– Na krótką chwilę zapanuje tutaj chaos, bo wszyscy ludzie i zwierzęta będą wyprawiać się w swoich kierunkach. Zamieńcie się ze sobą, wy dwie.
Przeniosły spojrzenie z czarownicy na siebie i popatrzyły z nową nadzieją. Oczy Berengarii zaświeciły się, a Indra, zerkając ukradkiem na Rama, poczuła niepokojące mrowienie.
– A Tell?
– Postaram się go zająć, póki nie znajdziecie się obie tak daleko, że nic nie będzie mógł na to poradzić – odparła Sol. – A Ram nie powinien się chyba sprzeciwiać, co o tym myślisz, Indro?
Na twarzy Indry pojawił się uśmiech nie pozbawiony złośliwości.
– Przypuszczam, że raczej nie.
Wszyscy zaczęli się zbierać. Gondagil z Nidhoggiem ustawiali zwierzęta, które miały w pierwszej turze dotrzeć do Juggernauta, a Ram głośno wydawał ostatnie polecenia.
– Pospiesz się, Berengario! – gorączkowała się Sol. – Grupa Oka Nocy już odchodzi, dołącz do nich, Tell zostaje tutaj, ja przyjdę później, kiedy już zdołam go zagadać.
Sol zatroszczyła się o to, by Tell stał tyłem w czasie, gdy grupa składająca się z Jaskariego, weterynarza, Oka Nocy i Berengarii zagłębiła się w ciemny las. Potem prędko dołączyła do nich.
Ram z Indrą dawno już wyruszyli na poszukiwanie pary jeleni, Ram doskonale widział, co robi Sol, zauważył zmianę składu grup, ale niczego nie dał po sobie poznać. Tell i Móri zostali wraz z ośmioma jeleniami, żeby zaczekać na grupy Kira i Helgego. Wszyscy inni opuścili polanę. Tell nie zorientował się, że podział na grupy, tak starannie obmyślony i wbity mu do głowy przez Talornina, uległ zmianie.
Ram i Indra byli razem, podobnie Berengaria i Oko Nocy. Mogło to mieć nieoczekiwane konsekwencje.
A Lenore dawno już wypadła z gry, znalazła się poza linią boczną boiska.
Talornin, siedzący w swoim pałacu i przekonany, że wszystko układa się podług jego woli, o niczym nie wiedział.
14
Po drodze do ukrytej doliny czworo członków grupy poznało się lepiej z Helgem.
W czasie gdy wszyscy uczestnicy wyprawy byli jeszcze razem, niewiele się odzywał.
A teraz mówił, jakby chciał to nadrobić.
Pomagając im odnaleźć najdogodniejsze szczeliny w skale, po których mogli się wspinać, opowiadał o swojej matce, z którą absolutnie powinien porozmawiać przed opuszczeniem Ciemności.
Chociaż nie powiedział wprost, i bez tego zrozumieli, że chciałby zabrać ją do Królestwa Światła.
– Ależ to byłoby bardzo miłe – oświadczyła nie orientująca się w sytuacji Oriana. – Musimy spróbować jakoś to załatwić.
Helge cały się rozjaśnił.
Marco, który od Gondagila słyszał o matce Helgego nieco więcej, usiłował choć trochę przytłumić zapał Oriany, niestety ona nie pojęła dawanych przez niego sygnałów.
– Jak poślesz jej wiadomość?
Helge trochę się martwił.
– Mam nadzieję, że zdążę zajrzeć do osady, Ram poniekąd mi to obiecał.
Oriana patrzyła, jak Helge wyciąga rękę do Thomasa, by pomóc mu pokonać ostatni odcinek, trudną górską ścianę.
Miły człowiek z tego Helgego, sympatyczny, opanowany, spolegliwy i szczery, mężczyzna, którego łapie się za rękę, gdy rozlega się grzmot.
Thomas wreszcie znalazł się na górze i gdy ich oczy się spotkały, Orianie cieplej się zrobiło na sercu. Taki młody, a jednocześnie taki dojrzały. Nie wiedziała, dlaczego uważa go za młodszego od siebie. Thomas przebywał wszak w Królestwie Światła od ponad trzystu ziemskich lat i zatrzymał się na wieku około trzydziestu pięciu lat, jak zwykle tu bywało, Oriana natomiast przybyła niedawno, lecz jej wiek już zdążył się cofnąć, ona i Thomas byli teraz mniej więcej równolatkami, wciąż jednak uważała go za młodszego od siebie i od tej myśli nie była w stanie się uwolnić.
Thomas, odkąd została pokonana moc Griseldy, wyraźnie się zmienił. Niemal całkiem zniknęła jego nerwowość, a choć niekiedy zastanawiał się, czy wiedźma nie może powrócić, teraz akurat był spokojny i rozluźniony. Dla niego mozolna wędrówka przez Ciemność stanowiła wręcz odprężenie, wiele rozmawiał z Nauczycielem, do którego najwyraźniej miał zaufanie. Doprawdy, to zadziwiająca sytuacja, Thomas śmiertelnie bał się czarownicy, a znalazł dobrego przyjaciela w czarnoksiężniku. Ale też i spokojnego, niezwykle uczonego Nauczyciela nie można porównywać z Griseldą, tą wściekłą furią. Różnica między nimi była taka, jak między dobrą wolą a złym pragnieniem niszczenia.
Dotarli już wysoko w góry, słyszeli o przeżyciach innych, lecz żadne z nich nie brało tego na poważnie. Płonące oczy, wyludnione wioski, poszarpane ludzkie ciała…
Tu, na górze, panował absolutny spokój i cisza, a w dodatku Helge znał swój świat. On przecież wiedział, że po okolicznych lasach nie krążą żadne takie strachy. Owszem, matka słyszała różne plotki, lecz on nie traktował ich serio.
Drapieżniki schodzące z gór? No tak, to się zdarzało, ale było ich mało i nigdy nie zachowywały się w ten sposób. A potwory z porośniętej zaroślami doliny, owszem, to krwiożercze bestie, lecz opis absolutnie do nich nie pasował.
Cała piątka znalazła się już na ostatnim wzgórzu i zatrzymała dla nabrania oddechu. Oriana patrzyła na piękny i dziki świat Helgego, otoczony irytującym mrokiem, który mimo wszystko nie zdołał skryć urody tej krainy. Ze wzniesienia roztaczał się widok na dużą część Ciemności.
Gdzieś daleko, bardzo daleko dostrzec się dało olbrzymią kopułę Królestwa Światła. Oriana pojmowała, że musi ona niezmiernie kusić wszystkich zmuszonych do życia w wiecznej ciemności.
Nieco dalej w lewo, w połowie drogi do muru, rozciągały się mgliste doliny krainy Timona, a z prawej strony wznosiła się skała o barwie piasku, górska ściana Siski.
Oriana patrzyła na porośnięte lasem zbocza, na przerażające, postrzępione szczyty wystające ponad drzewami. Na prawo od doliny potworów widziała morze piasku. Gdzieś tam niżej znajdują się inni uczestnicy wyprawy, jej przyjaciele, poszukujący ostatnich jeleni. Starała się stwierdzić, gdzie to może być, ale było za ciemno, od wytężania wzroku napłynęły jej do oczu łzy i wysiłki na nic się nie zdały. Ponure, pozbawione koloru drzewa i tak zasłaniały widok.
Helge poprosił, by przeszli jeszcze dalej w głąb płaskowyżu. Pewnie poprowadził ich do krawędzi ukrytej doliny, rzeczywiście, tak jak zapowiedział, ujrzeli tam sześć jeleni.
– Tutaj czują się najbezpieczniejsze – rzekł cicho. – Ale naprawdę bezpieczne nie są nigdzie.
Oriana, oniemiała ze zdumienia i z pełną czci pokorą, przyglądała się prehistorycznym kolosom. Ledwie mogła uwierzyć w to, co widzi.
Czy to naprawdę ja tego doświadczam? zastanawiała się. Przecież jeszcze tak niedawno w świecie na powierzchni Ziemi stałam jedną nogą w grobie, miałam męża, który nienawidził mnie do tego stopnia, że gotów był mnie zamordować, byle tylko odziedziczyć moje pieniądze i żyć z inną kobietą.
A teraz jestem w Ciemności wraz ze wszystkimi moimi przyjaciółmi z cudownego Królestwa Światła, gdzie Dolg i jego olbrzymi święty szafir ocalili mi życie. Ileż właściwie mi się przytrafia?
Thomas… jest razem ze mną, słucha wyjaśnień Helgego. Jest tutaj też Marco, postać rodem niemal z fantastycznej baśni, i Nauczyciel, dawno zmarły czarnoksiężnik. Czy naprawdę ja to przeżywam? A może to tylko cudowny sen?
Ze „snu” obudził ją przytłumiony okrzyk Marca, który wskazywał na przeciwległą stronę niewielkiej doliny.
Oriana doznała wstrząsu. Ku niczego się nie spodziewającym jeleniom skradał się jakiś drapieżnik, chyba olbrzymi kot, tak przypuszczała, ale trudno to było stwierdzić. Przyznała rację zirytowanemu westchnieniu Indry: „Czy nikt nie może zapalić światła?”, jakie kiedyś wyrwało się dziewczynie.