiała.
– Ram – szepnęła cicho.
– Nie chciałem cię budzić – odszepnął. – Ale mam teraz wartę i miałem ochotę na ciebie popatrzeć.
Nie wolno było im tego robić, ale jak cudownie, że mogli być razem. Rozmawiać i patrzeć na siebie.
– Nie chciałem, żeby stało się to, co się stało, kiedy przyjechaliście – powiedział Ram.
– Wiem o tym. Okropnie się rozczarowałam.
– Ja także. Tak długo na ciebie czekałem, zamierzałem nie dbać o żadne zakazy.
– I ja miałam taki plan. Ram, bliska byłam wtedy popełnienia zbrodni.
Ram ze śmiechem pokiwał głową.
– Indro, jutro podzielimy się na grupy, zrobię wszystko, żebyśmy znaleźli się w tej samej.
Indra mocno uścisnęła go za rękę.
– Ale zrób tak, żeby jej nie było.
– Och, nie, oszalałaś?
Trzymali się za ręce, tak jakby nigdy nie chcieli się rozdzielać.
– Ram – szepnęła Indra. – Patrzę na te skały w kształcie głów cukru i myślę o pewnym zdjęciu, które kiedyś widziałam. O zdjęciu wspaniałych wzgórz Guilin w dolinie rzeki Li w Chinach, to bardzo podobne.
– Dziwne, że o tym właśnie mówisz. Parę dni temu rozmawialiśmy o tych wzgórzach.
– Naprawdę?
– Tak, Dolg, Talornin i ja. Dolg opowiadał o pięknej dolinie Gjáin na Islandii, o dolinie elfów, a Talornin powiedział, że tę dolinę Obcy zaliczają do dwudziestu najpiękniejszych miejsc na Ziemi. Wymienił ich więcej, właśnie wzgórza, nad rzeką Li w Chinach, wodospad Angel w Wenezueli, góry w Prowansji, Wielki Kanion Kolorado w Arizonie, rosyjskie brzozowe lasy i wiele, wiele innych.
– To właściwie bardzo subiektywne.
– Oczywiście, a jeśli chodzi o te szczyty, to Dolg stwierdził wieczorem, że mu się nie podobają.
– Nie? Moim zdaniem są naprawdę wspaniałe.
– Owszem, lecz chyba nie chodziło mu o ich wygląd, nie wiem, co miał na myśli. Ale teraz muszę już iść, do zobaczenia.
Podniósł rękę dziewczyny do ust i pocałował. Indrę przeszedł dreszcz rozkoszy i szczęścia.
Później nie mogła już zasnąć.
Ale to nic nie szkodziło, niedługo i tak powinni się obudzić. Dano im pięć godzin na sen, każdy ze Strażników miał pełnić wartę tylko przez godzinę. Przez ostatnią godzinę Indra leżała, jedynie radując się istnieniem.
Lenore mogła snuć takie intrygi, jakie tylko chciała. I tak na miłość Rama nie miała co liczyć.
Po pospiesznym śniadaniu zebrali się na porośniętym trawą placyku. Nie była to szmaragdowa bujna trawa Królestwa Światła, lecz nędzne blade źdźbła, bezradne i udręczone w wiecznej ciemności. Nawet trawa, jak zresztą wszelka wegetacja, potrzebuje Świętego Słońca, pomyślała Indra. Musimy czym prędzej je tu przynieść.
Ale łatwo było tak powiedzieć, znacznie trudniej zrobić.
Ukradkiem przyglądała się Helgemu. Okazał się małomównym człowiekiem, wyraźnie zakłopotanym w obecności tylu obcych. Sprawiał wrażenie, że stara się trzymać z daleka od Marca i Dolga, jakby ich niezwykły wygląd budził w nim lęk, na Chora nawet nie śmiał spojrzeć. A przecież powinien być przyzwyczajony do rozmaitych istot żyjących w Ciemności, dziwiła się Indra. Powiadano przecież, że nawet olbrzymie jelenie to niezwykły widok.
Jednak Madragowie byli dla niego czymś kompletnie nowym, a wszystko, co nowe, z początku budzi lęk.
Gorsza była jednak jego reakcja na Tsi. Helge rozdziawił usta i wyglądało na to, że zaraz rzuci się do ucieczki, powstrzymały go jedynie uspokajające słowa Gondagila.
Helge wydawał się dobrym człowiekiem, może nawet aż za dobrym. Indra odnosiła wrażenie, że pozostaje pod czyimś wpływem, ale dlaczego ktoś miałby dominować nad rosłym, dumnym wikingiem? Nie mogła tego pojąć, co prawda na razie jeszcze nie miała okazji, by z nim porozmawiać, a z góry nie chciała niczego przesądzać.
Mężczyźni zajęci byli układaniem planów.
– Kiro – cicho mówił Ram do jednego ze Strażników. – Ty się zajmiesz odszukaniem samotnego samca. Pomoże ci w tym Zwierzę, które na pewno będzie umiało go wytropić. Zabierzesz też ze sobą Siskę i Tsi-Tsunggę. Tak, zrobimy tak z pełną premedytacją. Postarasz się sprawić, by Siska pozbyła się swej awersji do zwierząt, i pamiętaj, musi zachowywać się porządnie i przyzwoicie wobec Tsi, powinna wreszcie uznać go za w pełni wartościową istotę.
Kiro pokiwał głową.
– Niełatwe zadanie. Czy Dolg może mi w nim pomóc?
Ram popatrzył na swoją listę.
– Owszem, to nawet rozsądne, Dolg posiada niezwykłą zdolność łagodzenia wszelkich konfliktów.
Ram podniósł głos tak, aby wszyscy mogli go słyszeć.
– Chor, ty zostaniesz przy Juggernaucie, tu będzie baza, do której będziemy wracać. Bo wszyscy rozjedziemy się w różnych kierunkach. Laboratorium zostanie tutaj, weterynarz także. Szkoda, że mamy tylko jednego weterynarza, przydałby nam się drugi do ciężarnej łani. Helge twierdzi, że ona może się ocielić w każdej chwili, jeśli już się to nie stało.
– Ja mogę służyć pomocą jako weterynarz – oświadczył Jaskari. – Właściwie taki zawód chciałem sobie wybrać.
– Jesteś przecież z nami jako lekarz.
– Ludzie i zwierzęta mało różnią się od siebie, uczyłem się o jednych i o drugich.
– Dobrze, niech tak wobec tego będzie. Niestety, musimy rozdzielić Gondagila i Mirandę, dwoje tak dobrych znawców tematu nie może znaleźć się w tym samym zespole. Mirando, wydaje mi się, że rodzina jeleni, która odłączyła się od stada, to te same zwierzęta, którym pomogłaś przed kilkoma miesiącami, choć zapewne cielątko jest nowe, wszak tu w Ciemności upłynęło już kilka lat. Miałaś z nimi dobry kontakt, twoim przywódcą będzie jeden ze Strażników, powiedzmy Goram. Pójdziecie tylko we dwoje.
Miranda i Goram popatrzyli na siebie i uśmiechnęli się. Wiedzieli, że tworzą dobry zespół. Pragnęli jednak zabrać ze sobą Nidhogga, by prędzej odnaleźć zwierzęta, i otrzymali na to zgodę.