Sharon przymknęła powieki i odpowiedziała:
– Spróbuję się nad tym zastanowić.
Rozmowa z Gordonem wprawiła ją w minorowy nastrój. Czasu rzeczywiście pozostało niewiele. Przez kilka następnych nocy dziewczyna przewracała się z boku na bok i długo nie mogła zasnąć, rano zaś wstawała zmęczona.
Ale niedługo potem wydarzyło się coś, co dodało życiu Sharon prawdziwych kolorów.
Pewnego dnia Sharon stała pochylona nad biurkiem. Nie zauważyła wejścia Petera i dopiero gdy wyszeptał kilka słów do jej ucha, ocknęła się.
– Sharon, masz takie zachwycające włosy…
Ażeby ukryć zmieszanie, zapytała szybko:
– Co robi Gordon, czy jeszcze jest w kopalni? W ogóle go dziś nie widziałam.
– W kopalni był dzisiaj wypadek. Przysypało jednego z górników, ale na szczęście jest cały, tak przynajmniej twierdzi. Tylko że bardzo trudno go wydostać. Na miejscu jest doktor Adams i Margareth, no i oczywiście Gordon, który zawsze w takich sytuacjach pojawia się w kopalni jako pierwszy. Odpowiedzialny w najwyższym stopniu. Czy wiesz, że twoje włosy lśnią w blasku słońca wszystkimi kolorami tęczy? Nigdy u żadnej dziewczyny nie widziałem tak pięknych włosów. Nawet mi się nie śniło, że będę mógł je kiedyś głaskać…
Sharon nie była w stanie wypowiedzieć słowa.
– Takie błyszczące, takie miękkie – Peter objął głowę Sharon i zatopił ręce w jej lokach. Lekko przyciągnął dziewczynę do siebie i przytulił. – Sharon, jesteś zachwycająca, delikatna i pełna gracji jak lilia. Sharon…? – Delikatnie zwrócił twarz Sharon ku swojej twarzy, tak że patrzyli sobie głęboko w oczy. W końcu Peter leciutko pocałował dziewczynę w usta. – Wybacz mi, ale nie mogłem się powstrzymać.
– Nic się nie stało – ledwo wyszeptała Sharon. – Jaa… mnie jeszcze nikt przedtem nigdy nie całował, a ty…
Peter roześmiał się zaskoczony.
– No, teraz to chyba żartujesz! Nikt cię przedtem nie pocałował? W to nie uwierzę.
Sharon odsunęła się, boleśnie dotknięta jego słowami.
– Dlaczego tak mówisz? Czy ty naprawdę myślisz, że ja…
Westchnął i znowu przytulił jej głowę do swojego ramienia. Sharon opierała się, ale w końcu dała za wygraną.
– Dobrze wiesz, że nigdy nie wierzyłem w to morderstwo. Ale całowanie to zupełnie inna sprawa. Poza tym nie możesz się aż tak przejmować oskarżeniem. Mnie ono nie interesuje, więc najlepiej zapomnijmy o tym.
Tym razem pocałunek Petera był bardziej namiętny.
Sharon poczuła, że ogarnia ją dziwna niemoc. Co się teraz stanie? pomyślała.
Nagle jednak Peter oprzytomniał.
– Idzie Gordon. Lepiej, żeby nas nie widział w takiej sytuacji.
Oboje wrócili do swoich obowiązków, Sharon przygładziła tylko potargane włosy. Kiedy Gordon wszedł do biura, pochylali się pilnie nad swoimi papierami.
– Peter, zastąp mnie na chwilę w kopalni. Od rana nic nie miałem w ustach, jestem głodny jak wilk.
Sharon poderwała się momentalnie:
– Ja ci zaraz coś przygotuję.
Kiedy Sharon po dłuższej chwili weszła do pokoju z parującym talerzem zupy, Gordon siedział skulony z głową ukrytą w dłoniach, starając się pokonać senność.
– Jesteś okropnie zmęczony, powinieneś odpocząć.
– Dam sobie radę – odburknął. – Zjem coś niecoś i muszę wracać.
– To niemożliwe. Kopalnia nie zawali się bez ciebie, a przecież wysłałeś tam Petera.
Jak miło wypowiadać jego imię, jakie to szczęście kochać i czuć się kochaną, pomyślała Sharon, po czym dodała stanowczym tonem:
– Zjedz obiad, a potem pójdziesz przespać się chwilę. Obudzę cię niedługo.
Chyba tylko świadomość, że Peter darzy ją uczuciem, pozwoliła Sharon wydawać Gordonowi takie dyspozycje. Czuła w sobie teraz jakąś niezwykłą siłę.
Gordon w pierwszej chwili otworzył usta, by zaprotestować, w końcu jednak się poddał.
– Może masz rację? Niewielki teraz ze mnie pożytek.
I zasnął.
Późnym wieczorem ktoś niespodziewanie zastukał do drzwi. Przez kilka sekund Sharon zastanawiała się, kto też mógłby ją odwiedzać o tej porze, Andy’ego i Anny jednak zupełnie się nie spodziewała. Młodzi sprawiali wrażenie podenerwowanych.
– Proszę – Sharon zaprosiła ich do środka. – Czy coś się stało?
Weszli do przedpokoju, a Sharon wskazała im drogę do jej pokoiku.
– Sharon, musisz mi pomóc – poprosiła urywanym głosem Anna. – Nie chcę, żeby te okropne kobiety ze szpitalika wytrząsały się nade mną, a Margareth i doktor są w kopalni i…
– Pobraliśmy się – przerwał jej Andy, jakby ta nowina miała wszystko wytłumaczyć. – Anna jest wspaniałą dziewczyną, a ja przecież mogę się zająć dzieciakiem. Ona się wcale nie przejmuje moją egzemą, więc powiedziałem jej, że tylko ty możesz nam pomóc.
– Tak, a ja się wcale ciebie nie boję, bo wiem, jaka jesteś dobra. Ty jedna okazałaś mi serce na statku. Doktor mówił, że to dla ciebie nie pierwszyzna. Co ja mam zrobić, to cały miesiąc za wcześnie, a ja tak się boję…
Resztę zdania pochłonął szloch dziewczyny.
Sharon dopiero teraz zorientowała się, o co chodzi.
– Anno, chyba nie chcesz powiedzieć, że właśnie nadszedł czas rozwiązania…?
– Tak… – zdołała tylko wyszeptać.
– Przed chwilą znowu miała bóle i jest taka blada – dodał zdenerwowany Andy. – To chyba już pora. A ja z powodu wypadku muszę stawić się w kopalni!
– Mój Boże, ale ja tylko asystowałam przy porodzie! Nigdy nie przyjmowałam dziecka sama! Andy, musisz tu zostać i mi pomóc! – wykrzyknęła przerażona Sharon.
Andy cofnął się o kilka kroków.
– Kazano mi przyjść na nocną zmianę, bo mamy za mało ludzi przy wydobyciu. Większość pomaga przy zawalisku.
Podczas gdy Sharon zbierała myśli, twarz Anny znowu wykrzywiła się boleśnie.
– W takim razie powiedz koniecznie doktorowi, żeby jak najszybciej tu się zjawił – poleciła Andy’emu. – Mogę sobie nie poradzić, bo to wcześniejszy poród, a wiec i większe ryzyko.
Sharon podbiegła do łóżka i szybko zaczęła zmieniać pościel, po czym pomogła Annie zdjąć suknię. W chwilę później Anna już leżała na posłaniu.
Dopiero teraz rodząca nieco się uspokoiła i rozejrzała po pokoju.
– Więc tu mieszkasz? Jak tu miło, nawet ładniej niż w nowych domach.
– Przedtem był tu składzik – odpowiedziała zadowolona z pochwały Sharon. – Mam też piecyk, ale zasłoniłam go szafką, więc nie jest aż tak widoczny. Jestem dumna z tego pokoiku, choć dotychczas nie miałam go komu pokazać, nikt mnie tu nie odwiedza. Jesteś moim pierwszym gościem. No, a teraz leż spokojnie, bo muszę się przygotować – Sharon mówiła dużo w nadziei, że Anna nie usłyszy, jak głośno szczękają jej ze strachu zęby.
Co robić? myślała w popłochu. Nożyczki, balia, gorąca woda, czyste ręczniki, bandaże…
Przeszywający powietrze krzyk rodzącej sprawił, że Sharon zastygła z przerażenia.
Nie było chwili do namysłu, nadchodziło rozwiązanie. Jak sobie poradzi? Przecież nawet nie zdąży wszystkiego przygotować. Gdyby choć ktoś mógł jej pomóc…
– Sharon, wzięłam ubranka dla maleństwa – odezwała się Anna między jednym a drugim bólem.
– To świetnie. Poczekaj teraz chwileczkę, zaraz wracam. Nic się nie bój!
Zanim Anna zdołała cokolwiek odpowiedzieć, Sharon biegła już w kierunku części mieszkalnej.
Co ja zrobię? myślała w popłochu. Przecież powinien się wyspać, ale nie mam wyjścia. Może się nie zdenerwuje. Boże, dopomóż mi!
Gordon rzeczywiście spał głęboko na kanapie, nie zdjął nawet butów. Sharon odczekała chwilę, zanim odważyła się szarpnąć go za ramię i potrząsnąć mocno. Gordon obudził się i uniósł na posłaniu.