Sharon uśmiechnęła się pod nosem.
– To ci się nie uda. Ale obiecuję, że będę dzielić się z tobą swoimi myślami, kłopotami i uczuciami. Liczę też na wzajemność. To jest przecież takie ważne w miłości!
– Chyba właśnie tego mi całe życie brakowało – westchnął. – Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię spotkałem.
Wtuliła nos w jego policzek i rozkoszowała się ciepłem otaczających ją silnych ramion.
– Ty też nie jesteś taki najgorszy – mruknęła ledwie słyszalnie.
Uśmiechnął się do niej.
– Moje ty słonko – szeptał.
Sharon położyła głowę na ramieniu Gordona i stała tak długo, spokojna i pełna szczęścia. Na wschodzie wstawało leniwe słońce, rzucając na zamkowe ruiny łagodne, ciepłe promienie. Noc, która trwała na Wyspie Nieszczęść ponad trzysta lat, wreszcie dobiegła końca.
Margit Sandemo