Siska popatrzyła zdziwiona.
– Ten kawałek sznurka? Jak zamierzasz… Tsi, czy to sznur elfów?
Uradowany pokiwał głową.
– Tak, dostałem go od Dolga. Ach, właśnie, gdzie Dolg? I reszta?
– Ale mimo wszystko – protestowała Siska. – Łania przecież nie ma rogów, wokół których mógłbyś ją obwiązać. Nie możesz zarzucić jej pętli na szyję, bo wtedy się udusi, a w jaki sposób obwiążesz jej klatkę piersiową?
– Miałem zamiar prosić, żebyś mi pomogła.
– Oszalałeś? Co chcesz zrobić?
– Zamierzam zanurkować tak głęboko, jak tylko będę mógł, ale musisz przytrzymać mnie za nogi, inaczej bagno mnie wciągnie.
– No dobrze, ale jak wyjmiesz linę z drugiej strony? Całkiem zgłupiałeś?
Tsi patrzył na nią przyjaźnie.
– A masz jakąś lepszą propozycję?
Nie, Siska nie miała.
– Pamiętasz opowiadanie Dolga o Ófærufoss na Islandii? O tym, jak sznur elfów sam owinął się na moście…
– To chodziło o Dolga, nie o nas. Ale co powiesz na taki pomysł: przywiążemy kamień do końca sznura, przerzucimy go przez łanię, aż wpadnie po drugiej stronie i…
– I wtedy ja wyciągnę go z naszej strony. Jesteś genialna, Sisko!
A więc teraz, kiedy ogarnął go taki zapał, znów była Siską. Ale podobało jej się, że tak mówi.
Gdy znowu czołgali się po pniu, Tsi powiedział:
– Nikt nie twierdzi, że łatwo będzie odnaleźć kamień pod takim ogromnym jeleniem, ale spróbujemy. Będę musiał bardzo się starać.
– Jesteś prawdziwym bohaterem, Tsi – spontanicznie wyrwało się Sisce. Jeszcze kilka godzin wcześniej nic podobnego nie przeszłoby jej przez usta.
Ale ostatnio bardzo wiele się wydarzyło, przede wszystkim w niej samej.
Odwrócił się do niej, uśmiechając się promiennie.
– Bohaterem, ja?
– Ach, na wszystkie moce, jak ty wyglądasz? – wykrzyknęła Siska.
– Nie lepiej niż ty, ale i tak jesteś najpiękniejsza.
– Ja? – zdziwiła się Siska. – Wśród wszystkich tych olśniewających piękności w Królestwie Światła?
– Tak, nikt nie ma takiej pięknej księżniczki jak ja!
Niech on sobie za dużo nie wyobraża, rozzłościła się Siska w duchu. Wiedziała jednak, że Tsi nic złego nie ma na myśli. Po prostu traktował ją jak osobę królewskiego rodu, a siebie jak zwykłego poddanego.
No cóż, zwyczajnym trudno go nazwać.
Znaleźli na brzegu odpowiedni wydłużony kamień i Tsi przerzucił go ponad grzywą łani, prawie już niewidoczną.
– Wszystko będzie dobrze – pocieszała Siska zwierzę i jednocześnie samą siebie.
Sznur elfów wydłużył się, jak to miał w zwyczaju, zawsze osiągał przecież odpowiednią długość. Kamień z paskudnym kląśnięciem zapadł się w gęste błoto.
Tsi głęboko nabrał powietrza.
– No, teraz! Będziesz mnie trzymać?
– Zaczekaj, aż sama dobrze się czegoś złapię. Już, teraz możesz próbować. Tylko nie nurkuj zbyt długo!
Tsi zrobił kilka wdechów i wydechów, a potem zanurzył się w błotnistą maź.
Siska starała się nie zauważać błagalnego spojrzenia zwierzęcia. Skupiła się na tym, by z całych sił trzymać solidny pasek Tsi i jednocześnie nie spaść z pnia.
Ale jak głęboko Tsi będzie musiał zejść? W końcu musiała wychylić się za nim, a nawet zanurzyć twarz w bagnie. Wychodź już, Tsi, bo utopimy się wszyscy troje, i co wtedy pocznie cielak? Czeka go tutaj śmierć.
Akurat w momencie, gdy myślała: Teraz to się już źle skończy, nie utrzymam go dłużej, poczuła, że ciężar zelżał. Znów mogła unieść głowę nad powierzchnię, gwałtownie chwytała oddech i mocno ciągnęła Tsi. Byle tylko pasek wytrzymał!
Tsi wynurzył się z bagniska jak jakiś straszny wodny troll, lecz i ona zapewne nie najpiękniej się prezentowała.
– Jeszcze raz…? – spytała. – Damy radę?
Tsi pokręcił głową i ze śmiechem wykaszlał trochę błota. Triumfalnie podniósł do góry kamień uczepiony do liny.
– To niemożliwe – zdumiała się Siska. – Nie byłeś aż tak głęboko!
– To lina elfów – przypomniał krótko.
– Ale nigdy nie słyszałam, żeby sama z siebie owinęła się wokół olbrzymiego jelenia, chociaż… Dolgowi przydarzyło się coś podobnego. Cudowny sznur okręcił się wokół mostu.
Uradowani pomogli sobie nawzajem starannie obwiązać sznurem łanię, a potem Tsi wyszukał wielki kamień, który ułożyli przed nią. Zapadł się oczywiście, lecz mimo to mógł dać zwierzęciu jakieś oparcie. Wrzucili też do bagna wszystkie suche gałęzie i zeschłe liście, jakie znaleźli w pobliżu, i wreszcie byli gotowi.
– Nigdy nie zdołamy wyciągnąć jej na ląd – stwierdziła Siska. – Oboje z wielkim pluskiem wpadniemy w bagno.
– Jesteś bardzo negatywnie nastawiona, księżniczko, a jeśli myśli się o niepowodzeniu, to się go doznaje. Przypomnij sobie, jak sprzeciwiłaś się wszystkim mieszkańcom swojej wioski i zdołałaś uciec stamtąd. Próbujemy!
Czas był już najwyższy. W oczach zwierzęcia pojawiła się rozpacz.
– Lina boleśnie wpije ci się w skórę! – zawołała Siska do łani. – Ale staraj się, jak tylko możesz. Raz, dwa, trzy!
Lina zatrzeszczała, łania ryknęła głośno, gdy sznur napiął się wokół jej ciała, była bowiem ciężej ranna, niż zdawali sobie z tego sprawę.
Z początku ich wysiłki nie przyniosły żadnego rezultatu. W końcu Tsi przerzucił sobie sznur przez ramię, jak ktoś, kto ciągnie wózek, a Siska wytężyła wszystkie mięśnie aż do bólu.
– Czuję jakiś ruch – oznajmił Tsi z optymizmem, chociaż ona niczego nie zauważyła. – Jeszcze raz, łaniu, wejdź na kamień!
Byli za słabi, lecz łania najwidoczniej znalazła jakieś niewielkie oparcie dla nóg i choć rzeczywiście kamień opadł głęboko, gdy tylko na niego stanęła, dało się zauważyć jakiś postęp. Zwierzę pomagało teraz jak mogło, Tsi i Siska wytężyli więc siły i spostrzegli, że łania przesunęła się odrobinę bliżej brzegu.
Siska była śmiertelnie zmęczona, poprosiła o chwilę odpoczynku. Dane jej było zaledwie pół minuty, bo Tsi zaraz zawołał:
– Ona znowu tonie! Prędko!
Tym razem nad powierzchnię grzęzawiska wyłoniła się grzywa. Zachęceni podjęli kolejny wysiłek. Właściwie nie starczało im już sił, lecz wola działania potrafi czynić cuda. Z grzęzawiska dobiegło głośne cmoknięcie, gdy bagno zmuszone było wypuścić z objęć przednie nogi zwierzęcia, potem z błota wynurzył się grzbiet, Siska znów wytężyła wszystkie mięśnie do ostateczności, na szczęście lina wydłużała się sama z siebie i skracała, gdy cała jej długość nie była potrzebna. Łania wspięła się w końcu na rozsypane przez nich gałęzie i liście, zad zwierzęcia zanurzył się po raz ostatni. Tsi użył wszystkich swoich sił – i bagno musiało ustąpić.
Wystarczyły dwa długie kroki i łania znalazła się na lądzie.
Podeszła jeszcze do cielątka i przy nim osunęła się na ziemię.
Siska i Tsi także nie mogli już więcej znieść. Zabrakło im sił, żeby chociaż wyplątać łanię z liny. Padli na ziemię, ciężko dysząc.
Tsi wyciągnął rękę, a Siska wtuliła się w jego ramię, próbując odzyskać normalny rytm oddechu. Tsi nie miał siły, żeby ją pieścić ani nawet żeby coś powiedzieć, leżeli tylko blisko siebie, wysmarowani błotem. Oddychali z trudem, lecz byli szczęśliwi jak nigdy dotąd.
21
Gondola Joriego wylądowała na łące. Wysiadła Lenore, rozzłoszczona, że przenosi się ją gdzieś wbrew jej woli, lecz Tell nie miał dla niej czasu.