– Chyba dobrze, że Marco mimo wszystko pozwolił Jaskariemu i Elenie na udział w wyprawie – stwierdził Gondagil w zamyśleniu, gdy z szumem wzbijali się wyżej ku coraz silniejszemu blaskowi słońca. – Będą mogli czym innym zająć myśli.
Ram popatrzył na wysokiego jasnowłosego wikinga, czy też raczej na Warega, którym był Gondagil. Waregami nazywano szwedzkich wikingów, którzy przed tysiącem lat wyprawiali się na wschód. Gondagil był ich godnym potomkiem.
– To prawda – przyznał Ram. – Przykro myśleć, że Jaskari miałby się zadręczać. W dodatku Griselda może powrócić…
– A wtedy oni zostaliby w Królestwie Światła bez żadnej ochrony, bo my przecież będziemy w Ciemności. Najgorszy jednak chyba jest teraz psychiczny stan Jaskariego.
Ram uśmiechnął się.
– Wyprawa w Ciemność na pewno zdoła oderwać go od tamtego koszmaru. Czy to mogą być wentyle?
Gondagil popatrzył w górę, musiał osłonić oczy przed intensywnym blaskiem.
– Tak, to właśnie one. Tutaj światło Świętego Słońca zaczyna być naprawdę dokuczliwe. Pamiętam, gdy tu przybyłem, całkiem mnie oślepiło.
– Wcale mnie to nie dziwi, po tylu latach spędzonych w Ciemności… Ale spójrz, jakie małe te wentyle – zauważył Ram. – Naprawdę zdołamy się przez nie wydostać?
– Tsi pożyczył nam przecież swoją małą gondolę, a skoro jemu się udało, uda się i nam. Trzeba będzie pewnie schylić głowę.
– I bardzo starannie wykierować, tu może chodzić o milimetry.
Gondagil roześmiał się.
– Najcenniejszy skarb Tsi. On kocha tę gondolę, ochrzcił ją „Siska”. Słyszałeś, jak dziewczyna prychała ze złością, wołając, że nie chce być sterowana przy skręcaniu w lewo?
– Nie powinna się złościć, a raczej uznać to za komplement – uśmiechnął się Ram.
– Siska nie znosi Tsi-Tsunggi.
– To może zbyt ostre słowa, ona się go po prostu boi. Jest taki inny od nas, a ją nauczono zachowywać dystans wobec wszystkiego, co nie jest podobne do jej współplemieńców. Siska nie lubi też zwierząt, a wiesz przecież, że Tsi nie rozstaje się z tą swoją wiewiórką, Czikiem. Siska twierdzi, że przyjaźń człowieka i zwierzęcia jest nienaturalna, na Madragów ledwie śmie podnieść oczy.
– Szkoda – stwierdził Gondagil. – Bo to przecież taka miła dziewczynka.
– Oczywiście.
– Ciekawe, jakie ma zdanie, jeśli chodzi o olbrzymie jelenie?
– Po części właśnie z tego powodu została wybrana do udziału w ekspedycji, no i jeszcze dlatego, że zna Ciemność.
Ram usiłował stwierdzić, którym wentylem najłatwiej będzie im przelecieć, a Gondagil w rym czasie obserwował go ukradkiem. Patrzył na dumnie wzniesioną głowę Lemura, kruczoczarne włosy, szczególny profil, niezwykle szlachetny, choć trudno byłoby go nazwać w pełni ludzkim, na całkiem czarne wielkie oczy w kształcie migdałów. Wiedział, że Siska sceptycznie odnosi się również do Lemurów, nazywa ich dość niezasłużenie rasą bastardów, a przecież trudno o szlachetniejszy lud.
Gondagil rzekł powoli:
– Chciałbym, abyś wiedział, Ramie, że Miranda, Gabriel i ja z radością przyjmiemy cię do rodziny. Bardzo chciałbym mieć cię za szwagra.
– Dziękuję – odparł Ram, surowością tonu maskując radość. – Ale sprawy nie wyglądają najlepiej. Nie pojmuję tej niechęci Talornina do Indry.
– Wydaje mi się, że Marco ma jakieś rozwiązanie – ostrożnie powiedział Gondagil. – Napomknął coś o tym…
Ram pytająco zerknął na niego z ukosa, prędko jednak musiał się skupić na kierowaniu pojazdem. Nie miał czasu na dalszą rozmowę, nadszedł oto bowiem najważniejszy moment.
Skulili się we wnętrzu i Ram najwolniej, jak potrafił, przeprowadził gondolę przez ciasny otwór.
Udało mu się dokonać tej sztuki bez najmniejszego nawet zadrapania i zaraz światło zaczęło znikać im sprzed oczu. Znaleźli się poza murem.
Owionęło ich chłodne powietrze.
– Zapomniałem już, że tak tutaj ciemno – szepnął Gondagil. Sam nie wiedział, dlaczego zniża głos.
Z początku rzeczywiście nic nie widzieli, podobnie jak wówczas gdy Gondagil znalazł się w obrębie Królestwa Światła, oślepiony blaskiem słońca.
– Na takiej wysokości na nic chyba nie wpadniemy – zaniepokoił się Ram.
– Nie, możesz spokojnie jechać dalej. Uważaj tylko na prąd powietrza od Gór Czarnych.
– Czy to się zaczyna już tutaj?
– Nie wiem, gdzie się zaczyna.
Mało przyjemne, pomyślał Ram.
Spytał przyjaciela:
– Czy zdarza się, że tęsknisz za powrotem do Ciemności?
Gondagil prychnął w odpowiedzi:
– Mając Mirandę w Królestwie Światła? Nie, osobiście za niczym nie tęsknię, doskonale się czuję, ale bardzo pragnę zanieść światło mojemu ludowi, tego życiowego zadania nigdy nie porzucę.
– Wiem o tym. Spróbujemy przyspieszyć nieco przygotowania do wyprawy w Góry Czarne. Mamy już przecież wybranego, Oko Nocy, którego Talornin i Marco wtajemniczają we wszystko, co będzie musiał zrobić, ale Juggernaut nie jest jeszcze gotowy, Madragowie chcą wcześniej doszlifować jakieś finezyjne szczegóły. Trochę więc to potrwa. Ale ta chwila jest już blisko.
Gondagil uspokojony pokiwał głową.
Wytężał wzrok, usiłując dostrzec swą dawną ojczyznę, lecz oczy bardzo powoli przyzwyczajały się do ciemności. Dostrzegał jedynie skały ciągnące się za terenami potworów i wiedział, że przelatują akurat ponad terytorium bestii. Gondola jednak posuwała się prędko i wkrótce zostawili za sobą niebezpieczną dolinę.
To nasze skały, pomyślał, zaraz wyłoni się ziemia Timona, Kraina Mgieł. Tam… ta szara jasność to musi być mgła, a pod nią moja dawna ojczyzna.
– Nie zbliżaj się zanadto do tej stromej ściany! – ostro zawołał do Rama. – To właśnie tam Joriego i Tsi pochwycił prąd powietrza, skręć raczej na prawo!
Ram natychmiast go usłuchał; i on dostrzegł skalną ścianę o barwie piaskowca wznoszącą się, jak się wydawało, w nieskończoność. Wiedział, że to ona dzieli Królestwo Ciemności na dwie części. Właśnie tę górę zdołała pokonać Siska. Była jedyną osobą, której kiedykolwiek się to udało. Dotarła później do muru otaczającego Królestwo Światła, jeszcze teraz Ram nie posiadał się ze zdumienia, że dziewczynka dokonała potrójnej sztuki: przedostała się przez górę, przebyła tereny potworów i przeszła za mur. Każde z tych przedsięwzięć z osobna wydawało się niemożliwe, widać jednak Siska nie na darmo była księżniczką i dziewiczą boginią.
No cóż, prawdę powiedziawszy, w osiągnięciu ostatniego sukcesu pomogła jej ta szalona grupa młodzieży, a i oni sami nie poradziliby sobie z potworami, szerokim strumieniem napływającymi przez ową fatalną wyrwę, którą młodzi ludzie zrobili w murze, by ocalić Siskę. Na szczęście jednak właśnie wtedy Marco, Móri i Dolg przybyli – całkiem legalną drogą – do Królestwa Światła i pospieszyli im na pomoc.
Czarnoksiężnikom towarzyszyła Indra. Ram przypomniał sobie pierwsze spotkanie z dziewczyną, miało miejsce właśnie wówczas. Wydała mu się wtedy zwyczajną, choć interesującą młodą panną, błysk w oku zdradzał poczucie humoru. Później cała grupa młodzieży zaczęła w jakiś niewyjaśniony sposób go pociągać, spędzał z nimi wyjątkowo dużo czasu. Nie zdawał sobie sprawy, że to z powodu Indry, uświadomił sobie ten fakt dosyć późno.
Poczuł lekkie drgnięcie gondoli i czym prędzej skręcił jeszcze mocniej w prawo.