Выбрать главу

Niestety, Dolg milczał, a jego milczenie miało w sobie coś złowróżbnego.

– A reszta? – dopytywała się Indra.

Tell pokręcił głową.

– Zwierzę oczywiście nie ma telefonu, a Tsi nie wolno go mieć, bo tak strasznie go nadużywa, bez przerwy dzwoni i zajmuje wszystkie linie. Siska nie chciała telefonu, twierdziła, że wystarczy aparat Kira.

Indra uśmiechnęła się leciutko.

– Siska nienawidzi wszelkich nowoczesnych wynalazków, twierdzi, że się na tym w ogóle nie wyznaje, a ona nie lubi czegoś nie umieć.

Tell zadzwonił do Nauczyciela.

Niestety, niczego na razie jeszcze nie odnaleźli. Marco i Nidhogg byli razem z nim i właśnie przeczesywali teren, jednak dość rozległy. Gondolę Nauczyciel uznał za doskonały pomysł, przyślijcie tego szaleńca Joriego, poprosił.

Nauczyciel w przeciwieństwie do Siski uwielbiał telefon. Szczerze podziwiał osiągnięcia nowoczesnej techniki.

Kolejne wezwanie, grupa Jaskariego.

Niestety, wciąż bez skutku szukali łani, poza tym panował u nich spokój, wciąż znajdowali się po innej stronie rzeki niż straszne istoty. Czy pokazały się u nich? Nie? To dobrze. Ponieważ tropy, jakie Oko Nocy odnalazł nad rzeką, należały, jak się okazało, do samca samotnika, byli w tym samym punkcie, co na początku. Łania jakby zapadła się pod ziemię.

– Słyszę bardzo wiele nowych imion – mruknął Hannagar. – Wygląda na to, że odkąd opuściliśmy Królestwo Światła, pojawiło się dużo nowych osób.

– Dużo bardzo szczególnych osób – poprawił go Tell. – Gdybyś tylko wiedział…

Indra uśmiechnęła się pod nosem. Ciekawe będzie się przekonać, co Hannagar i Elja myślą o Marcu, a także o Mórim i Dolgu, o elfach, Madragach, Sol i pozostałych duchach oraz wielu, wielu innych.

Nagle okazało się, że Nauczyciel pilnie stara się nawiązać z nimi kontakt.

22

MALEŃKA POMOCNICA

Nauczyciel właśnie zakończył pierwszą rozmowę z Tellem, gdy wszyscy trzej, on, Marco i Nidhogg, dostrzegli przed sobą na skałach coś dziwnego. Na prawo od nich, za doliną potworów, jaśniało Królestwa Światła, widzieli więc całkiem wyraźnie.

Instynktownie ukryli się za krzakami.

Wciąż jednak mogli patrzeć przez gałęzie i to, co zobaczyli, sprawiło, że prędko wypadli z kryjówki.

Poruszając się chwiejnie, nadchodził w ich stronę wielki piękny wilk. Z futra wystawały mu drewniane strzały, głowę miał zwieszoną, ledwie trzymał się na nogach, ciągle musiał przystawać.

– Zwierzę! – zawołali jednogłośnie wszyscy trzej i pobiegli do niego.

Osunęło się na ziemię u ich stóp.

Podczas gdy Nauczyciel przez telefon informował Tella o nowym odkryciu, Marco i Nidhogg podjęli próby uleczenia Zwierzęcia. Usunęli z jego ciała strzały potworów i Marco przyłożył leczące dłonie do ran, Nidhogg zaś, najbliższy przyjaciel Zwierzęcia, ciskał gromy na okrutne bestie.

– No cóż, wiemy już, kto zaatakował naszych przyjaciół – stwierdził Tell przez telefon. – Czy Zwierzę zdoła was do nich zaprowadzić?

– Nie może się ruszyć, zużyło wszystkie siły na to, żeby do nas dotrzeć.

Marco wyciągnął rękę po telefon.

– Tellu, czy mogę prosić Joriego? Dziękuję, Jori, czy gondola jest gotowa?

– Stoję już jedną nogą w gro… w gondoli.

Marco uśmiechnął się.

– To dobrze. Przybądź tu czym prędzej zabrać Zwierzę. Weź po drodze weterynarza i Jaskariego, by mogli towarzyszyć mu w drodze na łąkę. I spiesz się, pamiętaj!

– Można powiedzieć, że już tam u was jestem – odparł Jori dumny z wyznaczonego mu zadania. Zastanawiał się jedynie, w czym weterynarz może im bardziej pomóc od Marca. – Powiedzcie tylko, gdzie was szukać.

Otrzymał wskazówki i telefon wyłączono.

– On już niedługo tu będzie – Nauczyciel uspokajał Nidhogga, rozpaczającego nad strasznym losem przyjaciela. Nie przestawał mówić do Zwierzęcia, wątpliwe jednak, by nieszczęsne cokolwiek słyszało.

Marco przyłożył dłonie do paskudnej rany w jego boku i spytał:

– Ono zeszło z góry z tamtej strony? To znaczy, że najprawdopodobniej będziemy musieli zapuścić się do doliny potworów, aby odnaleźć resztę grupy Kira.

Westchnęli, perspektywa naprawdę była niezbyt przyjemna.

Jori rzeczywiście doskonałe się spisał i chwilę potem, zatoczywszy piękny łuk, wylądował przy nich. Przywiózł Jaskariego, weterynarz bowiem uznał, że muszą się rozdzielić, i najważniejsze zadanie, opieka nad łanią, gdyby ją znaleźli, miało oczywiście przypaść jemu.

Wszyscy trzej skupieni przy Zwierzęciu byli niezwykle zadowoleni z tego, że to właśnie Jaskari się u nich zjawił. Tak naprawdę bardzo sobie życzyli jego obecności, lecz nie chcieli urazić drażliwego weterynarza.

Wspólnymi siłami przenieśli Zwierzę na pokład gondoli i podczas gdy Jaskari aplikował mu kilka rozmaitych zastrzyków, Jori opowiadał:

– Nie od razu was znalazłem, zatoczyłem więc nieduże kółko gondolą i wtedy coś zobaczyliśmy.

– To prawda – zaświadczył Jaskari. – Uważaj na jego łeb, Nidhoggu, to paskudna rana. Wiecie, co ujrzeliśmy? Trochę wyżej i bardziej w przód? Przy niedużym grzęzawisku widzieliśmy łanię! Leżała na ziemi, obok niej stało cielątko, a dalej… kawałeczek od nich leżeli Siska i Tsi! Wyglądali na kompletnie nieprzytomnych, nie zauważyli nawet gondoli. Doszedłem jednak do wniosku, że pośpiech potrzebny jest przede wszystkim przy Zwierzęciu.

– Co wy mówicie? Ale to przecież… Nie byli chyba martwi?

– Nie wiem jak łania, ale zauważyłem, że Siska leciutko poruszyła ręką. Wszyscy byli nieludzko wysmarowani błotem, chyba taplali się w bagnie.

– Ach, tak – rzekł Marco. – Wszystko już teraz gotowe, jedźcie więc, a my natychmiast wyruszamy nad to grzęzawisko. Mówicie, że to niedaleko stąd?

– Tak – powiedział Jori. – Zeszliście po prostu za bardzo w dół. Dam znać Tellowi i Oku Nocy, że łania się znalazła. Czy mam sprowadzić jeszcze kogoś nad bagno?

– O, tak, silnych mężczyzn. Jeśli łania jeszcze żyje, damy wam znać.

Gondola wzbiła się w powietrze, a trzy niezwykłe osobistości natychmiast przeniosły się nad bagno w swój szczególny sposób.

Zajęło im to jedynie krótką chwilę.

Gdy się zjawili, Tsi i Siska byli już na nogach. Oboje nie posiadali się z radości na widok przyjaciół. Po chwili wyjaśnień z obu stron wszyscy skoncentrowali się na łani, tylko Siska zajęła się cielątkiem, tak aby czuło się bezpieczne.

– Łania żyje – oznajmił Nauczyciel. – Jest tylko kompletnie wycieńczona po walce z bagnem. Te rany również nie wróżą nic dobrego. Przeklęte potwory, czy nikt nie może ich zgładzić?

Zabijanie nie było metodą stosowaną w Królestwie Światła. Niestety, potwory stanowiły poważny problem, zarówno dla Obcych, jak i dla wszystkich mieszkających w Ciemności plemion.

– Jak przetransportujemy łanię? – spytał Tsi, który wciąż nie posiadał się z dumy po pochwałach, jakie usłyszeli wraz z Siską.

– No właśnie – westchnął Marco, usiłujący dodać zwierzęciu sił i zamknąć jego rany. – Nie da rady iść sama, a do gondoli się nie zmieści. Oczywiście Juggernaut nie może wjechać tutaj.

– Miałam trochę czasu na myślenie, kiedy mozoliliśmy się przy wydobywaniu jej z bagna – wtrąciła się Siska. – Czy nie możemy zrobić czegoś, na czym dałoby się ją ciągnąć?