Lenore, która nie zdołała przedostać się do wieżyczki, zawołała, przestając nad sobą panować.
– Ratuj mnie, Ram! Ratuj mnie, przecież jestem twoja! Nie oddawaj mnie!
Ram cichym głosem poprosił duchy, by przystąpiły do akcji. Aby oszczędzić miejsca, przed rozpoczęciem podróży stały się niewidzialne, teraz wciąż się nie ukazywały, lecz Indra usłyszała tuż obok szept Nauczyciela:
– Z wielką przyjemnością, Ramie, ale najpierw musimy się naradzić. Chcemy, żeby Dolg do nas przyszedł, postarajcie się w tym czasie zająć czymś te bestie.
Ram skinął głową i zwrócił się do Hannagara:
– A wiec mimo wszystko byliście w Górach Czarnych?
– Oczywiście – zarechotało monstrum. – Zbliżyliśmy się do źródła zła, napiliśmy się ciemnej wody, przynajmniej po kropli.
– A tamta piątka, która była z wami?
– Oni się bali, uciekli, tchórze.
– A potem próbowali wrócić do domu? Kiedy zginęli, ich dusze kontynuowały wędrówkę po morzu piasku przez kolejne lata, lecz i oni zarazili się złem, prawda?
– Nie można wejść w Góry Czarne bezkarnie.
– Czy właśnie tam byliście przez cały czas?
– Oczywiście – odparła Elja. Wyglądała teraz odrażająco. – Wysłano nas do Królestwa Światła, by zawładnąć nim i sprowadzić tam złe moce. Bardzo prędko dotarliśmy do tej osady w Ciemności, trwało to zaledwie kilka dni. Dalej się nie posunęliśmy, dopóki nie zjawiliście się wy.
Zaniosła się wstrętnym chichotem, ukazując przy tym paskudne kły.
– Wciągnęliście sześcioro mieszkańców osady w wasze piekło – stwierdził Ram z obrzydzeniem.
– To piekło jest naprawdę cudowne, Ramie – zaśmiał się Hannagar. – Ale tak właśnie zrobiliśmy z tymi, którzy już wcześniej mieli dość zła w sercach. Resztę pożarliśmy. Wypuśćcie nas teraz stąd, głupcy, inaczej rozgnieciemy tych, którzy stoją najbliżej.
Po tamtej stronie znajdował się jedynie Oko Nocy, a o niego Ram bał się nie na żarty, wszak to on był wybranym, który ma poprowadzić wyprawę w Góry Czarne. Ramowi na wspomnienie tej ekspedycji ciarki przeszły po plecach, widział wszak na własne oczy, co stało się z Hannagarem i Elją.
Dolg przyszedł do nich.
– Duchy już zaraz będą gotowe. Zaopiekujesz się w moim imieniu Fivrelde?
Ram wziął od niego wyraźnie roztrzęsioną panienkę z rodu elfów i ukrył ją w bezpiecznym miejscu.
– Marco także będzie uczestniczył w rozprawie – cicho rzekł Dolg.
– To dobrze, ale uważajcie na siebie, pamiętajcie, że wy należycie do żyjących.
Do Hannagara zaś, by zyskać na czasie, powiedział:
– Rozumiem już, co tak mnie w was zdziwiło. Ani trochę się nie zestarzeliście, a powinno się tak stać, skoro przebywaliście w Ciemności przez ponad dwieście ziemskich lat. Mówiliście także o mieszkańcu wioski, który został zabity dzisiaj, a może było to wczoraj czy przedwczoraj. To ten, którego kopnął jeleń, prawda?
– Przeklęte bestie! – syknął Hannagar. – Rozerwiemy je na strzępy, jeżeli nas stąd nie wypuścicie, i to zaraz!
– Dobrze już, dobrze. – Ram wyczuł, że duchy stoją gotowe. – Jeszcze tylko jedno. Tylko wy usłyszeliście dziś w lesie jakiś niepokojący odgłos. Powiedzieliście to jedynie po to, by nas zwieść, prawda? Baliście się, że nie zabierzemy was do Królestwa Światła?
– Mądry Ram wie wszystko – zadrwił Hannagar, a raczej obrzydliwa istota, którą się stał. – Przyprowadźcie Lenore!
– Zostaw tę Lenore! – wrzasnęła zazdrosna Elja obrzydliwym ochrypłym głosem. – Lepiej ją rozszarp albo weź Indianina, jest tu przy nas!
– Teraz my przejmujemy pałeczkę – prędko zdecydował Nauczyciel.
– Dziękuję – szepnął Ram.
Juggernaut, rzecz jasna, już wcześniej się zatrzymał, Chor zawrócił ciężki pojazd i czym prędzej cofnął się znów pod mur, by mogli usunąć straszydła z Królestwa Światła.
Przydałaby nam się teraz jasna woda Shiry, pomyślała Indra. Chyba tylko ona zdołałaby pokonać tych tutaj.
Lenore przez cały czas nie przestawała histerycznie się drzeć, aż wreszcie ktoś ręką zasłonił jej usta. Móri, który jako żyjący nie powinien zbliżać się do straszliwych istot, nucił cicho stare islandzkie zaklęcie.
Oko Nocy siedział skulony w kącie, plecami wciskał się w ścianę, ale najbliżej stojący stwór podkradł się do niego, Indra widziała, że wargi chłopaka się poruszają, zapewne modlił się o pomoc do duchów swoich przodków.
A potem wszystko nagle jakby wydarzyło się jednocześnie.
Między Okiem Nocy a poczwarą ktoś nagle stanął. Żaden z diabłów w ludzkiej skórze nie zrozumiał, że w wyprawie biorą udział również duchy. Widzieli, jak wchodzą na pokład, lecz niczym nie wzbudziły ich podejrzeń, a później nie zastanawiali się, co się z nimi stało, dlaczego zniknęły.
To Nauczyciel odgrodził bezbronnego śmiertelnika Oko Nocy od stwora, który – a był to jeden z mieszkańców osady – z sykiem wyciągnął ohydną łapę, by rozerwać na strzępy powstrzymującego go czarnoksiężnika. Szpony monstrum natrafiły jedynie na opór powietrza, kiedy jednak chciało ono przemieścić się dalej, okazało się to niemożliwe, jakby zatrzymała je stalowa ściana.
Stwór jeszcze raz zaatakował szponami, i znowu nic. Ponieważ tymczasem Nauczyciel zniknął, groźne straszydło rzuciło się na Oko Nocy. Wpadło jednak z impetem na niewidzialną ustawioną pionowo deskę nabitą gwoździami, nadziewając się na nie.
Dolg, ostrożnie stąpając między nogami jeleni, przemieścił się blisko Oka Nocy, poprosił, by chłopak ułożył się wśród zwierząt, i skierował farangil na tkwiącą na gwoździach maszkarę. Wnętrze Juggernauta zalała gorejąca ciemnoczerwona poświata i stwór zniknął. Nauczyciel odmówił jeszcze zaklęcie nad kupką prochu, by stwór nie pojawił się jako upiór.
Oko Nocy poderwał się i pognał w bezpieczne miejsce na wieżyczkę.
Siedem pozostałych bestii w tym czasie zajmowało się czym innym.
Hannagar paroma zaskakująco długimi skokami dotarł do przejścia w środku, gdzie był po dwakroć bardziej niebezpieczny. Zmierzał ku Lenore, która całkiem straciła panowanie nad sobą, tak że dwaj Strażnicy musieli ją przytrzymywać. Bestia, odrzucona jakąś niewidzialną siłą, upadła w korytarzyku, a nad nią kłapało paszczą rozwścieczone Zwierzę. Hannagar poczuł na szyi gorący oddech a silne wilcze łapy przytrzymały w uścisku jego ręce.
Czworo dawnych mieszkańców osady miało wrażenie, że coś, jakby niewidzialny mur, przesuwa ich w kąt pod drugą ścianą. Tu działał Nidhogg, którego jedynym pragnieniem było teraz powstrzymać tę czwórkę.
Elja zorientowała się już, że nie pójdzie im tak łatwo. Już wcześniej zauważyła miłość wszystkich tych ludzi do zwierząt i błyskawicznie schyliła się nad nowo narodzonym cielątkiem, by w ten sposób zmusić przeciwników do wpuszczenia ich do Królestwa Światła. Staliby się tam zabójczą, unicestwiającą siłą, która otworzy drogę władcom Gór Czarnych.
– Nie! – krzyknął Tsi ze schodów, rzucając się w jej stronę, lecz na szczęście ktoś zdołał go powstrzymać. – To mój cielaczek, mój i księżniczki! To my go uratowaliśmy i żadna paskudna wiedźma…
Urwał. Elję pociągnęła w tył jakaś siła, to Sol wykręciła jej ręce i trzymała w żelaznym uścisku. Duchy bowiem, gdy chciały, dysponowały naprawdę ogromną siłą.
– Ty paskudna, obrzydliwa babo! – Sol wiedziała, jak najbardziej urazić istoty kobiecego rodzaju. – Jesteś taka ohydna, że brzydzę się ciebie dotknąć! Widzisz, że twój gach wziął cię tylko dlatego, że żadnej innej nie miał pod ręką? Teraz ma ochotę wrócić do swej dawnej kochanki.