Pozostali również zamruczeli z uznaniem, Jori czuł, że został odpowiednio nagrodzony. Ani trochę zabawne nie było przecież pozostawanie z boku, poza emocjonującymi wydarzeniami w Ciemności, w każdym razie dla młodego, żądnego przygód człowieka.
Ale też i szybowanie w powietrzu gondolą sprawiało mu przyjemność. No i przecież należał do nielicznych, którzy potrafili przeprowadzić pojazd przez wentyle.
Tell zadzwonił do Rama.
– Jak się wiedzie tobie i Berengarii, odnaleźliście parę jeleni?
Głos Rama brzmiał dość niewyraźnie, bo przecież nie był z Berengarią, tylko z Indrą. Odpowiedział krótko:
– Wszystko w porządku, jesteśmy na tropie.
– Doskonale. – Tell nacisnął inny przycisk w aparacie. – Jaskari? Znaleźliście trop łani?
– Na razie nie, ale zaczynamy przeszukiwać nowy obszar – rozległ się głos Jaskariego.
– Jakieś zakłócenia?
Na odpowiedź musieli chwilę czekać.
– Nie wiemy, coś jakby zaczynało dziać się w lesie, lecz nic z tego nie wynikło.
– Co masz na myśli, mówiąc: „zaczynało się dziać”?
– Zauważyliśmy jakiś ruch między drzewami. Wydaje mi się, że jest nas zbyt wielu, by ktokolwiek ośmielił się zaatakować. W każdym razie nie była to łania, to jest pewne.
– Uważajcie na siebie. Gondagil? A co z tobą? Gondagil odparł:
– Już niedługo będę u was, tutaj nic złego się nie dzieje.
– Jeszcze grupa Kira – powiedział Tell i zadzwonił.
Czekali, spróbował jeszcze raz.
– Kiro? Kiro, słyszysz mnie? Siska? Tsi? Dolg? Zwierzę? Czekał przez dobrą chwilę, a wreszcie opuścił aparat i w milczeniu patrzył na oniemiałych przyjaciół. Od grupy Kira nie było odpowiedzi.
15
Helge co sił w nogach śpieszył do wielkiej wioski Waregów.
Co powie? Jak się wytłumaczy? To okrutne ze strony jego nowych przyjaciół odmawiać matce wstępu do Królestwa Światła. Muszą zrozumieć, że nie może jej tu pozostawić bez pomocy, podczas gdy jemu układać się będzie jak najlepiej. I przecież on sam także nie jest przyzwyczajony do samodzielnego życia, jak więc sobie poradzi? Czym innym są samotne włóczęgi po lesie, a czym innym powrót do domu, w którym nikt nie wystawi jedzenia, nie zaceruje skarpet i nie wyłoży czystego ciepłego ubrania ani nie pościele mu łóżka.
Doszedł już do wioski, coraz wolniej stawiał kroki.
W osadzie życie toczyło się zwykłym torem, mieszkańcy pozdrawiali go skinieniem głowy, lecz nikt szczególnie nie zwracał na niego uwagi, Helge nie był tu ważną osobistością, nazywano go maminsynkiem, choć on o tym nie wiedział.
Zatrzymał się pod drzwiami prostego, lecz doskonale utrzymanego domu, i długo mu się przyglądał. Domek był taki śliczny, matka zawsze miała tu wzorowy porządek i bardzo pilnowała, by on zajmował się pracami na zewnątrz. Helge łatał więc dach, bejcował i smołował, zamiatał podwórze, w środku zaś ona wszystko czyściła do połysku, Helge był pewien, że nikt nie ma piękniejszego domu.
Poczuł ściskanie w dołku. Jakże ma zostawić to wszystko?
Matka gwałtownym szarpnięciem otworzyła drzwi.
– No, jesteś wreszcie! Gdzie się podziewałeś, tak się o ciebie bałam! Naprawdę nie myślisz o swojej starej matce, która nie może zaznać spokoju, bo wyobraża sobie najgorsze? I serce też mnie rozbolało, czułam, jak wali mi w piersi, w dodatku nie nanosiłeś drewna, chociaż obiecałeś. Gdzieś ty był? U jakiejś baby?
Mówiła cicho, lecz z naciskiem, nie dając mu dojść do słowa. Nigdy nie podnosiła głosu, aby nikt nie pomyślał, że między matką a synem coś się nie układa. Że syn nie odnosi się do niej z należytą czcią, jak przystało.
Helge z pochyloną głową wyminął ją i wszedł do środka.
Jego matka była upartą, nieustępliwą kobietą. Umiejętnie wykorzystywała syna, używając na zmianę miłych słów i rozkazów. Jeśli zaś i to nie skutkowało, przemawiała do jego sumienia, potrafiła niekiedy zachorować, niemal śmiertelnie, a Helge za każdym razem dawał się złapać na lep.
Kobieta owa, jak większość Nordyków, obdarzona była słusznym wzrostem, przetykane siwizną jasne włosy splatała w długi warkocz. Nie była ani ładna, ani brzydka, silnej budowy, żylasta, miała żelazne zdrowie. Brakowało jej kilku zębów, lecz poza tym nic jej nie dokuczało, oprócz, rzecz jasna, tych dolegliwości, które wymyślała na własne potrzeby.
– Musimy porozmawiać, mamo – odezwał się Helge niepewnie. – Chodzi o coś bardzo ważnego.
O, nie, pomyślała matka, nosząca imię Frida, będące również dziedzictwem Waregów z okresu ich pobytu w szwedzkim Roslagen. O, nie, znów jakaś kobieta!
Już zaczęła symulować atak serca, omdlenie – czy uda mi się upaść akurat na dywan? – gdy zorientowała się, że syn mówi o czymś zupełnie innym.
Przenosi się do Królestwa Światła? Helge? Już dzisiaj?
Frida z trudem chwytała powietrze. Nigdy dotychczas nie była tak blisko prawdziwego ataku sercu. Oddychała ciężko, nie było to groźne, lecz po raz pierwszy nie udawane.
– Co ty wygadujesz, chłopcze? Cóż to za łotry chcą porwać dziecko matce?
Trzydziestosiedmioletnie dziecko z poczuciem winy patrzyło na sześćdziesięcioletnią matkę i szepnęło nieśmiało:
– Ale to możliwość, która otworzy się jedynie przed nielicznymi, mamo. Poza tym to dobrzy ludzie. Jest z nimi Gondagil, który od siedmiu lat mieszka w Królestwie Światła i ani trochę się nie zestarzał. Ożenił się z miłą dziewczyną pochodzącą stamtąd i bardzo dobrze mu się układa, więc…
Frida uczepiła się tego, co napełniało ją największym przerażeniem.
– Ożenił się? I ty oczywiście masz zamiar zrobić to samo? Czy w tej nieodpowiedzialnej grupie są także kobiety?
– Tak, wszystkie bardzo sympatyczne.
Powinien wypowiadać się zdecydowanie ostrożniej, ostatnim stwierdzeniem zamknął drzwi do upragnionego raju.
– Nie ma mowy, zostaniesz tutaj!
– Ale…
– Żadnych ale, chyba całkiem już postradałeś rozum, chłopcze! Dobrze wiesz, że moje serce tego nie wytrzyma. Kto będzie nosił drewno i wodę, zdobywał pożywienie dla nas obojga? Chcesz zamieszkać wśród światła, mieć same wygody, wiedząc, że twoja biedna matka leży na podłodze i nie jest w stanie doczołgać się do drzwi, żeby wezwać pomoc? Że przez wiele dni będzie tkwić bez jedzenia, w zimnie, aż umrze z wyziębienia albo z głodu? Naprawdę taki z ciebie syn?
Helge był zrozpaczony.
– A jeśli i ty będziesz mogła się tam przenieść?
Wiedział, że stąpa teraz po kruchym lodzie, wszak jego prośba, by zabrać jeszcze jedną osobę do Królestwa Światła, spotkała się z silnym oporem, lecz matka sprowokowała go do wypowiedzenia tych słów. Helge wiedział już, że chce i musi przenieść się do Królestwa Światła. Nigdy nie miał tak dobrych przyjaciół, nigdy nie spotkał tak wspaniałych istot jak przybyła stamtąd grupa. Matka nie pozwalała mu na zaprzyjaźnianie się z kimkolwiek, uważała bowiem, że przyjaciele kradną mu czas i odwracają uwagę od niej. Helge nie chciał utracić nowych znajomych, zapragnął rozpocząć nowe życie w miejscu, gdzie mieszkali oni.
Postanowił sięgnąć po ostateczny argument.
Opowiedział o złym strachu kryjącym się wśród cieni w lesie. Czy nie lepiej będzie przed nim uciec?
Matka od dłuższej chwili nie wyrzekła już ani słowa, usiłowała przetrawić myśl o przeniesieniu się do Królestwa Światła.
Przejście do tamtej krainy było odwiecznym pragnieniem Waregów. Gondagil, ten leniwy nierób, znalazł tam wspaniały dom, to niesprawiedliwe, ona bardziej na to zasługiwała. Matczyna intuicja podpowiadała jej również, że Helge dokonał już wyboru. Żadne omdlenie, żadne osunięcie się na podłogę nie zdoła odwieść go od decyzji wyruszenia z tymi łajdakami, którzy tak zawrócili mu w głowie.