– Dobrze, że przyleciałeś, Jori. Potrzebujemy ciebie i twojej gondoli do innych rzeczy, na pewien czas zawieszamy te wahadłowe połączenia z Królestwem Światła…
Przerwał mu głośny krzyk Lenore. Zauważyła siedzącą nieco dalej grupkę skulonych ludzi, nędznych i wycieńczonych. Ram i Indra stali wraz z Tellem, lecz ich ledwie zauważyła, a na Waregach, Gondagilu i Helgem, nawet nie zawiesiła oka.
– Czy to prawda? – wołała. – Czy prawdą jest to, co widzę?
– Owszem – odparł Ram. – Ale bądź ostrożna, oni przeszli prawdziwe piekło.
Odepchnęła go niczym natrętnego żebraka i podbiegła do siedzących na trawie. Dwoje z nich podniosło się i z wahaniem ruszyło w jej stronę.
Wreszcie twarz Hannagara rozjaśnił uśmiech.
– Lenore, najpiękniejsza z kobiet! Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek jeszcze cię zobaczę.
Rzuciła się w jego ramiona, a on serdecznie ją objął. Indra jednak, która wcześniej zauważyła spojrzenia, jakie wymieniła między sobą para uciekinierów na wspomnienie imienia Lenore, nie bardzo chciała wierzyć w szczerość takiego zachowania. Zerknęła na kobietę, Elję, i rzeczywiście, nabrała pewności, że widzi w jej oczach zazdrość.
Lenore zaraz przywitała się z Elją, lecz na sześcioro mieszkańców osady nawet nie zwróciła uwagi. Indra zauważyła natomiast, że Lenore ukradkiem taksuje Elję. Jej Hannagar spędził z tą kobietą dużo czasu, czy należało zatem uważać ją za rywalkę?
Indry wcale by to nie zdziwiło.
– Ależ to przecież fantastyczne! – rozpromieniła się Lenore, nie puszczając ramienia Hannagara. – Opowiedz, gdzie byliście! Dlaczego nie wracaliście do domu?
Hannagar nic na to nie odrzekł, pytanie było zbyt niemądre.
Tell zaś poprosił:
– Właśnie, Hannagarze, chcielibyśmy usłyszeć teraz waszą historię, ale w krótkich słowach, bo czekają nas niezwykle ważne sprawy. Zniknęliście gdzieś w drodze w Góry Czarne przed bardzo wieloma laty. Gdzie się podziewaliście w tym czasie? Czy dotarliście do tych strasznych gór?
– Nie, oczywiście, że nie – odparł Hannagar zawstydzony. – Byliśmy młodzi, śmiali i głupi, wydawało nam się, że to się uda.
Wszyscy teraz zgromadzili się wokół nich.
Ram rzekł ostro:
– Wiecie pewnie, że wysyłano ekspedycje, które miały was odszukać. Ci, którzy trafili w Góry Czarne, nigdy nie wrócili.
Hannagar i Elja spoważnieli.
– Nie, nie wiedzieliśmy o tym, to bardzo przykre.
Jakby na potwierdzenie słów Rama od odległych gór poniósł się głośny, przeraźliwy krzyk. Wszyscy zadrżeli
Indra nie mogła powstrzymać się od czujnego obserwowania rozwoju sytuacji. Lenore i Elja już nie potrafiły się znieść, Hannagar okazywał lekką skłonność do odrzucenia towarzyszącej mu przez tak wiele trudnych lat Elji dla olśniewająco pięknej Lenore. Lenore zaś… Wyglądało na to, że znów zaczyna brać pod uwagę Rama na wypadek, gdyby Hannagar ośmielił się dokonać niewłaściwego wyboru.
Zostaw Rama, powtarzała w myślach Indra. On jest mój.
Pięciokąt? No cóż, nie tak znów często ma się do czynienia z podobną historią.
Elja-Hannagar-Lenore-Ram-Indra.
Najgorsza była tutaj chyba ta, która uważała się za najważniejszą, ale powinna się strzec „Ja wybieram ciebie, on wybiera ją, i zostaje tylko Lenore”. Och, chyba za bardzo jestem pewna siebie, pomyślała Indra z pokorą. Jeśli Lenore wygra, to albo ja, albo Elja zostaniemy same.
Hannagar zaczął opowiadać.
– No cóż, wszyscy siedmioro ruszyliśmy w stronę Gór Czarnych. Nie powinniśmy byli tego robić. Nie zagłębiliśmy się jednak w ten straszny masyw górski, nie dotarliśmy tam. Prędko zdołaliśmy się przekonać, że to śmiertelnie niebezpieczne okolice, straciliśmy naszą gondolę i usiłowaliśmy wracać piechotą, lecz całymi miesiącami krążyliśmy tylko po bezludnych terenach bez rezultatu. Wielki problem stanowiło również jedzenie, znajdowaliśmy jednak jagody i łowiliśmy ryby, jakoś więc udawało nam się przeżyć, chociaż na granicy głodu.
Jori przerwał mu, pytając z zainteresowaniem:
– Widzieliście takie straszne, przypominające larwy istoty, które pełzają po pionowych ścianach skalnych?
Hannagar popatrzył na niego pytająco.
Gondagil wyjaśnił:
– Jori i jego przyjaciel Tsi zapuścili się w ową głęboką dolinę, gdzie działają wciągające prądy powietrza, na sam jej skraj, rzecz jasna. Udało mi się ich stamtąd zabrać.
Hannagar patrzył na nich ze szczerym podziwem.
– To wielkie osiągnięcie. Nie, my nie dotarliśmy tak daleko w głąb, choć raz poczuliśmy ten prąd. No cóż, po nie mającym kresu kręceniu się w koło znaleźliśmy w górach niewielką osadę. Mieszkaliśmy tam przez kilka lat, bo wielu z nas chorowało i nie mogliśmy wyruszyć dalej. Już wtedy jednak zrozumieliśmy, że zanadto się zbliżyliśmy do Gór Czarnych, jakieś straszne istoty bowiem zaczęły krążyć wokół osady. Na pewno nas wywęszyły.
Urwał, wystraszony samymi tylko wspomnieniami.
Podjęła Elja:
– Pamiętajcie, że Góry Czarne tak naprawdę położone są na drugiej wielkiej półkuli we wnętrzu Ziemi, centrum gór znajduje się dokładnie ponad najwyższym punktem Królestwa Światła, lecz tak wysoko, że ze szczytu muru nie widać wierzchołków gór. Tak więc odnalezienie powrotnej drogi do domu bez gondoli nie było łatwą sprawą, chociaż, jak już mówiliśmy, nawet nie zbliżyliśmy się do centrum. Przeszliśmy kawałek w górę po ścianach pustki, jeśli rozumiecie, o co mi chodzi. Ach, nigdy nie powinniśmy byli tego robić, tak wiele utraconych lat… Nie chcieliśmy dłużej narażać mieszkańców górskich okolic na niebezpieczeństwo, wyruszyliśmy więc tutaj. Znaleźliśmy się już bardzo daleko od Gór Czarnych, wędrówka trwała długi czas, bo Hannagar i ja byliśmy bardziej wycieńczeni od innych, musieliśmy robić długotrwałe postoje w przeróżnych miejscach. Sądziliśmy już, że pozbyliśmy się naszych prześladowców, W końcu towarzysze stracili do nas cierpliwość. Dotarliśmy wtedy już tak daleko, że w oddali widzieliśmy Królestwo Światła. Piątka naszych przyjaciół była zdania, że istnieje możliwość ominięcia terenów potworów przez morze piasku, ostrzegaliśmy ich, to miejsce bowiem cieszy się bardzo złą sławą, zresztą jak przedostaliby się za mur? Oni jednak nie chcieli już dłużej na nas czekać. Odeszli. To było chyba jakieś dwa lata temu. Hannagar i ja mogliśmy wreszcie iść dalej, a w końcu zatrzymaliśmy się w tej osadzie tutaj. Wtedy znów pojawili się prześladowcy, oni są straszni, krwiożerczy, to ludożercy!
– Dziękujemy, że przybyliście – cicho powiedział Hannagar.
Tell podniósł głowę. Nadszedł już najwyższy czas, by zająć się bieżącymi problemami. Wyjaśnił całą sytuację Joriemu. Nie bardzo mieli ochotę na latanie gondolami nad Ciemnością ze względu na mieszkańców tutejszej krainy, teraz jednak było to naprawdę konieczne. Grupa Kira całkiem zaginęła, czy Jori mógłby przelecieć ponad skałami, które dzielą terytorium potworów od krainy Waregów? Powinien lecieć sam, na wypadek gdyby ktoś z zaginionych potrzebował transportu, a ich było przecież aż pięcioro. Samiec samotnik się odnalazł, ich zadanie więc zostało wykonane. Oczywiście Jori może rozglądać się za łanią, skoro i tak będzie szybował ponad ziemią, lecz jej raczej tu nie ma, poza tym szuka jej już tak wielu.
Tell ponownie wezwał Kira, lecz jak zwykle nie uzyskał żadnej odpowiedzi. To milczenie było zaiste przerażające. Potem spróbował jeszcze skontaktować się z Dolgiem. Na próżno.
Właśnie zaginięcie Dolga szczególnie ich zaniepokoiło, on przecież miał przy sobie dwa święte kamienie i powinien dać sobie radę w każdej sytuacji. Poza tym i bez kamieni potrafił sobie radzić, sprzyjało mu wszak tak wiele dobrych mocy.