Jaskari nie wymówił na głos swojej kolejnej myśli: „Jeśli w ogóle wrócimy”.
Tell obiecał wszystkim się zająć, będą wypatrywać Berengarii i jeśli okaże się to konieczne, pospieszą jej z pomocą.
– Ależ ona już tu jest! – zawołał za chwilę. – Na Święte Słońce, jakiż to pęd! I co za jeleń, chyba jeden z największych, imponujący! Nikt ich nie ściga, gwarantuję!
– Całe szczęście – westchnął Marco.
Nie wyłączył telefonu i dzięki temu mógł śledzić, co się dzieje. Słyszał, że ktoś pomaga Berengarii zsiąść. Na zmianę chwalono ją i łajano za to, że gnała na łeb na szyję, narażając się na niebezpieczeństwo. Marco usłyszał, że z zadowoleniem przyjęła propozycję jak najszybszego powrotu do Królestwa Światła, i jeszcze okrzyk: „Ojej, chyba nigdy już nie będę mogła usiąść!”
Marco uśmiechnął się do siebie. Można mówić co się chce o rodzie olbrzymich jeleni, lecz w czasach, gdy te zwierzęta wędrowały po powierzchni Ziemi, musiały być niezwykle pokojowo nastawionym do świata gatunkiem. Chwała aparacikom Madragów, bez nich nie zdołalibyśmy sobie poradzić z tymi kolosami.
Ponownie nawiązał łączność z Tellem.
– Co się dzieje u Rama?
– U Rama i Indry? Sam chciałbym to wiedzieć – zaśmiał się Tell. – Od pewnego czasu nie miałem od nich wiadomości i nie bardzo wiem, jak rozumieć to milczenie.
18
Kiedy Ram i Indra opuścili bezpieczną łąkę, Lemur poprowadził ich w okolice, gdzie jego pierwsza grupa szukała pary jeleni, w pobliże wymarłej osady. Wybrał jednak inną drogę, po drugiej stronie wioski.
Nie upłynęło wiele minut, a już Indra zasypała go pytaniami.
– Odpowiedz mi szczerze, Ramie – rzekła surowo, starając się dotrzymać mu kroku, co wcale nie było łatwe. – Czy to prawda, że próbowałeś odebrać sobie życie tamtym razem, gdy przeżyłeś zawód miłosny?
Ram zatrzymał się tak gwałtownie, że o mało na siebie nie wpadli.
– A cóż to za głupstwa?
– Lenore tak twierdzi. Mówi, że zrobiłeś to z miłości do niej.
– Ha! – wykrzyknął Ram urażony i znów zaczął iść. – Nigdy nie chciałem odbierać sobie życia.
– Tak też jej powiedziałam.
– A już na pewno nie z powodu takiego zera jak ona.
Mów tak jeszcze, pomyślała Indra zachwycona.
– No cóż – rzekła głośno. – Jestem w pełni usatysfakcjonowana.
– Czy ona naprawdę coś takiego mówiła? – burknął Ram. – To przecież absurd! W dodatku bardzo nieprzyjemny.
– Powiedziała, że kochałeś tylko jedną kobietę, właśnie ją, i że w związku z tym powinnam przestać się ośmieszać.
– Owszem, kochałem tylko jedną kobietę, lecz to nie była ona.
Indrze ciarki przebiegły wzdłuż kręgosłupa, ale nie śmiała pytać o żadne imię, wolała karmić się marzeniami.
Czy ciągle będziemy musieli iść jedno za drugim w ciemności i rozmawiać o uczuciach, tak jakby były towarem na sprzedaż? zastanawiała się. Podobnie było na Przełęczy Wiatrów, w drodze do Nowej Atlantydy, i teraz znów jest tak samo.
– Masz jakiś plan poszukiwania? – spytała, chcąc zmienić temat na bardziej neutralny.
– Tak, Oko Nocy znalazł jakiś ślad wśród mchu, kiedy szukali tu samca samotnika – odparł Ram. – Przekazał mi wskazówki, gdzie mniej więcej powinienem się rozglądać, to gdzieś tu w pobliżu.
Indra szła ze wzrokiem utkwionym w ziemię i starała się wyglądać jak prawdziwy tropiciel.
– Tu są ślady butów – oznajmiła.
– Tak, widziałem je, to buty na jakichś bardzo prymitywnych podeszwach, chyba jesteśmy niedaleko… Do diabła, wychodzimy prosto na niemiecką osadę! Nie tak miało być!
– Może moglibyśmy tam się rozpytać? Bo czy ty, Miranda i Gondagil nie odwiedziliście jej kiedyś?
– Byłem tam dwa czy trzy razy, na pewno więc mnie znają, ale nie możemy pytać ich o jelenie, znów będziemy musieli wysłuchiwać tego samego: „Dlaczego jelenie? Dlaczego nie ludzie? Dlaczego nie my?”
– Ja wcale nie myślałam o jeleniach.
– Aha. – Ram popukał się w głowę. – Chodź, spróbujemy! Szukanie zwierząt tutaj i tak nie ma sensu, one nigdy nie podchodzą tak blisko zabudowań.
Chwilę później dostrzegli już pierwsze domy w niemieckiej osadzie.
Indra była zachwycona.
W „zmierzchu”, jak nazywała wieczny półmrok panujący w Ciemności, zobaczyła stare domy z muru pruskiego wznoszące się na starannie dobranym miejscu, na zboczach widniejących w oddali gór. Nie były to Góry Czarne, położone znacznie dalej, lecz o wiele jaśniejsze góry Siski.
Osada sprawiała wrażenie bardzo dobrze utrzymanej, choć z naturalnych powodów brakowało tu finezji szczegółów, zwyczajnej w zewnętrznym świecie. Dołożono jednak wszelkich starań, by jak najbardziej przypominała średniowieczne niemieckie miasteczko. Bez wątpienia należało nazwać ją piękną.
Ledwie zdążyli dotrzeć do pierwszych zabudowań, gdy zatrzymało ich głośne: „Halt! Wer da?”. Słowa padły z dachu, na którym wołający ukrywał się za którąś z malowniczych przybudówek.
Ram przedstawił siebie i Indrę, oświadczył też, że przybywają w pokojowych zamiarach. Na dachu ukazał się strzelec z kuszą, ale zaraz opuścił broń.
Ram zawołał do niego:
– Od kiedy tu, w Ciemności, konieczne jest celowanie z broni do obcych przybyszów?
– Cierpimy wielką biedę, Strażniku Słońca! Poczekaj, zaraz do ciebie zejdę.
Wkrótce potem otworzyła się jakaś brama i wyszedł z niej jowialny mężczyzna, najwidoczniej umiejący docenić rozkosze stołu. Przywitał się z nimi przyjaźnie, uściskiem dłoni, i zaczął opowiadać. Mówił, że ostatnio po lasach zaczęły krążyć złe moce, trzeba było wzmocnić straże wokół osady i przestano wpuszczać obcych. Może wysłannicy Królestwa Światła zdołają zaradzić tej strasznej sytuacji?
Ram odparł, że właściwie przybyli tutaj w innym celu, zauważyli jednak obecność złych mocy, obiecał też, że zrobią co tylko się da, lecz to może trochę potrwać, trudno bowiem stwierdzić, jakiego rodzaju jest to zło, ale…
Niemiec przerwał mu, mówiąc, że oni także tego nie wiedzą, złe istoty zaatakowały bezbronną wioskę w pobliżu, a teraz w niemieckiej osadzie obawiano się, że następnym celem będą właśnie oni. Utracili już nawet kilku mieszkańców.
No właśnie, co wydarzyło się w tamtej wiosce? zastanawiała się Indra.
Ale o tym Niemiec także nie umiał powiedzieć nic konkretnego, wiedział jedynie, że ludzi zabito i…
Urwał.
– I pożarto? – dodał Ram pytająco.
Rzeczywiście, miał rację. Nie wiadomo, czy ktokolwiek przeżył, nikt bowiem nie śmiał tego sprawdzać.
– Od jak dawna to trwa? – dopytywał się Ram.
Niemiec wzruszył ramionami. Z początku docierały do nich jedynie plotki, a potem działy się różne rzeczy. Może trwało to już kilka miesięcy, nie wiadomo, zaczęło się cicho i niespodziewanie.
Indra powiedziała, że kłusownik pochodzący z tej osady musi być prawdziwym śmiałkiem, skoro odważa się wypuszczać tak na własną rękę. Wyszedł znów, no cóż, ach, tak? To na pewno dobrze się nie skończy.
Ram obiecał, że Królestwo Światła spróbuje zająć się tą sprawą, i pożegnali się. Indra i on mogli iść dalej.
– W każdym razie wiem, gdzie jesteśmy – stwierdził Ram. – Chodź ze mną, spróbujemy odnaleźć ślady zwierząt.