Uszczęśliwieni ludzie pobiegli zawiadomić o nowinie pozostałych przy życiu sąsiadów. Obiecywali, że będą gotowi w ciągu kilku minut.
Ram i Indra znowu podjęli stale przerywane poszukiwania pary jeleni.
Helge udzielił im tak szczegółowych wskazówek, że nie przypuszczali, by mogli mieć jakiekolwiek problemy. Para jeleni trzymała się na ogół dość ograniczonego obszaru i teraz Indra i Ram niemal już tam dotarli.
I rzeczywiście, pół godziny później znaleźli jelenie. Naśladując postępowanie Mirandy, w krótkim czasie zdołali nawiązać kontakt ze zwierzętami.
Bez kłopotu nakłonili je, by poszły z nimi.
W drodze powrotnej Indrze najbardziej dokuczał strach, że gdzieś zaraz zabłyśnie para czerwonych ślepi. Wszystko jednak odbyło się spokojnie, bestie najwidoczniej przeniosły się w inne strony.
Byle tylko nie ścigały przyjaciół!
Nie wszyscy wszak byli bezpieczni. Jaskari, Oko Nocy, Sol i weterynarz wciąż szukali łani, przyłączyli się do nich Marco i Nidhogg. Kiro, Siska, Tsi-Tsungga, Dolg i Zwierzę ciągle jeszcze nie zostali odnalezieni, Indrze serce niemal zamierało w piersiach ze strachu o nich, Nauczyciel ich szukał, Marco prawdopodobnie wkrótce się do niego przyłączy, być może razem z Nidhoggiem.
O Nauczyciela i pozostałe duchy tak bardzo się nie martwiła, ale co z resztą?
Wreszcie wraz z Ramem wprowadzili na łąkę dwa jelenie. Wtedy poczuła się naprawdę dumna. Widać było, że zaimponowali Tellowi, było to bardzo przyjemne uczucie wśród całej tej biedy.
Brakowało już tylko jednego zwierzęcia: łani. Najtrudniejszej do odnalezienia. Wypełnienie tego zadania wielokrotnie okazywało się niewykonalne.
Może zwierzę już nie żyje i szukają na próżno? Może porwały je czerwonookie bestie? Ale w to Indra nie mogła uwierzyć, one raczej nie interesowały się zwierzętami.
Ścigały jedynie ludzi
Jeśli to miała być próbka wyprawy w Góry Czarne, to Indra nie była przekonana, czy tak bardzo chce wziąć w niej udział. Na razie miała już dosyć.
Najbardziej przerażające, że grupa Kira nie daje znaku życia.
Miała w pamięci wszystkie opowieści o wstrząsających przeżyciach przyjaciół, i dlatego obawiała się najgorszego.
Przeklęta Ciemność! I przeklęte zło, które czai się w lesie!
19
Grupa Kira, poszukująca samca samotnika – później odnalazła go Berengaria – zmierzała ku obszarowi leśnemu ponad pełną zarośli doliną potworów. Było ich aż pięcioro, właśnie dlatego, by mogli się bronić, gdyby napadły ich bestie.
Słyszeli o przygodzie Mirandy i jej spotkaniu z istotami o świecących czerwonych ślepiach, lecz oni byli daleko i wędrowali własnymi ścieżkami.
Już wkrótce po wyruszeniu miedzy Siską a Tsi-Tsunggą zaiskrzyło. Tsi z takim zapałem demonstrował chęć niesienia pomocy księżniczce, którą uwielbiał, aż ona, zirytowana, syknęła, żeby pilnował własnego nosa, a ją zostawił w spokoju, jest bowiem w stanie sama się o siebie zatroszczyć, w dodatku znacznie lepiej od niego zna Ciemność.
Wreszcie Kiro musiał przeprowadzić z nimi dość ostrą rozmowę. Nie chciał awantur w grupie i nakazał Sisce, by przestała się tak arogancko odnosić do życzliwego jej Tsi-Tsunggi, choć sam jednak Kiro musiał przyznać, że nadskakiwanie Tsi mogło wydawać się dziewczynie uciążliwe.
Rozpoczęli poszukiwania z wielkim optymizmem, niestety, ich wyprawa ratunkowa skończyła się katastrofą.
Siska krytycznie przyglądała się swoim towarzyszom. Jej zdaniem tylko ona w tej grupie była normalna.
Kira wcale nie znała, spotkała go dopiero pierwszy raz. Był jednak Lemurem, poza tym Strażnikiem, a ona nieprzychylnie odnosiła się do wszystkich istot nie będących ludźmi. Kiro jednak starał się zachowywać przykładną neutralność, w dodatku tyle wiedział i potrafił, Siska postanowiła więc wstrzymać się z oceną, czy go lubi czy też nie.
Dolga akceptowała z uwagi na jego łagodną życzliwość i nieosobowość. Wiedziała, że to złe określenie, Dolg bowiem był silną osobowością, chodziło jej raczej o to, że nie jest niebezpieczny. Uważała go za bezpłciową istotę, której zawsze można ufać, ale i on nie był prawdziwym człowiekiem.
Zwierzę było zwierzęciem, a od zwierząt należy trzymać się z daleka. Tak brzmiała pierwsza zasada, jakiej nauczyła się w swojej wiosce w głębokiej Ciemności, i od tego kategorycznego nakazu nigdy nie zdołała się uwolnić
No i Tsi-Tsungga, ten, który podczas podróży Juggernautem wprawił ją w ogromne wzburzenie. Nienawidziła go. Po pierwsze, bo był bastardem nawet bez domieszki ludzkiej krwi, a po drugie dlatego, że wywoływał tak niespodziewane reakcje w jej ciele. To mechanizm obronny, powtarzała sobie, ostrzeżenie przed tym odpychającym, prymitywnym elfem ziemi, który nie zasługuje na życie w doskonale uporządkowanej społeczności Królestwa Światła. Dlaczego musi mieszkać w pobliżu ludzi? Czy nie mógłby się wynieść tam, gdzie jego miejsce? Gdzieś na bok, na pogranicze, gdzie przebywają inne podejrzane indywidua, takie jak na przykład elfy. Dlaczego jej przyjaciele upierają się przy tym, by się z nim spotykać? Dlaczego wszystkim jej przyjaciółkom zaczynają błyszczeć oczy i pałać policzki, gdy tylko jest mowa o Tsi-Tsundze? On jest przecież nikim, ani człowiekiem, ani Lemurem, ani nawet elfem.
Dlaczego został wybrany akurat do jej grupy? Przecież ona tego nie wytrzyma, czy oni nie pojmują? Na szczęście nie zabrał z sobą tego bezdusznego zwierzaka, tej obrzydliwej wielkiej wiewiórki. Gdyby tak było, Siska odmówiłaby udziału w wyprawie, muszą wszak istnieć granice przyzwoitości. W dzieciństwie wbijano jej do głowy, że zwierzęta stoją znacznie niżej od ludzi i stanowią dla nich zagrożenie, twierdzono nawet, że w zwierzętach nie ma absolutnie nic dobrego. Oczywiście Siska wkrótce po przybyciu do Królestwa Światła zrozumiała, że wiara jej współplemieńców pełna jest przesądów i dziwacznych reguł, lecz chociaż usiłowała stać się podobna do Berengarii i pozostałych przyjaciół, nie potrafiła zaakceptować tego co niezwykłe. A zwierzęta były niezwykłe, podobnie jak elfy, Lemurowie, Obcy, Tsi-Tsungga i mnóstwo, mnóstwo innych istot.
Niełatwo urodzić się boginią, która powinna wiedzieć wszystko i o wszystkim decydować, a potem nagle znaleźć się w obcym świecie, z którego nic nie pojmowała.
Grupie Kira przekazywano częste raporty o tym, co działo się w pozostałej części lasu, sam Kiro zaś na bieżąco informował Tella o ich położeniu.
Na razie wciąż jeszcze nie zauważyli niczego szczególnego, choć wędrowali od wielu godzin. Bardzo się już oddalili od innych, szli przez mocno pofałdowany teren, wciąż na pograniczu mglistych dolin Waregów i długiej doliny potworów. Królestwo Światła leżało stosunkowo blisko, po drugiej stronie doliny, nie było tu więc tak strasznie ciemno, leciutko jaśniejący mur był pociechą, chociaż tak naprawdę go nie widzieli, dostrzegali jedynie sączącą się zza niego poświatę.
Nagle Kiro się zatrzymał.
Usłyszeli to zresztą wszyscy – przerażające pochrząkiwanie i mruknięcia, dobiegające z przodu, zza skał.
– Potwory – szepnął Kiro. – I… wydaje mi się, że wśród hałasu słyszę także ryk jelenia. To pewnie samiec samotnik, którego szukamy.
– Musimy go uratować – oświadczył Dolg.
– O, tak, bez wątpienia.
Kiro popatrzył po towarzyszach.
– Tsi, ty będziesz odpowiedzialny za życie Siski…
Dziewczynka otworzyła usta, żeby zaprotestować, lecz Kiro ciągnął niezrażony: