Выбрать главу

Juggernaut ruszył, gąsienice w ciszy potoczyły się po piasku. Ledwie było go słychać, dzięki temu potwory zapewne nie odkryją ich bliskości, lecz niestety w ten sposób poruszali się znacznie wolniej.

W wieżyczce Chor zamknął wszystkie luki, widok mieli ograniczony, przede wszystkim nie mogli patrzeć w górę, wyglądali jednak przez wielkie okna, które, jak twierdził Chor, są przydymione, nikt więc nie mógł zajrzeć do środka.

Siska wyczuwała napięcie Chora i wszystkich pozostałych dowódców, którzy weszli na górę i stanęli za kierowcą. Dziewczynka siedziała wyprostowana, przyciskając do boków ręce zaciśnięte w pięści. Tsi i Miranda również nie kryli zdenerwowania, wiedzieli, że znajdują się na niebezpiecznych obszarach. W Juggernaucie od czasu do czasu coś nieprzyjemnie zgrzytało, Chor nie bez lęku badał maszynerię. Piasek znajdował drogę do wszystkich zakamarków, przez to podróż była jeszcze bardziej denerwująca.

Nawet Jori, który jak zwykle zaczął beztrosko paplać, umilkł przejęty.

Tsi szepnął do Siski:

– Nie bój się, jestem przy tobie.

Dziewczynka w odpowiedzi tylko prychnęła. A Juggernaut powoli, niemal bezszelestnie parł naprzód.

Ja tutaj żyłam, rozmyślała Siska. Oczywiście nie w tym miejscu, mój świat był jeszcze mroczniejszy, pasmo wysokich gór przesłaniało łunę dochodzącą z Królestwa Światła. Za górami wciąż mieszkają moi krewniacy, ci, którzy wielbili i czcili boginię-księżniczkę, a później chcieli ją zabić za to, że nie zdołała sprowadzić światła do wioski.

Ciekawe, w jakim mogą być teraz wieku?

Wielu z nich na pewno już umarło, inni się postarzeli, mają więcej lat, niż wtedy gdy tam mieszkałam, a ja wciąż jestem młodą, niedorosłą dziewczyną.

Tak mało o nich myślałam przez ten czas. Pamiętam życzliwe kobiety, które mi usługiwały i uczyły wszystkiego. Ciekawe, ile bogiń-dziewic zdołali zniszczyć mężczyźni z mojej wioski? Cóż to za prymitywna kultura! W Królestwie Światła tak wiele się nauczyłam o miłości i wyrozumiałości dla innych.

Siska nigdy nie czuła szczególnie bliskich związków ze swoim ludem, nawet gdy jeszcze tam mieszkała. Żyła wszak we własnym odizolowanym świecie, jedynie ojciec i stare kobiety byli jej do pewnego stopnia bliscy, ale kobiety na pewno już poumierały, a ojciec, wódz, zdradził ją przecież. One także, wszystkie uciekły, gdy miano złożyć ją w ofierze.

Jej dom był teraz w Królestwie Światła, a mimo to w sercu ją zakłuło, gdy ujrzała na wpół zapomniany mroczny krajobraz.

Ram zapewniał, że również mieszkańcy krainy po drugiej stronie gór dostaną kiedyś światło, gdy tylko wyprawa w Góry Czarne przyniesie ostatni składnik do wywaru, który uczyni dobrymi wszystkie stworzenia.

Wiadomo jednak, że to potrwa. A w tym czasie wiele istot będzie cierpieć i zginie.

A jeśli nie zdołają odnaleźć jasnej wody? Jeśli wszyscy zginą podczas wyprawy?

Drgnęła, słysząc głos Chora:

– Coś nadchodzi

Coś? Dlaczego nie powiedział „ktoś”?

Zatrzymał Juggernauta. Wszyscy zebrali się przy przedniej szybie, zasłaniając widok Sisce i pozostałym zajmującym miejsca z tyłu. Dziewczynka wsunęła głowę pod ramię jednego ze Strażników i wyglądała zaciekawiona.

Z początku zauważyła jedynie ponurą postać, nad którą wirowały drobiny piasku. Wreszcie dostrzegła coś – podobnie jak Chor w myślach stwierdziła, że to jest „coś” – co przemieszczało się w mrocznej mgle. Z wolna podchodziło coraz bliżej.

Dwie nieduże istoty poruszały się bardzo dziwnie, szły chwiejnie jak ogłuszone małpy, lecz to nie były małpy ani ludzie, ani nawet zwierzęta.

– Potwory – krótko stwierdził Móri. Widział je wszak wcześniej.

Siska przyglądała się stworzeniom, szeroko otwierając oczy. Wyglądały naprawdę strasznie, bez wątpienia to krwiożercze bestie, kierowały się w stronę stojącego nieruchomo Juggernauta.

Siska wiedziała, że jest bezpieczna, a mimo to się przestraszyła. Kiedyś ścigały ją podobne istoty i nigdy nie zapomniała tamtego strachu, ich pomruków, zniecierpliwionego wycia.

– Co teraz robimy? – spytał Chor.

– Nic – odparł jeden ze Strażników. – Oczywiście zostaliśmy odkryci, ale one mają daleko do swoich, zanim ich zawiadomią, zdążymy uciec.

Oni nie chcą zabijać, uświadomiła sobie Siska, to bardzo szlachetne z ich strony, ale czy na pewno mądre?

Stworzenia poruszające się po piaskowym morzu sprawiały wrażenie śmiertelnie zmęczonych, chwiejnym krokiem posuwały się naprzód, jak gdyby nie widziały Juggernauta albo też pragnęły pomocy.

– One idą prosto na nas – cicho powiedział Jori. – Czy…?

Marco odparł bez tchu:

– Nie, zaczekajcie!

Na dole we wnętrzu Juggernauta już zauważono, co się dzieje. Wszyscy członkowie ekspedycji stłoczyli się przy przednich oknach.

– Do diaska – zaklęła szeptem Indra. – Zaraz staniemy z nimi twarzą w twarz.

– Jesteście pewni, że one nie mogą zajrzeć przez szybę? – spytała przestraszona Lenore.

– Na pewno niczego nie widzą – zapewnił Strażnik, który został na dole.

Ale my je widzimy, pomyślała Indra. Na Boga, jakież one odrażające! W ich twarzach nie ma nic ludzkiego, nie da się też ich nazwać zwierzętami, bo to ubliżałoby zwierzętom, to jakieś diabły, wytwory czyjejś chorej wyobraźni, czarne od brudu, włochate i jeszcze ta dzikość w oczach! Ich małe paskudne ślepia nikomu na pewno nie życzą dobrze, ale stwory wyglądają na zmęczone, na strasznie zmęczone.

Zatrzymajcie się, do diabła, nie widzicie, że idziecie prosto na nas?

Bestie podchodziły do Juggernauta od prawej strony. Ci, którzy stali w tamtym miejscu, odskoczyli odruchowo, gdy ujrzeli odpychające oblicza tuż przy swoich twarzach.

– Boże, one się rozbiją o ścianę – szepnęła Elena.

Tak jednak się nie stało. Bestie maszerowały dalej. Część uczestników wyprawy uskoczyła na bok, gdy potwory przeszły przez ścianę i znalazły się we wnętrzu Juggernauta. Ponieważ jednak wędrowały po ziemi, ich nogi przez cały czas znajdowały się poza pojazdem.

Niesamowity widok, niemal groteskowy.

Marco i Dolg zbiegli z wieżyczki. Dolg, który nie bał się niczego, usiłował zatrzymać niezwykłe istoty.

Ale one szły dalej, przeniknęły przez niego, nawet na niego nie spojrzawszy. Żyły w swoim własnym świecie.

Wreszcie opuściły Juggernauta i wszyscy rzucili się do przeciwległej szyby. Nieszczęsne stwory zniknęły w mroku za machiną.

– Biedaczyska – mruknęła Indra.

Ale Dolg, drżący z zimna, rozcierał ramię.

– Mam takie uczucie, jakby pokrył je lód – rzekł cicho.

– Nie powinieneś był tego robić – stwierdził Marco. – One są naprawdę niebezpieczne. Pogłoski o morzu piasku są najwidoczniej prawdziwe. Czy odczuwasz coś więcej poza mrozem?

Dolg zastanowił się.

– Depresję, niechęć do życia i nienawiść! Daj mi szafir, Marco, paraliż ogarnia moje ręce!

Marco prędko wyjął szafir, który Dolg nosił w sakiewce przy pasku, i podał kulę przyjacielowi. Dolg ujął ją w zdrętwiałe dłonie, lecz Marco musiał pomóc mu ją przytrzymać. Pozostali radowali się cudownym błękitnym światłem, które zalało teraz wnętrze ponurego pojazdu.

Ponieważ stworzenia były o wiele mniejsze od Dolga, a poza tym poruszały się po ziemi, uszkodziły mu jedynie przedramię. Indra widziała, jak bardzo jest zmarznięte, ale rozgrzewający blask niebieskiego szafiru usunął ślady pozostawione przez upiory.

Juggernaut wyruszył w dalszą drogę przez nieznaną, niebezpieczną okolicę.