To zawsze jakaś pociecha, choć niewielka.
Nagle Gondagil i Móri zatrzymali się.
Pozostałym dali znak, by i oni przystanęli. Kiedy zaś przykucnęli, Elena i Jaskari poszli natychmiast w ich ślady.
Po drugiej stronie bagniska pojawił się jakiś człowiek. Nie zauważył ich, szedł krawędzią moczarów, wyraźnie się chowając. Był to starszy mężczyzna, nieduży, siwy, kiedyś jednak musiał mieć ciemne włosy. Na ramieniu niósł kuszę.
Elenę z początku zdumiał widok tak staroświeckiej broni, przypomniała sobie jednak opowieść Mirandy o tym, że w Królestwie Ciemności nie mają broni laserowej. Należało to chyba uznać za błogosławieństwo.
Jaskari, patrząc na nią, szepnął niemal bezgłośnie:
– Kłusownik?
Elena skinęła głową. Słyszeli przecież całkiem niedawno opowieść Mirandy o obrazie, jakie przesłało jej zwierzę, gdy spytała je o ranę na nodze. Jeleń był wówczas jelonkiem, a kłusownik drobnym, ciemnowłosym człowiekiem.
Wareg Helge mówił, że kłusownik pochodzi z osady niemieckiej; z tym jednym wyjątkiem mieszkali tam dobrzy ludzie.
Mężczyzna zniknął w lesie. Gondagil podszedł do nich i rzekł cicho:
– Czy możecie zaczekać tutaj w tym czasie, kiedy ja i Móri się nim zajmiemy? Nie chcemy, żeby postrzelił któregoś jelenia, nie powinien też widzieć, że zabieramy stąd zwierzęta.
Co z nim zrobicie? chciała spytać Elena, lecz bała się odpowiedzi.
– Schowajcie się w tych głębokich zaroślach – pokazał Gondagil.
Jaskarim owładnęła rozterka: miał wielką ochotę wziąć udział w polowaniu na kłusownika, a jednocześnie czuł się odpowiedzialny za Elenę.
Zwyciężyło poczucie odpowiedzialności.
Wkrótce potem para młodych ludzi schowała się w zaroślach wśród połamanych gałązek, opadłych liści i pajęczyn.
– A więc pająki odnalazły drogę do wnętrza Ziemi – mruknął Jaskari. – No tak, można się było tego spodziewać. One lubią wpełzać w mroczne dziury. Kto wie, może przeszły aż tutaj?
– Chyba raczej ktoś je tu przyniósł – stwierdziła Elena.
– Może i masz rację.
Elena czuła się śmiertelnie zmęczona, ale nie chciała o tym mówić. Nie chciała się skarżyć.
– Ty się cała trzęsiesz – zauważył zdziwiony Jaskari.
– Rzeczywiście muszę przyznać, że zmarzłam – Elena próbowała się uśmiechnąć.
– Jesteś stanowczo za cienko ubrana. Masz! Otulił ją zdjętą z ramion kurtką. Elena z początku chciała protestować, lecz kiedy zobaczyła, że Jaskariemu został jeszcze gruby sweter, zapomniała o swych odwiecznych wyrzutach sumienia i zaczęła się rozkoszować jego ciepłem, które pozostało jeszcze w materiale kurtki. Skulona postanowiła cieszyć się tym, co ma. Siedzieli tuż przy sobie, oparci o wywrócone drzewo, starając się nie pamiętać, że z mchu pokrywającego ziemię nadpełza wilgoć.
Od strony Gondagila i Móriego nic nie słyszeli, w lesie panowała cisza. Elena zastanawiała się, co by się stało, gdyby wśród ciemności pojawiły się nagle owe płonące czerwone ślepia. Siedzieli co prawda akurat w takim miejscu, że od razu by zobaczyli, z jakimi istotami mają do czynienia. Tu nikt nie mógł się ukryć w mrocznych zakątkach. Zastanawiała się, czy Jaskari ma jakąś broń, którą mogliby walczyć, ale Nidhogg zdaje się mówił Goramowi, że na takie bestie i pistolet laserowy nie pomoże.
– Uf…
Czuła brodę Jaskariego na włosach, patrzyła na dłoń, którą ją obejmował, ujęła ją i wolno zaczęła pieścić. Gładziła ją kciukiem, nieświadoma własnego zmysłowego ruchu. Rozmarzona i zasmucona siedziała przy tym, którego prawie już miała, lecz utraciła.
– Jestem zrozpaczony – cicho powiedział Jaskari.
Poczuła, jak jego głos wibruje ponad jej włosami.
– Tym, że tak się stało… – Drugą ręką odruchowo głaskał ją po ramieniu. – Mogłoby nam teraz być tak wspaniale. Zawsze o tobie marzyłem, o tym, żeby być z tobą. Kochać cię w pełni, pokazać, jak bardzo mi na tobie zależy. Teraz już nie jestem w stanie.
Elena ciężko przełknęła ślinę.
– Jaskari, dla mnie miłość nie jest rzeczą zwyczajną. Tamta straszna przygoda z Johnem zakończyła się kompletnym fiaskiem, ja… ja niczego nie potrafię, nic nie wiem. Moi kochani rodzice nigdy o niczym mi nie mówili, powtarzali tylko, że muszę zachować czystość aż do ślubu. Wiem, że w dzisiejszych czasach to nonsens, ale we mnie ich zalecenia tkwią bardzo mocno. Wszystko, co wiem, usłyszałam od Indry, która ma sporo doświadczenia, choć wcale nie tyle, ile udaje, że ma. Jestem chyba ostatnią osobą, która mogłaby ci pomóc wydobyć się z kryzysu po tym gwałcie, którego dopuściła się Griselda.
– Nie masz racji, Eleno – szepnął z zapałem Jaskari. – Ty ze swoją czystością jesteś jedyną osobą, która jest w stanie to uczynić, ale mówiąc szczerze, nie wiem, jak miałabyś to osiągnąć. Oboje jesteśmy tacy zablokowani przeżytymi wstrząsami, że nie mamy chyba na to żadnych szans.
Nie zagadajmy naszej miłości na śmierć, pomyślała Elena, lecz zaczęła dostrzegać pewną nadzieję. Jaskari nie pozostawał obojętny na jej bliskość, wyczuła lekkie drżenie jego klatki piersiowej, poznała to także po dłoni, która zaczynała pieścić ją bardziej świadomie, i po drżeniu jego ręki, gdy jej dotykała.
Pocałuj mnie, Jaskari, pomyślała i starała się przekazać mu tę prośbę telepatycznie.
Nigdy nie miała okazji się dowiedzieć, czy jej próba okaże się skuteczna czy też nie, w tej samej chwili bowiem pojawili się Gondagil i Móri.
Elena i Jaskari natychmiast poderwali się z ziemi.
– I jak? – spytał Jaskari.
– Unieszkodliwiliśmy go – odparł cierpko Gondagil. – Przynajmniej na jedną dobę.
– Co zrobiliście? – dopytywali się zaniepokojeni. – Rozmawialiście z nim?
– Nie było takiej potrzeby, i lepiej się stało, że on nas nie widział.
Jaskari szeroko otworzył oczy.
– Zaatakowaliście go od tyłu?
Gondagil uśmiechnął się krzywo.
– To też nie było konieczne. Móri zaklęciami zesłał na niego sen. Oczywiście kłusownik słyszał początek jego pieśni, ale dobrze się ukryliśmy. Najgorsze, że i ja o mały włos nie zasnąłem, Móri musiał kuksnąć mnie w bok.
Roześmiali się cicho. Napięcie w mrocznym lesie trochę ustąpiło.
– A teraz zwierzęta – zapowiedział Gondagil. – Widzieliśmy je, są tam.
Poczłapali dalej po nierównościach, musieli okrążyć bagnisko, przejść przez kolejną leśną gęstwinę, aż wreszcie rozpostarła się przed nimi wielka łąka i tam wśród irytującego półmroku ujrzeli jelenie.
Elena i Jaskari po raz pierwszy widzieli megacerosy, nie śniło się im nawet, że są takie wielkie i że jest ich aż tyle.
Nigdy sobie nie poradzimy, pomyślała Elena z niewiarą. Jak my je wszystkie zabierzemy i wprowadzimy do Juggernauta? Boję się im choćby pokazać, te ich rogi!
– Ojej – szepnął Jaskari, wskazując na prawo. – Tam leży kłusownik, ale gdzie się podziała jego kusza?
– Schowaliśmy ją – łobuzersko uśmiechnął się Gondagil.
– Musiał akurat celować w któreś zwierzę – słabym głosem zauważyła Elena.
– Owszem, przybyliśmy w samą porę.
Jaskari na wpół sparaliżowany bezsilnością przyglądał się zwierzętom, które na razie jeszcze ich nie zauważyły, chociaż „wartownicy” wyraźnie się zaniepokoili.
– Cóż za olbrzymy, w jaki sposób…
– Ale czy nie powinno ich być trzynaście?
– Owszem.
– Tu jest tylko dwanaście.
Wszyscy w milczeniu zaczęli liczyć. Elena zauważyła szarego samca, trudno go było nie dostrzec, okazał się naprawdę wielki i potężny.