Выбрать главу

Juggernaut stał na środku przepięknej ukwieconej łąki, straszliwy, brzydki kolos zakłócał rajski spokój okolicy, burzył to, co miękkie, piękne i łagodne, tak jakby do Królestwa Światła zawitała wojna. Właściwie Juggernauta nie zbudowano z przeznaczeniem do udziału w wojennych wyprawach, lecz Jaskari posłużył się nim jako śmiercionośną bronią, co sprawiło, że kolos zdawał się jeszcze bardziej przerażający. Był mroczny, ciężki, budził grozę.

Siska widziała, jak Ram i Gondagil idą w stronę gondoli, widziała, że Indra długo patrzy za nimi, a ten szalony dzikus Tsi przechwala się czymś przed towarzyszami.

Nagle cała wielka grupa przestała ją obchodzić, dość miała kłopotów z samą sobą.

Siska rozumiała, że dorasta. Przybyła do Królestwa Światła jako czternastolatka, lecz z tym wiekiem dawno już się pożegnała.

Berengaria dojrzała znacznie szybciej niż ona, ale też i była od niej o rok starsza. Mówiła o płomieniach, jakie zaczynały trawić jej ciało, o przecudnych snach i o tym, jak intrygujące zaczęło jej się wydawać życie.

Siska niczego podobnego wcześniej nigdy nie doznała, a i teraz, podczas tej wyprawy w Ciemność, uczucia, jakie ją ogarnęły, przypominały raczej wściekłość i bezsiłę.

Ciemność… Jej rodzinne strony. Co prawda na razie nie przeszli jeszcze poza mur, wszystko się opóźniało, a ona czuła się rozdarta. Pragnęła wycofać się z ekspedycji, wrócić do domu i schować w swoim pokoju, w którym mogłaby zostać całkiem sama.

Mimo wszystko jednak nie przyłączyła się do licznej grupy tych, którzy zdecydowali się na powrót w zamieszkane okolice. Coś ją przed tym powstrzymało. Samoudręczenie, powtarzała sobie.

„Czy mężczyźni wcale na ciebie nie działają?” – spytała kiedyś Berengaria.

Nie, Siska nie odczuwała ich mocy. Domyślała się, dlaczego tak jest, i ta świadomość napawała ją wielkim bólem.

A przecież ona tego nie chciała. Nie chciała czuć, że stoi z boku i że jest głupia. Wiedziała jednak, że coś w niej pękło wtedy, gdy mieszkańcy wioski w Ciemności tak otwarcie okazali swoje pożądanie jej, młodej, stanowczo za młodej na to dziewczynie. Obserwowała ich wówczas rozebranych do naga, widziała niepohamowaną żądzę, która budziła w niej jedynie lęk i obrzydzenie. Tamten mężczyzna – miał zdaje się na imię Les, och, jakże to już dawno temu! – ten, który ścigał ją po lesie w jednym tylko celu: zhańbić, a potem zabić… Ten, który gonił ją z wielkim wyprężonym członkiem, ileż on i wszyscy pozostali w niej zniszczyli! On przede wszystkim się do tego przyczynił, lecz winę za to, co się stało, ponosili także inni rośli, silni myśliwi, przytłaczający swą męskością, a nawet pomarszczone stare dziady, które i tak miały tę obrzydliwą rzecz powiększoną i wydłużoną. I chłopcy, niewiele starsi niż ona sama, ich ręce również wyciągały się do niej, ogarnięte żądzą niszczenia i zabijania. Uległe masowej psychozie.

Zdołała wymknąć się im wszystkim, nawet Lesowi, ale jaką cenę musiała za to zapłacić!

Zadrżała zdjęta nagłym dreszczem, który przebiegł przez jej ciało, gdy popatrzyła na gromadkę zebraną na łące. Nienawidziła tego nowego uczucia, które w tak niewyjaśniony sposób pojawiło się dzisiaj, zdawała sobie bowiem sprawę, że nie zniesie bliskości mężczyzny. Jori przed tygodniem uściskał ją na żarty, a ona odruchowo mu się wyrwała, ze złości pobladła na twarzy jak kreda. Jori oczywiście poczuł się urażony, musiała go potem przepraszać. Niczego jednak nie wyjaśniała, a on później nie próbował się nawet do niej zbliżyć.

Jori, stary dobry przyjaciel.

Dzisiaj działo się jeszcze gorzej. Nigdy dotąd nie była aż do tego stopnia świadoma swojego ciała, nie mogła znieść, by ktokolwiek jej dotykał.

A przecież otaczają ją sami przyjaciele.

No, może Tsi się do nich nie zalicza, on jest zbyt zwierzęcy, w dodatku ta jego oswojona wiewiórka! Tsi me jest człowiekiem, a przecież należy wystrzegać się wszystkiego, co inne, bo mogą się za tym ukrywać złe duchy; to, co nie jest ludzkie, jest chore. Zaprzyjaźnianie się ze zwierzętami jest nienaturalne, niebezpieczne, tego nauczyły ją stare kobiety w wiosce.

A Tsi nie jest ani człowiekiem, ani zwierzęciem. Na pewno jest niezwykle groźną istotą, zresztą czy przez cały czas nie stara się do niej przymilać, mamić ją pięknymi słówkami i drobnymi przysługami? To podejrzane i straszne.

Ach, Siska tak bardzo chciałaby być jak inne dziewczęta! Jak jej najbliższe przyjaciółki, Berengaria i Sassa. Miała jednak świadomość, że jest innej krwi, że pochodzi z Ciemności, jest obcym przybyszem, któremu pozwolono wejść do świata ludzi. Wniosła ze sobą pokaźny bagaż przesądów i prymitywnych uprzedzeń, pogańskich rytuałów i pierwotnego strachu, lecz także znajomość przyrody i umiejętność leczenia. Talornin, Marco i dwaj czarnoksiężnicy z Islandii bardzo chwalili jej wiedzę, ale na jej stosunkach z przyjaciółmi zaciążyły przede wszystkim prymitywne uprzedzenia i przesądy, które zbyt mocno wbito jej do głowy.

Dlaczego dzisiaj wszystko stało się takie inne?

Nie zauważyła nawet, jak po policzkach pociekły jej łzy. Łzy gniewu i bezsilności, lecz także samotności rozdzierającej serce.

Być może powinna była pozostać w Ciemności, być może powinna nie zważając na nic wrócić do swojej wioski, bo tam jest jej miejsce.

Nie, Siska nie potrafiła sobie nawet tego wyobrazić. I to nie tylko dlatego, że prawdopodobnie już w chwili powrotu z wściekłością rozszarpano by ją na strzępy. Przede wszystkim czuła, że o wiele więcej łączy ją z mieszkańcami Królestwa Światła, nie chciała wracać do świata mroku, przemocy, podstępów i ciągłej walki o każdy kęs pożywienia, do świata zazdrości i wypaczonych myśli.

Dlaczego więc, na miłość boską, nalegała na udział w ekspedycji do Królestwa Ciemności? Dlaczego nie wykorzystała szansy na powrót do domu Nataniela i Ellen, kiedy taka okazja się nadarzyła? Teraz już wszyscy, którzy chcieli, zawrócili.

Pogłaskała połyskujący szarawym blaskiem pień srebrzystego drzewa. Wszystko tu takie piękne, nie chciała opuszczać Królestwa Światła.

Ale ona różniła się od pozostałych, była bezdomna, oderwana od swoich korzeni.

Księżniczka. Bogini-dziewica. Córka wodza prymitywnego leśnego plemienia. Starała się sprostać wymaganiom stawianym w Królestwie Światła, pomagała jej w tym nauka, jaką odebrała od starych kobiet. Przekazały jej całą swoją wiedzę i dzięki temu wybrano ją do Najwyższej Rady Królestwa Światła, oznaczało to, że w najwyższym stopniu ją zaakceptowano.

A mimo to czuła, że nie należy do nich.

Ciężko westchnęła i ruszyła z powrotem, kierując się w stronę gromadki na łące. Przyjaciele uśmiechnęli się do niej przelotnie i ona odpowiedziała drżącym uśmiechem.

Wszystko było jak przedtem.

A jednak coś się zmieniło.

2

ZWIADOWCY

W jasnym blasku słońca Ram i Gondagil wznieśli się nad łąką. W ostatniej chwili młody Tsi-Tsungga zawołał do nich:

– Trochę trudno nią sterować przy skrętach w lewo! Miał na myśli swój drogocenny skarb, gondolę, którą wypożyczył przyjaciołom.

Potem odwrócił się do pozostałych na łące.

– Ona jest moja, jedyna, której mogę używać, rozumiecie?

Z uśmiechem pokiwali głowami. Tsi był taki dumny ze swojej gondoli.

Ram i Gondagil wznieśli się na wysokość, od której mogło się zakręcić w głowie, i skierowali ku wentylom w murze; to one właśnie miały ich wyprowadzić poza Królestwo Światła. Istoty w dole zmniejszały się coraz bardziej, aż wreszcie wyglądały jak mrówki poruszające się po zielonej plamie na srebrnym talerzyku. To była łąka w Srebrzystym Lesie.