– A co mam rozumieć? – zapytał zniecierpliwiony. – Jeśli nie masz innych spraw, to pozwól, że pójdę wreszcie do kopalni. I nie zawracaj mi już głowy twoimi wydumanymi historiami miłosnymi.
Cały Gordon! Są jednak sytuacje w życiu, kiedy jego obcesowość i gruboskórność na coś się przydają! Sharon zacierała ręce z zadowolenia. Linda zupełnie nie potrafiła wyczuć Gordona i stosowała wobec niego jak najgorszą taktykę.
Nagle zaniepokoiła się nie na żarty. Jeśli Gordon wyszedł do kopalni, w biurze została jedynie Linda…
Sharon nie miała odwagi zawołać Gordona i prosić go o pomoc. I tak był dostatecznie poirytowany rozmową z Lindą.
Leżała z sercem w gardle, nasłuchując, co dzieje się obok. Mijały długie minuty…
Po chwili drzwi biura otworzono cicho i równie cicho przymknięto. Sharon słyszała zbliżające się do jej pokoju ostrożne kroki.
Zdrętwiała ze strachu. Na myśl o tym, że Linda może podjąć jeszcze jedną próbę pozbawienia jej życia, była bliska utraty zmysłów. Leżała tu przecież solidnie poturbowana i pewnie nikt by się specjalnie nie dziwił, gdyby teraz umarła…
Ale nagle, jak wybawienie, z głębi korytarza dały się słyszeć ciężkie męskie kroki i zaraz potem Sharon usłyszała głos Petera. Linda pospiesznie wróciła do biura. O czym oboje rozmawiali, tego już Sharon nie słyszała.
Dzień miał się ku końcowi.
Peter i Linda opuścili już razem biuro i w całym budynku zapadła głucha cisza.
Po upływie godziny lub dwóch do drzwi Sharon ktoś cicho zapukał.
– Sharon, śpisz? – rozległ się głos Gordona.
– Nie, wejdź, proszę.
Jego dzień pracy już się zakończył, ale Gordon nie zdążył jeszcze się przebrać; przyszedł w górniczym kombinezonie. Sharon zorientowała się, że ma jej coś ważnego do powiedzenia.
Zmęczony i zatroskany przysiadł na krawędzi łóżka.
– Jak się czujesz? – zapytał.
– Nie najgorzej, choć wciąż boli mnie głowa i pieką rany. Poza tym trochę mi tu samej smutno, więc się cieszę, że mnie odwiedziłeś.
– To był okropny dzień, dawno nie czułem się taki wykończony – zaśmiał się z przymusem. – Patrzę na ciebie i nie mogę uwierzyć, że to ty: całą twarz masz opuchniętą i poranioną. Siniak pod okiem zaczyna nabierać wrzosowego koloru. Czy coś już jadłaś?
– Nie jestem głodna. Chciałam cię natomiast przeprosić za moje histerie przed południem. Po prostu nie mogę znieść obecności Lindy. Ona… nie, nie chcę o niej w ogóle rozmawiać.
Nie odpowiedział. Siedział głęboko zamyślony i przyglądał się Sharon jakoś dziwnie.
– Czy coś się stało? – zapytała zaniepokojona.
– Dzisiejszy dzień był dla mnie koszmarem. Nie tylko z powodu napaści na ciebie. To, co potem musiałem znosić w biurze, kompletnie mnie rozstroiło. Ta głupia gęś jest nie do zniesienia! Dopiero teraz, gdy cię zabrakło przez kilka godzin, zdałem sobie sprawę, co dla nas znaczysz. W południe nie dostałem nawet… kawy. Wciąż myślałem o twojej przyszłości, a przecież tak rzadko poświęcam swą uwagę sprawom nie związanym z kopalnią. Dzisiaj ujrzałem cię w powrotnej drodze do Anglii, potem przed sądem, w końcu usłyszałem skazujący wyrok i…
Sharon czekała na dalszy ciąg zdania.
– Sharon, wiem, że jesteś rozsądną dziewczyną…
– Nie jestem tego pewna, choć staram się jak mogę. Ale o co ci chodzi?
– Gdybym ci coś zaproponował, czy umiałabyś spojrzeć na to moimi oczami?
– Nie wiem, ale mogę spróbować.
Gordon urwał i przyglądał się badawczo Sharon, która pod jego wzrokiem jak zwykle poczuła się niepewnie. Po raz kolejny też uznała, że Gordon ma coś pociągającego w twarzy, ale z oczu wyziera mu chłód i obojętność…
– Chciałbym, żebyśmy zawarli pewien układ.
– O czym ty mówisz, jaki układ?
Wypowiedzenie kolejnych słów przyszło mu z wyraźną trudnością. Nerwowo zagryzał wargi i dopiero po dłuższej chwili wykrztusił:
– Myślałem nad tym cały dzisiejszy dzień i nie znalazłem innego wyjścia: ty i ja musimy się pobrać.
ROZDZIAŁ XII
– Co takiego??? To niemożliwe! – krzyknęła zaskoczona Sharon. – Żartujesz sobie ze mnie!
– Mówię całkiem poważnie. Jeśli wyjedziesz stąd i wrócisz do Anglii, ja stracę niezastąpionego pracownika, a ty życie.
– Ale przecież my się nie kochamy!
– Tym lepiej. Będziemy mogli traktować nasz układ bez zbędnych emocji.
Sharon kręciła z niedowierzaniem głową.
– To nie może być! Przecież tak bardzo się różnimy! Nawet nie umiemy razem pracować!
– Czyżby? – zdziwił się Gordon. – Uważam cię za jedyną rozsądną osobę na tej wyspie!
– Och, nie wiesz nawet, jak wiele mnie kosztuje wykonywanie twoich przeróżnych poleceń – powiedziała cicho Sharon. – A poza tym jak można porównywać pracę z małżeństwem?
– Jeśli się zgodzisz, zabiorę cię do siebie. Zapewnię ci oddzielny pokój i nigdy nie zakłócę ci spokoju.
W tej chwili Sharon stanął przed oczami mężczyzna jej snów: młody, przystojny, wysoki blondyn o wesołych oczach i gorącym sercu. Zaśmiała się gorzko do tych myśli. Nie znalazłby się nikt, kto mniej niż Gordon przypominałby jej księcia z marzeń.
– Poza tym nie będziemy musieli martwić się o potomstwo. Wspominałem już o tym, że nie chcę mieć dzieci.
Sharon była bliska płaczu.
– A jeśli jedno z nas z czasem pożałuje tej decyzji? – zapytała cicho Sharon.
– To także wziąłem pod uwagę – odparł bez chwili namysłu.
– Ale ja wciąż jestem oskarżona o zabójstwo. Czy to ci nie przeszkadza?
– Posłuchaj mnie: zdecydowałem, że nie będę odgrzebywał przeszłości. Znam cię taką, jaką okazałaś się tu na wyspie, przedtem nie istniałaś dla mnie w ogóle. Uznaję to wydarzenie, jak i twój wcześniejszy swobodny styl bycia, jako niebyłe. Jeśli sprawa zabójstwa powróci w jakichkolwiek okolicznościach, wtedy się nią zajmiemy. Teraz nie będę tym sobie zaprzątał głowy. Oczywiście zachowasz prawo do miłości: jeśli kiedyś spotkasz mężczyznę, bez którego nie będziesz mogła żyć, obiecuję, że zwrócę ci wolność.
– Sądzisz, że uzyskasz rozwód jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki?
– Jakoś sobie z tym poradzimy. Ale najpierw i tak musimy uprzedzić pastora Wardena.
– Mam nadzieję, że w tym szczególnym związku oszczędzimy sobie romantycznych scen i uniesień?
– Ma się rozumieć. Poza tym upiekę dwie pieczenie przy jednym ogniu: nie będę się już musiał opędzać od natrętnych panien.
Miał na myśli Lindę! Te słowa podniosły Sharon odrobinę na duchu i nastawiły serdeczniej do Gordona. Sharon nadal nie potrafiła pozbyć się nienawiści dla Lindy.
– No, słonko, co o tym sądzisz?
Gordon na pewno nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo ten ciepły zwrot Sharon rozczulał. Zwłaszcza w takiej chwili.
Wzięła głęboki oddech. Och, Peter, myślała z żalem. Dlaczego odszedłeś? Czy kiedyś przestanę za tobą tęsknić i wspominać twoje pocałunki? Dlaczego wybrałeś właśnie Lindę, raniąc mnie tym boleśniej?
– No dobrze, Gordonie, niech tak będzie. Może jakoś sobie poradzimy. Dziękuję w każdym razie za to, że zechciałeś mi pomóc.
Gordon odetchnął z wyraźną ulgą.
– Czy byłabyś w stanie pójść do kościoła jeszcze dziś wieczorem? – zapytał ostrożnie. – Lepiej mieć to za sobą. A nuż się któreś z nas rozmyśli?
– Dzisiaj naprawdę nie dam rady, wciąż szumi mi w głowie. Poza tym zaskoczyłeś mnie tą niespodziewaną propozycją. Jeśli nie przetrwa nocy, nie ma mowy o małżeństwie.
– Zgoda. Ja tymczasem rozejrzę się za świadkami. Przypuszczam, że nie może być mowy o Peterze ani Lindzie?