– Nie, to niepotrzebne, Chor poprowadzi teraz Juggernauta z niesłychaną szybkością. Jedź do domu, Jori, i wyśpij się, dobrze się spisałeś.
Mógłby zabrać ze sobą Lenore zamiast na przykład Gondagila, pomyślała Indra. Naprawdę aż do końca musimy ciągnąć ze sobą to okropne babsko? Nic jednak nie powiedziała.
Podróż przez straszną krainę prawie się już skończyła, to najważniejsze.
Gondola wzniosła się nad ziemię, a długa karawana ludzi i zwierząt ruszyła ku osłoniętej dolinie, gdzie czekał Juggernaut.
23
Wędrówka trwała bez większych zakłóceń. Docierali już niemal do osłoniętej doliny, gdy mieszkańcy osady i Elja zareagowali na jakiś odgłos, dobiegający ze wzgórza z jednej strony. Cztery duchy natychmiast ich otoczyły, by dodatkowo ich ubezpieczać, nic więcej jednak się nie stało.
– Na pewno przestraszyło ich to, że idziemy taką wielką gromadą – Hannagarowi głos wyraźnie drżał.
Ram opiekuńczo otoczył Indrę ramieniem, ona zaś przytuliła się do niego z wdzięcznością, chociaż nie słyszała żadnego przerażającego odgłosu. Z oczu Lenore powiało chłodem. Ani Ram, ani Hannagar o niej nie pomyśleli.
Wreszcie dostrzegli wielki, brzydki kadłub Juggernauta i wszyscy odetchnęli z ulgą.
– To najbardziej przerażający pojazd, jaki kiedykolwiek w życiu widziałem – stwierdził Hannagar. – Doprawdy nie posunęliście się dalej w rozwoju w Królestwie Światła?
– Juggernaut umie się obronić – krótko odparł Tell, ale gdy Elja i inni nowi ujrzeli Chora, który kołysząc się na nogach schodził z wieżyczki, wszyscy bez wyjątku uskoczyli w tył.
– Co to, na miłość boską, jest? – zdumiała się Elja.
– Superinteligencja techniczna, przed którą powinniśmy bić czołem o ziemię – oświadczył Tell.
Hannagar wybuchnął stłumionym śmiechem i Lenore zaraz się do niego przyłączyła, w przeciwieństwie do Indry i wszystkich pozostałych.
Nowe jelenie wprowadzono do środka i uśpiono, Indra przeraziła się, gdy zobaczyła, jak ciasno jest już w Juggernaucie. Jelenie należało ułożyć częściowi jedne na drugich, by wszystkie się zmieściły, a ludzie skazani byli na zajęcie miejsc pod ścianami, w wąskim przejściu przez środek i na wieżyczce. To bardzo niewiele.
Nie marnowano czasu. Pora snu dla wszystkich minęła, i to nie raz. Tęsknili też za domem. Indra wybrała sobie miejsce pod ścianą, chociaż właściwie większego wyboru nie miała, wieżyczka zapełniła się szybciej, niż miała czas o tym pomyśleć, gęsto było nawet na schodach.
Juggernaut ruszył z szarpnięciem i natychmiast rozwinął pełną prędkość. Ach, mój Boże i mnie przydałoby się oszołomienie, pomyślała Indra, gdy machina kołysząc się przemierzała morze piasku. Byle tylko nie było już żadnych zjaw, nie zniosę tego, to, co przeżyliśmy podczas podróży w tamtą stronę, upiory przenikające przez ściany Juggernauta, całkowicie mi wystarczy, ale Chor tak pędzi, że nawet ewentualna zjawa przemknęłaby tylko przez pojazd i nawet byśmy jej nie zauważyli.
Wiedziała, że Ram jest gdzieś w pobliżu, było jednak tak ciemno, że nie widziała gdzie. Z jednej strony miała Jaskariego, a z drugiej Móriego, nie było czasu ani miejsca na żadne przemeblowania, należało pozostać tam, gdzie się trafiło.
Poczuła nagle, jak strasznie jest zmęczona. W ciągu ostatniej doby niewiele też jedli, lecz brak snu znacznie bardziej dawał się we znaki. Indra skuliła się w najwygodniejszej pozycji, jaką mogła przybrać, z głową na ramieniu Móriego, i, o dziwo, pomimo wszystkich wstrząsów i szarpnięć zdołała zasnąć. Dobrze, że nie ma z nami Berengarii, pomyślała jeszcze, zanim zmorzył ją sen, z tym jej obolałym siedzeniem. A Miranda? Ta podróż to przecież najczystsze spędzanie płodu.
Spała tak głęboko, że nie słyszała, jak Juggernaut zatrzymuje się na chwilę i drzwi otwierają się, by wypuścić Tella i Gorama. Wrócili wkrótce do środka i podróż trwała dalej. Teraz rytm szarpnięć stał się równiejszy.
Indra nic z tego nie zauważyła, dopiero gdy głowa spadła jej z ramienia Móriego, podniosła się wystraszona i rozejrzała dokoła ze zdziwieniem.
Gdzie ona jest? Taki ostry zapach zwierząt i ból w całym ciele, ludzie wokół niej i szum silnika?
Juggernaut. Ach, tak, wraca do domu z tej koszmarnej ekspedycji, która tak się udała, wszystko się powiodło, lepiej nawet niż się spodziewali, uratowali…
Zamrugała oczami, żeby widzieć wyraźniej. Co to takiego? Na podłodze po drugiej stronie? Pod przeciwległą ścianą…
Móri spał, Jaskari także, jelenie leżały nieruchomo, nie słyszała też żadnego ruchu w głębi pojazdu. Niemiłosierne trzęsienie trochę ustało, kołysanie piekielnej machiny wydawało się teraz wręcz przyjemne.
Oczy powoli przyzwyczajały się do ciemności, nie była już taka czarna, ale…
Mocno złapała Móriego za rękę.
Tam dalej, po drugiej stronie, zapłonęła czerwono para ślepi. Za moment zapaliła się jeszcze jedna, i jeszcze.
Indra nie zdołała zapanować nad krzykiem, obudziła wszystkich.
– One tu są! Zabraliśmy ze sobą czerwonookie bestie! Zapalcie światło, prędko, one nie mogą przedostać się do Królestwa Światła!
– Już jesteśmy w Królestwie Światła – rozległ się nie wiadomo skąd głos Rama. – Zmierzamy ku kwarantannie jeleni. Zapalić światło!
– Musimy osłaniać Hannagara i Elję! – zawołał ktoś.
Zapanował nieopisany tumult, Strażnicy chcieli zbiec po schodach, lecz nie mogli się przedostać, a na domiar złego krzycząca wniebogłosy Lenore usiłowała wedrzeć się na wieżyczkę.
Wreszcie w środku zrobiło się jasno. Wprawdzie znaleźli się już w Królestwie Światła, lecz na pokładzie Juggernauta wciąż panowała ciemność, a to dlatego, że zasłonięto wielkie okna z przodu i z tyłu. Nikt teraz nie myślał o ich odsłanianiu, a Juggernaut wciąż jeszcze nie był wyposażony w wewnętrzne oświetlenie. Wszyscy Strażnicy szybko włączyli swoje reflektory.
– Gdzie oni są? Gdzie są? – krzyczał laborant, próbując także dostać się na wieżyczkę. Potknął się o jelenie, które przez sen zaczęły się poruszać.
– Otwórzcie drzwi, wypuśćcie nas stąd!
Ale Móri nakazał z naciskiem:
– Bez względu na wszystko nie wolno otwierać drzwi!
Indra wstała, Ram był przy niej, nie wiedziała, w jaki sposób zdołał się tu przecisnąć. Usłyszała szept Móriego:
– Dobry Boże, to nie może być prawda.
Wpatrywał się w ścianę po przeciwnej stronie, właśnie stamtąd spoglądało na nich osiem par czerwonych ślepi. Indra nie mogła oderwać wzroku od Hannagara. Z pozostałymi siedmiorgiem działo się to samo, lecz ona patrzyła właśnie na niego.
Z wolna jego twarz zaczynała się odmieniać, broda wydłużała się, wyostrzała, kości policzkowe wysuwały się ostro do przodu, a nos zmniejszał się, aż wreszcie pozostały po nim tylko dwie dziurki. Natomiast oczy, gorejące czerwonym blaskiem, zapadały się w oczodoły, a z rozszerzających się ust wyłoniły się drapieżne kły. Paznokcie zamieniły się w długie szpony, wydłużające się ręce aż po czubki palców pokryła czerwonawa sierść.
Cała ósemka przemieniała się w identyczny sposób, lecz mieszkańcy osady okazywali podziw i poddańczość wobec Hannagara i Elji.
Podczas trwania przemiany nikt nie odezwał się ani słowem. Wszyscy stali jak sparaliżowani.
Teraz przemówił Hannagar. Mówił ochrypłym gardłowym głosem, którego nie mogli poznać:
– Nic się wam nie stanie, jeśli otworzycie drzwi i nas stąd wypuścicie i… Tak, chcę zabrać Lenore, żeby się z nią kochać. O, Lenore jest piękna.