– Głupstwo, ale jak się teraz wydostaniemy na górę?
– Mamy tu rezerwową windę. Choć od dawna jej nie używaliśmy, myślę, że jest sprawna.
Pomógł podnieść się dziewczynie i strzepnął z niej najgrubszą warstwę pyłu.
– Pewnie wyglądam jak czarownica – zaśmiała się Sharon.
– Rzeczywiście – przyznał. – Ale to nie jest teraz istotne. Powiedz mi lepiej, kto to zrobił!
Sharon spuściła głowę. Nie miała odwagi oskarżać Lindy, bała się, iż kolejny raz nikt jej nie uwierzy. Tylko ona sama i może Margareth znały prawdziwe oblicze tej okropnej dziewczyny. Jeśli znowu padnie imię Lindy, z pewnością zdoła ona przekonać wszystkich, że to Sharon zaaranżowała wypadek, by móc obciążyć winą swego śmiertelnego wroga.
Sharon dostrzegła logikę w rozumowaniu Lindy: gdyby zabrakło Gordona, zarządcą zostałby Peter, a wtedy Sharon stałaby się całkiem bezbronna.
Zdała sobie sprawę, jak wiele zawdzięcza Gordonowi, choć on nawet nie przypuszcza, jak bardzo ją chroni.
Tak czy owak, Sharon nie mogła teraz powiedzieć prawdy.
– Mógłbyś mi tego oszczędzić? – zapytała.
– Nie ma mowy! Kogo chcesz osłaniać?
– Jestem taka zmęczona! Odłóżmy tę rozmowę na później – poprosiła.
Do Sharon podeszli teraz ocaleni górnicy. Gdy dziękowali jej za uratowanie życia, czuła się zawstydzona. Po chwili w korytarzu dały się słyszeć kroki biegnących co tchu ludzi. Sharon nie miała pojęcia, że pod ziemią pracuje ich tak wielu. Górników przywołał wielki huk, a gdy zobaczyli, co go spowodowało, zamarli z przerażenia. Trzej górnicy, którzy uniknęli śmierci, stali się bohaterami. Relacjonowali przebieg wydarzeń, dodając to i owo od siebie.
Gordon polecił górnikom, by wrócili do pracy, zatrzymał jedynie kilku. Mieli oni sprawdzić, czy uda się szybko naprawić główną windę. W końcu wziął Sharon pod rękę i powiedział:
– Chodź, może działa zapasowa.
Na miejscu katastrofy pojawił się Peter. Był zdenerwowany, ale nie bardzo chciał wierzyć, że Sharon przewidziała rozwój wydarzeń.
Skierowali się we trójkę do drugiej windy. Dołączyło do nich jeszcze kilku innych ludzi. Szli teraz słabo oświetlonymi korytarzami na przeciwległy koniec kopalni.
– Jesteśmy w części, która została już całkowicie wyeksploatowana – wyjaśniał Gordon. – Teraz rzadko kto tutaj zagląda. Rzadko kto korzysta też z zapasowej windy. Mam jednak nadzieję, że jest czynna.
Skręcił w jeden z wielu mrocznych korytarzy. Panujące tu ciemności rozświetlały tylko podręczne latarki idących, a jedynymi odgłosami były odgłosy ich własnych kroków. Przeszli obok otworu zabitego na krzyż dwoma deskami
– Ten pokład jest zagrożony – wyjaśnił Gordon; – Kilka lat temu nastąpiło tu tąpnięcie. Ponieważ złoże było na wykończeniu, korytarz został całkowicie zamknięty.
Szli dalej w milczeniu. Sharon zwolniła kroku i zaczekała na Petera.
– Peter – odezwała się najłagodniej, jak umiała. – Nie spodoba ci się to, co powiem. Ale kiedyś bardzo mi na tobie zależało i nie mogę patrzeć, jak niszczysz sobie życie. Nie żeń się z Lindą! Zasługujesz na lepszy los.
Peter zatrzymał się i odwrócił powoli w stronę Sharon. Z trudem się pohamował, by nie wybuchnąć.
– Widzę, że twoja zawiść nie zna granic. Jeśli chcesz zasiać ziarno niezgody między nami, to musisz wiedzieć, że twoje słowa jeszcze bardziej mnie utwierdzają w moich zamiarach wobec Lindy.
– Tego się właśnie obawiałam – powiedziała ze smutkiem Sharon. – Musiałam cię jednak ostrzec. Bardzo mi ciebie żal.
Peter oddalił się bez słowa.
Korytarz rozszerzył się niespodziewanie i rozbłysnął delikatnym światełkiem. Z góry zjeżdżała właśnie rezerwowa winda, w której zobaczyli Percy’ego z kilkoma kolegami.
– Co się stało? Byliśmy pewni, że runęliście w dół!
Gordon krótko zrelacjonował przebieg wydarzeń. Percy spojrzał na Sharon z podziwem i szacunkiem, ale na dłuższą rozmowę nie było czasu. Gordon już wyjaśniał, jak należy zreperować uszkodzoną windę. Zapasowa okazała się zbyt mała, jak na potrzeby kopalni.
Sharon nie była pewna, w którym miejscu wydostaną się na powierzchnię, ale wiedziała, że są teraz w najdalszym zakątku kopalni, nad którym prawdopodobnie zaczynał się las. Od bramy wejściowej dzieli ją zatem ładny kawałek drogi. Korzystając z okazji Sharon zadawała mężowi mnóstwo pytań dotyczących samej kopalni, ale on odpowiadał niechętnie. Wciąż myślał o próbie sabotażu. Dogonił Petera i obaj zaczęli rozmawiać o reperacji windy.
Sharon, podążając z tyłu, przyglądała się obu mężczyznom i porównywała ich: Peter, jej pierwsza sympatia, był przystojnym młodzieńcem o miłej twarzy i swobodnym sposobie bycia. Już w momencie poznania okazał Sharon przychylność i tym ją ujął. Polubiła go, ba, myślała nawet, że to miłość, ale to zauroczenie szybko minęło. Inaczej rzecz się miała w przypadku Gordona: on na początku traktował ją z wyraźną niechęcią. Po jakimś czasie zaczął odnosić się do niej po koleżeńsku, polubili się nawet, ale teraz… Sharon była pewna, że uczucie, jakim darzy Gordona, to już nie ulotny zachwyt, ale głęboka, prawdziwa miłość. I ta miłość stała się dla niej źródłem zarówno radości, jak i cierpienia. Gordon w niczym nie przypominał Petera. Był to dojrzały mężczyzna o szczególnej powierzchowności. Trudno nawet powiedzieć, że jest urodziwy. Najgorsze, że zachowywał się jak maszyna, a nie jak człowiek. Jak Sharon poradzi sobie z miłością do kogoś tak szczególnego?
Jednak najbardziej obawiała się tego, że nie zdoła ukryć przed Gordonem swoich uczuć. Czekały ją długie lata u boku mężczyzny, od którego nigdy nie zazna ciepła, który nie przytuli jej, nie obejmie i nie powie, że bardzo ją kocha. Sharon nigdy nie pozna smaku jego pocałunków…
Gordon zapewne się nie dowie, jak wiele znaczy dla Sharon. Ona sama pamięta zażenowanie, jakie ją ogarnęło, gdy doktor William wyznał jej miłość. Za nic nie pozwoli, by Gordon znalazł się w podobnej sytuacji.
– Co tak zamilkłaś, kochanie? Myślisz o wypadku z windą? – Gordon zatrzymał się i poczekał na żonę.
– Co? Ja… Tak, chyba tak – odpowiedziała zaskoczona.
– Nie mogę teraz wrócić do domu, musimy zająć się naprawą. Nie czekaj na mnie z kolacją. Ale pamiętaj, jutro wszystko dokładnie musisz mi opowiedzieć. I żebym nie słyszał żadnych wymówek!
– Ależ Gordonie! Ja nie mam całkowitej pewności. Przecież nie mogę obwiniać kogoś tylko na podstawie swoich przypuszczeń!
– Bzdury – wtrącił się ostrym tonem Peter. – Musimy wiedzieć wszystko, nawet jeśli to tylko podejrzenia.
Sharon wróciła do domu w kiepskim nastroju. Okropnie bała się spotkania z Lindą. Kiedy tamta się dowie, że Sharon znów pokrzyżowała jej szyki, będzie chora z wściekłości. A wtedy lepiej byłoby dla Sharon, gdyby trzymała się od Lindy z daleka.
Wydarzenie w kopalni odbiło się na samopoczuciu Sharon bardziej, niż mogła przypuszczać. Czuła się tak wyczerpana, że od razu poszła do swojego pokoju. Opadła bez sił na łóżko i już po chwili spała głęboko, trzymając w dłoni prezent od Gordona – najpiękniejszy minerał z jego zbiorów.
Obudziły ją kroki, ale zaraz ucichły w okolicy pokoju Petera. Sharon usiadła na posłaniu, jeszcze na wpółsenna. Wokół panowała ciemność, był późny wieczór.
Wstała, zapaliła lampę i zabrała się do przygotowania kolacji.
Biuro… Zapomniała zamknąć drzwi do biura! A jeśli ktoś się tam zakradł?
Pobiegła korytarzem, by sprawdzić. Na szczęście wszystko było na swoim miejscu. Sharon sprawdziła zawartość kasy, ksiąg i szuflad z dokumentacją. Odetchnęła z ulgą.