Выбрать главу

Oczywiście słyszał pogłoski o powietrznych łodziach z Królestwa Światła, krążyły o nich niesamowite opowieści. Ujrzano je może ze dwa razy i właściwie dla ludu Timona nie były niczym więcej niż tylko legendą. Ludziom twierdzącym, że je widzieli, nigdy tak naprawdę nie wierzono.

I oto właśnie na skraju moczarów zatrzymał się taki pojazd.

Helgemu serce załomotało w piersi, zaszumiało mu w głowie. Przestraszył się, że zemdleje, nie wiedział, co robić, dokąd uciekać, zastygł w miejscu sparaliżowany strachem.

Jak wszyscy mieszkańcy Królestwa Ciemności Helge dobrze widział w wiecznym zmierzchu. Kiedy stał skamieniały na wzgórzu, zobaczył, że z niesamowitego pojazdu wysiada dwóch ludzi i kieruje się w jego stronę.

Czego oni chcą?

Przyszli, żeby zabić jelenie? Nie, do tego nie wolno dopuścić!

Helge zawsze myślał więcej o jeleniach niż o własnym bezpieczeństwie. Przeraził się jednak nie na żarty. Nie mógł uciekać, bo wpadłby w sam środek stada, a nie miał pojęcia, jakie mogą być tego konsekwencje. W najlepszym razie jelenie by się rozpierzchły, w najgorszym zaś zabodłyby go na śmierć.

Nie miał czym się bronić, ani przed zwierzętami, ani przed obcymi przybyszami. Nosił z sobą tylko ot, zwykły kij, na cóż mu się zda?

Zanim zdążył podjąć jakąś decyzję, mężczyźni zbliżyli się na tyle, że widział ich już wyraźnie.

Pierwszym okazał się jeden z tych wysokich Strażników. Te niezwykłe istoty nie będące ludźmi nazywano chyba Lemurami? To one pełniły straże w baśniowym królestwie wśród światła i jedynie z rzadka wychodziły stamtąd, żeby przywołać potwory do porządku.

Drugi zaś…

Ależ… Przecież on go zna!

– Gondagil! – zawołał cicho. – To naprawdę ty?

Helge pospieszył w stronę mężczyzn, by jelenie nie zauważyły nowo przybyłych. Zszedł po drugiej stronie wzgórza.

– A dlaczego to miałbym nie być ja? – roześmiał się Gondagil.

Helge nie miał odwagi spojrzeć na tego drugiego, ludzie Timona zawsze czuli wielki respekt wobec Strażników. Nie spuszczał oczu ze swego pobratymca.

– Ale… ale… przecież ty zniknąłeś! Wiele, wiele lat temu Chyba siedem.

– Siedem lat temu? Chcesz pewnie powiedzieć: przed siedmioma miesiącami? – Gondagil przypomniał sobie wreszcie różnicę czasu i dodał cicho: – Naprawdę tyle czasu upłynęło tu, w Ciemności? To przecież straszne. Co się wydarzyło od tamtej pory? Ale nie, o tym pomówimy później. Helge, to jest Ram, najwyższy przywódca Strażników w Królestwie Światła, mój dobry przyjaciel.

Helge odważył się wreszcie spojrzeć na Rama, który lekko skinął mu głową. Helge zrobił to samo.

– Czego tu szukacie? – spytał. – Proszę, nie strzelajcie do moich jeleni, błagam…

Spontanicznie nazwał zwierzęta swoimi.

Gondagil podniósł rękę.

– Nikt nie będzie strzelać. Przybyliśmy, by się ciebie poradzić.

– Mnie?

Nigdy chyba nikt nie prosił Helgego o radę, teraz więc nie posiadał się ze zdumienia.

– Tak, ciebie. Czy możemy zejść do gondoli, żeby niepotrzebnie nie denerwować zwierząt?

Helge oniemiały ruszył za nimi w stronę brzegu moczarów. Nie był już tak przerażony, obecność Gondagila dodała mu otuchy. Na usta cisnęło mu się tysiąc pytań, jedno wreszcie zwyciężyło.

– A więc przez cały czas przebywałeś w Królestwie Światła?

– Tak.

I kolejne pytanie:

– Jak się tam przedostałeś?

– To długa historia. Helge, jesteś osobą, która najwięcej wie o olbrzymich jeleniach, prawda?

– Jestem jedyną osobą, która wie cokolwiek, i wiem wszystko.

Gondagil kiwnął głową.

– Właśnie dlatego do ciebie przychodzimy.

Byli już przy pojeździe, Ram gestem zaprosił Helgego do środka. Gondola wyglądała na całkiem wygodną, lecz Wareg się wahał.

– Nie będziemy jej uruchamiać, sądziliśmy tylko, że w niej porozmawiamy swobodniej.

Helge nie wiedział, czy powinien się odważyć, ale pojazd prezentował się kusząco, miał takie piękne kolory i tyle różnych urządzeń przy siedzeniu z przodu.

A przecież była to jedynie prościutka gondola Tsi! Co by powiedział, gdyby zobaczył pojazd Rama?

Ostrożnie wsunął się do środka. Jak tu miękko, bał się niemal, że zapadnie się w siedzenie i przeleci przez podłogę. A kiedy Ram nasunął na gondolę przezroczystą kopułę, poderwał się i usiłował się wydostać.

– Bądź spokojny – powstrzymywał go Gondagil. – To tylko ze względu na jelenie, nie chcemy, żeby nas usłyszały, kiedy będziemy rozmawiać.

Helge bardzo niepewny usiadł z powrotem. Ogromnie mu się to nie podobało. Nikt wszak nie lubi tracić kontroli nad sytuacją.

– Chcielibyśmy dowiedzieć się czegoś o jeleniach, o tym, jak się miewają – zaczął Gondagil. – Ale najpierw umieścimy ci na ramieniu pewien aparacik, pozwalający na to, abyście mogli rozumieć się nawzajem z Ramem.

Nie wspomniał, że Ram już i tak rozumie każde słowo wypowiedziane przez Helgego.

Po chwili pełnej gorących protestów i wymachiwania rękami opiekun jeleni zgodził się wreszcie na zamocowanie aparatu i teraz nie mógł się nadziwić jego działaniu.

– A więc jak to wygląda? – dopytywał się Gondagil. – Czy twoim jeleniom dobrze się tu wiedzie?

Mistrzowskim posunięciem było użycie określenia „twoje jelenie”. Helge porzucił resztki podejrzeń i zaczął opowiadać.

Okazało się, że jelenie nie mają w Ciemności łatwego życia Poza niektórymi latami, kiedy głód zaglądał im w oczy, problem stanowiły zawsze drapieżniki wywodzące się z gór za krainą Timona, a oczywiście najgorsze były potwory grasujące wzdłuż muru. Na jelenie polowały też inne plemiona ze względu na mięso, a w jednym roku stado znacznie się zmniejszyło na skutek chorób.

Helge starał się, jak tylko mógł, lecz był jedynie człowiekiem i nie zawsze starczało mu czasu na pilnowanie zwierząt. Zainteresował się też, dlaczego przybysze go tak wypytują, czyżby Królestwo Światła zamierzało zgładzić zwierzęta?

Gondagil odrzekł z uśmiechem:

– Musisz przestać być taki podejrzliwy, Helge. Pamiętasz Mirandę, dziewczynę z Królestwa Światła?

– Tak, tak, tę, w której się zakochałeś?

– A więc wyraźnie było to widać? Jesteśmy teraz parą, tam za murem. Właśnie ona pierwsza zaczęła nalegać, abyśmy sprowadzili olbrzymie jelenie do Królestwa Światła, i jej pomysł się spodobał. Chcemy teraz podjąć taką próbę. Wielka wyprawa już wyruszyła i wkrótce przemierzy tereny potworów, ale potrzebna nam twoja pomoc. Jesteś jedyną osobą, która wie, gdzie przebywają jelenie i ile ich jest.

Twarz Helgego jeszcze bardziej się wydłużyła.

– Chcecie odebrać mi jedyne, co się liczy w moim życiu? Co mi potem zostanie?

Przybysze z Królestwa Światła popatrzyli na siebie, wreszcie, choć z pewną niechęcią, odezwał się Ram:

– Możesz jechać z nami, jeśli chcesz.

Zaskoczenie na twarzy Helgego nie było nawet przez moment udawane.

– Do Królestwa Światła? Boję się.

– Popatrz na mnie – przekonywał go Gondagil. – Czy uważasz, że wyglądam na osobę, która cierpi?

– Nie, i ani trochę się nie postarzałeś.

– Za murami nikt się nie starzeje.

– A co z mamą? Nie mogę jechać bez mamy, muszę ją zabrać.

Gondagil, który dobrze znał matkę Helgego, westchnął.

– To niemożliwe, Helge. Możemy zabrać tylko jednego człowieka, a nim musisz być ty.