– Nigdy nie byłam niczyją kochanką! – krzyknęła Lenore. – Jestem wybranką Rama, będę teraz należeć do niego! Och, Ram, otwórz drzwi i pozwól nam stąd wyjść!
Elja kręciła paskudną głową na wszystkie strony, starając się wbić kły w Sol, lecz na próżno.
Ostatnia z mieszkańców osady, młoda kobieta, próbowała uciec, ale Sol podstawiła jej nogę. Maszkara upadła i nie mogła się już podnieść, usiadł bowiem na niej Nauczyciel.
– Dość już tego, duchy! – Marco ostrożnie stąpał między nogami zwierząt. – Doskonała robota! Czy jesteśmy już przy murze?
Tak, Juggernaut zdążył się nawet zatrzymać, Goram i Tell zeskoczyli z wieżyczki, żeby otworzyć mur.
Marco westchnął:
– Dolg, ani ty, ani ja nie lubimy zbyt często posługiwać się farangilem, lecz tym razem to bardziej niż konieczne. Odsuńcie się wszyscy, zróbcie miejsce i uważajcie, żeby nie zrobić krzywdy żadnemu jeleniowi. Dolgu, zajmij się najpierw tą czwórką w kącie. Przesuń się, Nidhoggu.
Cztery bestie zaniosły się przeraźliwym krzykiem na widok czerwonego blasku znów zalewającego wnętrze pojazdu. Kątem oka dostrzegły już wcześniej, co przytrafiło się ich kompanowi. Gdy Nidhogg odsunął się na bok, pomyślały przez moment, że są wolne, jednak nie zdążyły uciec, bo śmiercionośne promienie trafiły je i unicestwiły.
Elja i druga kobieta krzyczały rozdzierająco, lecz nawet im nie mogli okazać łaski. Obie kolejno zmieniły się w kupki popiołu, Nauczyciel bez sprzeciwów przekazał je Dolgowi, żadna nie uszła.
Pozostawał Hannagar, trzymany w szachu przez Zwierzę.
– Lenore! – wrzasnął ten nieczłowiek. – Ty mi pomożesz, zawsze przecież mnie kochałaś! Każ temu idiocie Ramowi zaprzestać wygłupów. Będę dla ciebie…
– Odsuń się, Zwierzę – spokojnie poprosił Marco.
W momencie gdy tylko poczuł, że jest wolny, Hannagar przetoczył się w bezpieczne miejsce wśród jeleni, gdzie blask farangila nie mógł go dosięgnąć, nie wyrządzając przy tym krzywdy zwierzętom.
– Lenore! We dwoje podbijemy cały świat! Najpierw Królestwo Światła, a potem świat na powierzchni Ziemi – wrzeszczał straszny głos. – Ja mam władzę, rozumiesz? Moc zła jest większa od wszystkiego innego!
– Widzę – rzekł Dolg łagodnie, gdy niewidzialne ręce uniosły Hannagara w górę. Odsunęły go od stanowiących ochronę jeleni i z powrotem ułożyły w przejściu, gdzie farangil położył kres jego mocy.
Czerwona kula zgasła, zapadła cisza.
– Otwórzcie drzwi! – nakazał Ram.
Za pomocą zwykłej zmiotki i śmietniczki usunięto wszystkie najdrobniejsze nawet ziemskie szczątki potwornych bestii. Najpierw jednak Nauczyciel, Móri i Marco odmówili nad nieszczęsnymi zaklęcia i błogosławieństwa.
Wiatr porwał popioły na piaskową pustynię.
Juggernaut znów wziął kurs na dom, a mur cicho zamknął się za nimi.
24
Wrócili do domu. Jelenie przechodziły kwarantannę, oni również przez kilka dni musieli się jej poddać.
Właśnie tam Sol odbyła z Markiem kolejną rozmowę, tym razem w złocistym blasku Świętego Słońca.
– I jak, Sol, wciąż chciałabyś być zwyczajnym człowiekiem?
– Oczywiście zabawne jest niekiedy być duchem – odparła Sol ze śmiechem. – To dopiero była akcja na pokładzie Juggernauta! A czy nie mogłabym być i tym, i tym? Człowiekiem zdolnym kochać i być kochaną, i duchem w razie potrzeby?
– Twoją prośbę trudno nazwać skromną – śmiał się Marco.
Sol westchnęła:
– Ach, chciałabym mieszkać w porządnym domu w pobliżu wszystkich moich przyjaciół, którzy uczestniczyli w ekspedycji, ale chciałabym też móc w jednej chwili przenieść się do świata duchów i tam praktykować czarodziejskie sztuczki. I potem znów wrócić i być cnotliwą, przyzwoitą kobietą, w każdym razie umiarkowanie cnotliwą. Marco, rozmawialiśmy ostatnio o tobie, o tym, że ty i Dolg nie potraficie czuć ziemskiej miłości, czyli…
– Wiem, co to znaczy – prędko przerwał jej Marco. – Ale nie zawsze podobają mi się twoje określenia.
Sol uśmiechnęła się szeroko.
– Ale z Tiili ci się udało, jesteś więc zdolny do aktu miłosnego. Czy teraz dość ładnie się wyraziłam? To znaczy, że to potrafisz?
– Pewnie tak – odparł Marco z namysłem. – Ale to był szczególny przypadek, Sol, byłem do tego zmuszony, by uratować wszystkich i wszystko na świecie, lecz tak naprawdę wcale mnie to nie interesuje, nie miewam na to ochoty. Z wieloma kobietami i dziewczętami łączy mnie głęboka przyjaźń, również z tobą, lecz miłość…? Nie wiem, co to jest, Sol.
– A chciałbyś wiedzieć?
– Tak. Rozumiem, że czegoś mi brakuje, Dolg też mówi to samo.
Sol popatrzyła na niego z szelmowskim błyskiem w oku.
– W mieście nieprzystosowanych twierdzą, że macie się ku sobie.
– Wiem, ale to nieprawda, jesteśmy tylko nadzwyczaj dobrymi przyjaciółmi i nie należy mówić tak o czystej, pięknej przyjaźni.
– Ja też tak uważam. A gdybyś kiedykolwiek zmienił zdanie, gdyby cię to zainteresowało albo miałbyś ochotę, to wiesz, gdzie mnie szukać.
Marco śmiał się już teraz pełnym głosem.
– Bardzo ci dziękuję, Sol, będę o tym pamiętać.
Sol poufale wzięła go pod rękę.
– No właśnie, Dolg. Dlaczego zawsze wszystkim tak go żal?
– Nie wiem – odparł Marco. – Przypuszczam, że brakuje mu czegoś bardzo istotnego.
– Może narzeczonej?
– Jesteś niemożliwa, czy ty nigdy o niczym innym nie myślisz? Chodź, wejdziemy do środka!
Wstrząsające przeżycia wciąż tkwiły w nich wszystkich bardzo mocno, nie dawało się o nich zapomnieć.
Ale nie przez cały czas.
Oriana i Thomas radowali się wspólną przyszłością. Oboje niezwykle cieszyli się na to, co ich czeka. Nic nie chcieli robić na siłę. Długotrwałe staroświeckie zaloty, proszone herbatki i obiady, kwiaty, czekoladki i krótkie wieczorne przechadzki, umizgi i nieśmiała odpowiedź, zdaniem Oriany to aż za dobre, by mogło być prawdą.
Miranda promieniała jak słońce, razem z Gondagilem planowali już urządzenie pokoju dziecinnego i zajmowali się wszystkimi sprawami, które interesują przyszłych rodziców. Gondagil z wielką troską myślał o zdrowiu żony.
Elena i Jaskari ciągnęli swą nie kończącą się historię, wyglądało na to, że nigdy nie będą tak naprawdę razem, oddalili się od siebie bardziej niż kiedykolwiek, choć oboje gorąco pragnęli, by było inaczej.
A matka Helgego w każdej napotkanej kobiecie widziała dziwkę.
Tsi-Tsungga i Siska spotkali się pewnego dnia w drodze na basen. Zatrzymali się.
– Księżniczko – powiedział Tsi wzruszony. – Jak miło znów cię widzieć!
Siska nie mogła odpowiedzieć, skinęła mu tylko głową. Bardzo dużo o nim myślała, zaskakująco dużo. Przeżywała w pamięci wszystko, co przydarzyło się na bagnach i w koronie drzewa. Nie nad wszystkim miała odwagę się zastanawiać, bo serce zaczynało jej mocno walić, a ciało znów przeszywał tamten rozkoszny dreszcz.
Ale on przecież był elfem ziemi, leśnym faunem.
Którego wszystkie dziewczęta pragnęły wziąć w objęcia.
Żadna jednak nie zbliżyła się do niego tak jak ona.
Stał teraz przed nią tylko w ręczniku wokół bioder. Ona owinęła się swoim jak sarongiem. Tsi sprawiał wrażenie nieszczęśliwego.
– Księżniczko, muszę z tobą porozmawiać.