Ciekawe, jak się miewa Indra, przemknęło jej przez głowę, lecz zaraz całą jej uwagę przykuła scena rozgrywająca się w dole.
– Prędko – szepnął Nauczyciel. – Prędko, Marco, zanim ten zwierz zaatakuje i jelenie uciekną.
Oriana zdążyła już się zorientować, że takich drapieżników jak ten nie ma na Ziemi. Najbardziej przypominał tygrysa szablastozębnego, był jednak bardziej niezgrabny, a brudną barwą sierści przywodził na myśl hienę, nie miał też tak potężnie rozwiniętych kłów jak tygrys. Gęste futro świadczyło o chłodzie panującym w górach.
– Co my zrobimy? – pytała przejęta. – Jak zdołamy powstrzymać drapieżnika, nie strasząc przy tym jeleni?
– To zwierzę pozostaw mnie – uspokoił ją Marco, gdy zaczęli schodzić do doliny. – Wy natomiast skupcie się na nawiązaniu myślowego kontaktu z jeleniami, pamiętajcie, jak postępowała Miranda.
Jelenie? Czy się zaniepokoiły? Czy coś wyczuwają?
Bez wątpienia wzmogły czujność, na razie jednak nie ruszały się z miejsca.
Oriana starała się myśleć tak jak Miranda, lecz podchodząc cicho razem z Thomasem, czuła, że wpada w panikę, chciała ostrzec jelenie, lecz to byłoby najgorsze z możliwych posunięć. Thomas wyczuł jej niepewność i ujął ją za rękę. Nagle zorientowali się, że nie ma z nimi Marca.
– Gdzie on się podział? – spytał Thomas, który niewiele wiedział o księciu Czarnych Sal i o tym, czego Marco potrafi dokonać.
– Marco chadza własnymi ścieżkami – uspokajał go Nauczyciel. – Idźcie teraz za Helgem.
Thomas wciąż niczego nie rozumiał i Oriana usiłowała mu tłumaczyć:
– Podobno Marco potrafi się przemieszczać dokładnie tak, jak mu się podoba. Dopiero teraz zobaczyłam, co to naprawdę znaczy, to przerażające.
Mocniej ujęła Thomasa za rękę.
Ostatni odcinek drogi pokonywali niemal ześlizgując się w dół.
Helge dał im znak, by się zatrzymali
– Nie pozwólcie, żeby jelenie domyśliły się obecności drapieżnika, skupcie się na przesyłaniu im waszej życzliwości i naszego posłania.
Helge prędko się uczył, lecz nie należy także zapominać, że był najlepszym przyjacielem jeleni.
Oriana usiłowała się skoncentrować, lecz jej myśli wędrowały daleko. Zastanawiała się, czy właśnie takie zwierzę o płonących oczach spotkali jej przyjaciele. Ale nie, tamte poruszały się podobno na dwóch nogach i miały w sobie coś nadprzyrodzonego, ta bestia natomiast to po prostu drapieżnik, może nie całkiem zwyczajny, lecz prawie.
Wreszcie zdołała zapanować nad myślami. Znaleźli się już na skraju lasu i wszyscy czworo wzmogli próby przekonania jeleni, że najlepiej dla nich będzie, jeśli pójdą razem z ludźmi, tłumaczyli, że pozostałe jelenie wyruszyły już w drogę ku zielonym łąkom, gdzie nie będzie na nie czyhać żadne niebezpieczeństwo. Sześć jeleni podniosło się już i patrzyło na nich ze zdziwieniem, zwierzęta gotowe były w każdej chwili rzucić się do ucieczki, lecz otrzymywane sygnały wprawiły je w niepewność. Oriana na wszelki wypadek mocniej przycisnęła do ramienia aparaciki służące do porozumiewania się, czuła, że z czoła płynie jej pot, tak mocno starała się skoncentrować.
Zaczęła przechwytywać różnorodne obrazy przesyłane przez zwierzęta, miała kłopoty z poskładaniem ich i ze zrozumieniem.
Nagły ryk, jaki rozległ się z drugiego krańca doliny, sprawił, że jelenie zastygły ze strachu i wszyscy czworo natychmiast musieli się skupić na próbach ich uspokojenia. „Chodźcie z nami, tam będzie bezpiecznie”.
Oriana usiłowała stłumić swój lęk o Marca, mógł przecież zmącić przesyłane przez nią myśli.
Nauczyciel zabrał Helgego na otwartą łąkę na dnie doliny, Orianę i Thomasa umocniło to w ich staraniach. Zwierzęta znały Helgego, a co potrafił Nauczyciel, mogli się tylko domyślać.
Jelenie stały nieruchomo, lecz były tak zdenerwowane, że widać było białka ich oczu. Oriana wbrew swej woli posłała jeszcze jedną myśl Marcowi, zastanawiając się, jak mu się powiodło, gdy nagle on sam zszedł w dolinę od drugiej strony.
– Co zrobiłeś z tym dzikim zwierzęciem? – pytał go przerażony Helge. – Wygląda na to, że jesteś cały i zdrowy, zabiłeś zwierzę?
– Nie, ja nigdy nie zabijam, ani też go nie oszołomiłem.
– Sprawiłeś, że zapomniał o jeleniach? – domyśliła się Oriana.
– Zrobiłem coś jeszcze – roześmiał się Marco. – Odmieniłem cały jego sposób życia.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – dopytywał się Thomas.
– Jest teraz roślinożercą.
– Na miłość boską! – wykrzyknęła zaskoczona Oriana. – Ale czy on nie będzie miał problemów ze swoimi pobratymcami?
– Za jednym zamachem zająłem się i nimi – odrzekł Marco beztrosko. – Nie ma ich tak wiele, to wymierający gatunek, a teraz zwiększyły się ich szanse na przeżycie.
– Jesteś szalony! – jęknął Nauczyciel. – Ale cudownie, wspaniale, ludzko szalony! Jestem dumny z tego, że mogę być twoim przyjacielem, mógłbyś zostać najlepszym czarnoksiężnikiem na świecie.
– Dziękuję, ale z tego chyba zrezygnuję, bo przecież tylu zaklęć musicie się uczyć na pamięć.
Helge oniemiał ze zdziwienia, patrzył tylko na Marca, niczego nie rozumiejąc. Thomas również posłał mu spojrzenie pełne powątpiewania, godne zaiste niewiernego Tomasza.
Marco uśmiechnął się życzliwie.
– Chodźmy, zabierzmy ze sobą jelenie, zanim się nami znudzą. Pozostali już czekają i wydaje mi się, że nas potrzebują. W każdym razie muszą ruszyć w kierunku Juggernauta.
Sześć jeleni poszło za nimi bez sprzeciwu, Helge maszerował pierwszy, Marco po jednej stronie zwierząt, Oriana z Thomasem po drugiej, Nauczyciel zaś zamykał pochód i pilnował, by nikt nie marudził.
Gdy zostawili już za sobą najtrudniejszy do przebycia odcinek i zagłębili się w rzadki las pełen wysokich drzew, Thomas powiedział Orianie:
– Coraz bardziej mi imponujesz, z każdą uciążliwością radzisz sobie w dostojny, sympatyczny sposób. Nigdy nie spotkałem takiej damy, takiej lady jak ty.
– Dziękuję – odpowiedziała zaskoczona, rumieniąc się z radości. – To bardzo miły komplement.
– Przede wszystkim szczery. – Thomas przytrzymał gałąź, która mogła uderzyć ją w twarz. – Oriano, ja…
– Tak? – rzekła łagodnie, nie bardzo wiedząc, do czego zmierza Thomas.
Roześmiał się zakłopotany.
– Mam nadzieję, że nie uznasz mnie za natręta i… bardzo bym prosił, abyś pozwoliła mi starać się o twoją rękę.
Orianie na moment serce zamarło w piersi. „Starać się o rękę?” Na miłość boską, on wciąż żył w siedemnastym wieku! Dziś już nikt nie używa takich słów. Teraz chodziło o to, by poderwać kogoś w jakiejś kawiarni, porozumieć się bez zbędnych ceregieli i już pierwszego wieczoru iść do łóżka, a zaraz potem powiedzieć sobie „do widzenia”, jeśli nie było się zadowolonym. Ale Thomas najwidoczniej żył odizolowany wśród starych dokumentów w archiwum Królestwa Światła.
Jego nieśmiała prośba głęboko ją wzruszyła, zorientowała się wreszcie, że Thomas nieco zbyt długo czeka na odpowiedź i już chce ją przepraszać za zbytnią śmiałość, prędko więc odrzekła:
– Drogi Thomasie, to będzie dla mnie prawdziwy zaszczyt.
Thomas głośno odetchnął i uśmiech rozjaśnił mu twarz.
– Wiem, że to z mojej strony może zbyt wcześnie, po tym, jak zbrukała mnie wiedźma Griselda, ale…