Выбрать главу

Sharon zajęła pokój, który wcześniej służył Gordonowi do pracy. Z lękiem wodziła wzrokiem po zabałaganionym pomieszczeniu z oknami bez firan, z mnóstwem rysunków technicznych i dokumentów w każdym kącie. Na domiar złego cały pokój przesiąknięty był zapachem tytoniu.

I tu mam się czuć jak u siebie w domu? pomyślała ze smutkiem.

Po raz ostatni weszła do dawnego pokoju, by przynieść pudło z drobiazgami. Rozejrzała się po pomieszczeniu, w którym każdy krok odbijał się teraz echem od pustych ścian. Spędziła w tym pokoju trzy miesiące i wiązała z nim wyłącznie miłe wspomnienia. Udało jej się stworzyć tu domową, ciepłą atmosferę, a teraz musi stąd odejść.

Miała jednak świadomość, że i Gordon zdecydował się na ustępstwa: zrezygnował z prywatności w swoim własnym domu, dzieląc go z Sharon, z kobietą, której przecież nie kochał. Z pewnością nie było to dla niego łatwe.

Jaki jest, taki jest, w każdym razie zasługuje na wdzięczność i powinna mu ją okazać. Może uda się jej nadać temu miejscu bardziej rodzinny charakter, ale tak, by Gordon nie uznał tego za przesadę. Może znajdzie sposób, by ulżyć mu w codziennych obowiązkach.

Z tym postanowieniem Sharon zabrała się do porządków w nowym miejscu, które jak na razie tchnęło smutkiem i melancholią. Najpierw otworzyła na oścież wszystkie okna, by pozbyć się zaduchu i zapachu tytoniu.

Pracowała pół nocy. W końcu wyczerpana ułożyła się do snu, ale nie mogła zasnąć. Wiedziała, że w pokoju obok spał jej mąż, a kilka metrów dalej, w następnym pomieszczeniu, Peter. Nagle Sharon poczuła się tak bezradna, opuszczona i pełna obaw co do własnej przyszłości, że serce omal jej nie pękło. Ludzie nigdy nie zapomną o strasznym oskarżeniu, które na niej ciąży, nigdy też nie zdobędzie Petera, choć to już nie wydawało się jej takie straszne. Na zawsze będzie zmuszona pozostać na wyspie, a jeśli nawet znalazłaby kogoś, dla kogo jej serce mocniej zabije, czy będzie umiała opuścić Gordona? Czy to rzeczywiście takie proste, jak mu się wydaje? I co powiedzą na to inni? Sharon zdawała sobie sprawę, że prawdopodobnie całe życie spędzi u boku nie kochanego męża. Jak ma żyć z człowiekiem, dla którego miłość i ciepło domowego ogniska w ogóle się nie liczą?

Dlaczego Peter nie okazał się tym silnym, wspaniałym mężczyzną, o jakim marzyła? Dlaczego zdradził ją dla Lindy Moore? Dlaczego Linda pojawiła się na wyspie?

Jedno Sharon wiedziała na pewno: mimo że oboje z Gordonem zawarli swoisty układ, ona nie powinna obnosić się ze swym złamanym sercem. Czuła, że niespełnione marzenie o Peterze musi jak najszybciej wymazać z pamięci. Dla własnego dobra i dla dobra swego małżeństwa.

William Adams, dowiedziawszy się o zamążpójściu Sharon, wpadł w prawdziwą rozpacz.

– Sharon, jak mogłaś zrobić mi coś podobnego? Dlaczego nie przyszłaś do mnie?

– Moje nazwisko długo widniało na liście – odparła Sharon. – Nigdy nie poprosił pan o moją rękę, a ja nie mam w zwyczaju oświadczać się mężczyznom.

William ukrył twarz w dłoniach.

– Nie śledziłem tej przeklętej listy. Nawet bym nie przypuszczał, że minęły już całe trzy miesiące od twojego przyjazdu! Przecież ty go wcale nie kochasz?

– Uważam, że tak jest lepiej – mówiła Sharon spokojnym, prawie zimnym głosem. – On mnie też nie kocha, mamy więc równe szanse. Byłoby znacznie gorzej, gdyby jedna z osób cierpiała z powodu nieodwzajemnionej miłości.

William był niepocieszony i Sharon w końcu zrobiło się go żal. Mimo to nie miała wątpliwości, że podjęła właściwą decyzję. Gdyby po raz drugi przyszło jej wybierać między nimi dwoma, i tak wolałaby Gordona. William zawsze ją odstręczał nadmiernym okazywaniem troskliwości i uczuć, których Sharon nie potrafiła przyjąć.

Nareszcie William zmienił temat i wrócił do wieczornej wyprawy na zamek. Andy, Percy i Sharon nabawili się kolejnych pęcherzy na skórze. Pozostałej trójce dziwnym trafem nic się nie stało.

– Jak to możliwe, skoro wszyscy widzieliśmy czarownika? – dziwiła się Linda.

– Daj spokój i nie mów więcej o tym, bo jeszcze się to dla nas źle skończy! – wtrącił Peter.

– Może nie zdążył rzucić swojego uroku na całą szóstkę? A poza tym prysnęliśmy stamtąd prawie jednocześnie.

Gordon stał pogrążony w głębokiej zadumie. Percy miał rany na twarzy i ramionach, u Andy’ego i Sharon ucierpiały dłonie.

– O czym tak myślisz, Gordonie? – zapytała z zaciekawieniem Sharon.

– Nie jestem pewien, ale chyba zauważyłem pewną prawidłowość.

– Co masz na myśli?

– Dlaczego akurat wy macie te rany? Może… Nie, muszę się jeszcze nad tym zastanowić.

Niczego więcej nie udało im się wyciągnąć z Gordona.

Sharon obawiała się, że pojawią się u niej nowe rany, tymczasem po upływie kilku kolejnych dni pęcherze zaczynały przysychać. Gorzej było z Percym i Andym, ich okaleczenia nie chciały się goić. Sharon zaczęła posądzać czarownika o słabość do dam; im wyraźnie oszczędzał bólu.

Na wieść o małżeństwie Gordona z Sharon Linda przeżyła szok. Stało się to tak nagle, a przy tym nawet ona nie przewidziała takiego obrotu sprawy. Od dawna rozmyślała, jak by tu pozyskać względy zarządcy. Była przekonana, że prędzej czy później dopnie swego, trzeba tylko nieco cierpliwości! Gdyby tak ona została panią dyrektorową, los Sharon byłby przesądzony…

Linda liczyła na to, że Sharon będzie zmuszona opuścić wyspę, by w Anglii zapłacić głową za zbrodnię. Teraz już nie może być o tym mowy.

Zgrzytała więc z wściekłości zębami.

Był czas, kiedy Lindę lubiano, była miłą i dobrą dziewczynką. Ale któregoś dnia na jej drodze pojawiły się pokusy i Linda nie potrafiła się im przeciwstawić. Stała się kobietą złą i zawistną, choć wyjątkowa uroda pomagała jej to ukryć.

Linda nie ustawała w poszukiwaniu sposobów pozbycia się Sharon. Gdyby tak wszyscy bez wyjątku uwierzyli w jej zbrodnię, Linda spałaby spokojnie. Ale to było niemożliwe. Ciągłe powracanie do tej sprawy mogłoby okazać się niebezpieczne dla samej Lindy.

Musi się znaleźć inne wyjście…

Może by tak udowodnić, że Sharon popełnia błędy w prowadzeniu ksiąg, tak by Gordon stracił do niej zaufanie? Ale czy tego rodzaju zwycięstwo zadowoliłoby żądną srogiej zemsty Lindę?

A może… Tak, to całkiem proste i jakże skuteczne rozwiązanie! Że też nie wpadła na to wcześniej!

Tego dnia Linda promieniała. Znowu snuła kolejny przebiegły plan…

Przede wszystkim postanowiła poślubić Petera. Wbrew przewidywaniom, wcale nie miało się to okazać łatwe; Peter nie śpieszył się do żeniaczki, wolał prowadzić nieskrępowany kawalerski żywot. Ale ponieważ Linda nawykła do osiągania celów, jakie sobie zakładała, wymogła w końcu na Peterze obietnicę małżeństwa. Potem zabrała się do realizacji kolejnego pomysłu, który miał zdecydować o jej zwycięstwie.

Życie Sharon u boku Gordona nie układało się tak, jak to sobie wyobrażała, mimo iż nie liczyła na idyllę. Oprócz codziennej pracy biurowej spadło na nią wiele dodatkowych domowych obowiązków. Gordon nie zmienił się ani na jotę: nie raz wyrażał swoje niezadowolenie, gdy Sharon nie spełniała wszystkich jego oczekiwań. Tym bardziej Sharon nie spodziewała się tego, co miało nastąpić…

Nie była pewna, kiedy się to zaczęło. Być może jednego z tych wieczorów, gdy Gordon, po całym dniu pracy, padał po obiedzie na kanapę i zasypiał, opierając głowę na jej ramieniu. Zdarzało się, że mamrotał przez sen ledwo słyszalnym głosem: „Jak to dobrze, słonko, że czekasz na mnie w domu…” Sharon nie wierzyła własnym uszom. Szybko jednak uznała, że Gordon nie zdaje sobie sprawy z tego, co mówi.