Выбрать главу

Młody człowiek wszedł na pokład i skłonił się lekko w stronę kobiet. Pasażerki stojące w tyle unosiły się na palcach, by lepiej przyjrzeć się przybyłemu.

– Witam was wszystkie. Nazywam się Peter Ray – odezwał się łagodnym głosem. – Życzę wam, byście czuły się tu dobrze. Zaprowadzę was do baraku, w którym tymczasem zamieszkacie. Nie obawiajcie się mężczyzn stojących na brzegu, przyjmą was z ochotą i sympatią. Nieco później będzie okazja, byście się bliżej poznali.

Dobre sobie, pomyślała Sharon. Przecież te kobiety wcale nie wykazują najmniejszej obawy przed mieszkańcami wyspy!

Teraz mężczyzna zwrócił się do kapitana:

– Jak przebiegła wam podróż? Nie było kłopotów?

– Hm, właściwie kłopoty mieliśmy tylko z tą jedną. Nic, tylko awantury.

Ku swojemu wielkiemu przerażeniu Sharon spostrzegła, że wzrok wszystkich spoczął właśnie na niej. Zaczyna się, pomyślała. Tylko nie on, niech on się niczego nie dowie! Boże, pozwól, by zachował dla mnie szacunek!

Na twarzy Petera Raya malowało się rosnące zdumienie. Uśmiech, który do tej chwili gościł na jego ustach, zamarł.

A cóż robi tu ta piękna i smutna panna? pomyślał zdezorientowany. Błagalne spojrzenie, strach w oczach, co za klasa! Jaką krzywdę jej wyrządzono? Czy te niewinne oczy nie proszą przypadkiem o wsparcie i pomoc?

– Jakie to były kłopoty? – zapytał ostrożnie.

– Inne kobiety nie mogą jej znieść – odparł kapitan. – Nazywają ją kryminalistką i takie tam…

– Tylko tego brakowało – mruknął Peter Ray pod nosem.

Sharon zdawało się, że mężczyzna traktował ją przyjaźnie, zebrała się więc na odwagę i wyszeptała łamiącym się głosem:

– Jeśli to tylko możliwe, zabiorę się powrotnym kursem. Nie miałam zamiaru zakładać rodziny, nie powiedziano mi nic o celu tej podróży.

Ray przyglądał się dziewczynie badawczo. Nie, nie można jej pozwolić odjechać, myślał. Trzeba się najpierw dowiedzieć, kim ona jest

– Niestety – powiedział. – To by nie było w zgodzie z przepisami. Musisz zostać tu przez trzy miesiące. Potem możesz wybierać. A teraz, moje panie, schodzimy na ląd!

Dopiero w tej chwili Sharon dostrzegła na wyspie coś jeszcze. Za kościołem, na końcu gęsto porośniętego wzgórza, majaczył poszarpany kontur ruin starego zamczyska. Ciemny i ponury, wyraźnie odznaczał się na tle wieczornego nieba. Sharon przystanęła.

To pewnie zamek czarownika, myślała. A więc jak dotąd sprawdza się opowieść starego marynarza. Nie ulegało wątpliwości, że takie mroczne miejsce mogło rodzić wiele historii. Ale przecież to tylko legendy.

Nie zauważyła nawet, że szła nieco oddalona od reszty kobiet. Niejedna zagadywała kokieteryjnie mijanych mężczyzn, ci zaś taksowali idące jedna po drugiej. Żaden nie spojrzał na Margareth, która dreptała nerwowo w kierunku baraku. Idioci, mówiła do siebie Sharon, co za durnie! Zwracali uwagę wyłącznie na głośne, ładne dziewczyny i za nimi pogwizdywali z aprobatą, te skromne nagradzali brakiem zainteresowania i milczeniem.

W końcu zobaczyli Sharon, a wówczas komentarze przybrały na sile. Zapomniano o dyscyplinie, co poniektórzy zaczęli przepychać się do przodu, by znaleźć się jak najbliżej trapu.

Sharon zatrzymała się przerażona. Nie, tylko nie to! Okręciła się na pięcie i zawróciła pędem w kierunku pokładu, trafiając prosto w ramiona Petera Raya.

– Tylko spokojnie, nie denerwuj się! – powiedział krótko. – Oni nie są niebezpieczni, chcą się z tobą jedynie przywitać, nie zrobią ci nic złego. Chodź ze mną, nic ci nie grozi.

Sharon dostrzegła w jego twarzy rozbawienie, ale i lekką irytację. Z ulgą dała się poprowadzić wzdłuż grupy przyglądających się jej mężczyzn.

Minęli szopy na łodzie, sklepik i niewielkie targowisko z nielicznymi straganami. Duży szyld wskazywał drogę do biura kopalni. Jednopiętrowy budynek raził brzydotą, nieopodal znajdowała się mała piekarenka oraz świetlica. Minęli także szpitalik. Wreszcie dotarli do baraków przeznaczonych dla kobiet. Również i te baraki nie wyglądały zachęcająco. Sharon dziwiła się, że wszystko wokół było takie brzydkie. Dopiero po chwili spostrzegła na wzgórzu kilkanaście nowych domków, niektóre jeszcze w budowie. Na tę okolicę miło było spojrzeć; widać, że właściciele starali się, by ich domy były ładne.

– To miejsce jest przyszłością wyspy – powiedział do zgromadzonych kobiet Peter Ray. – Z czasem, kiedy zadomowicie się tu na dobre, otrzymacie własny kawałek ziemi i razem z waszymi mężami także będziecie mogły budować dom dla swoich rodzin.

– Pomyśleć tylko: własny dom! – zawołała z zachwytem jedna z obecnych.

– Łatwo ci mówić! Najpierw znajdź sobie lepiej kawalera! – skomentowała inna.

– A tam dalej prowadzi droga do kopalni – ciągnął Peter, pokazując w stronę terenów górniczych, położonych w północnej części wyspy. – Tu znajdują się baraki mieszkalne, ten z lewej przeznaczamy dla kobiet. Wybierzcie sobie miejsca, łóżek nie zabraknie. Wieczorem stawicie się w świetlicy na spotkaniu.

Odszedł, a wtedy kłopoty Sharon rozpoczęły się od nowa. Kobiety w jednej chwili poczęły zajmować posłania, a kiedy Sharon zbliżała się do tego, które pozostawało wolne, była brutalnie odpychana.

– Nie chcemy tu kryminalistki – krzyknęła Doris ze złowrogim błyskiem w małych, pełnych nienawiści oczach i odrzuciła tobołek Sharon w najdalszy kąt sali. Sharon podeszła do innego łóżka, ale sytuacja się powtórzyła.

– Zajęte! – usłyszała.

I tak było wszędzie, gdziekolwiek dziewczyna się zbliżyła:

W końcu nie pozostało jej nic innego, jak zabrać swoje rzeczy i usunąć się z pola widzenia współtowarzyszek. Położyła ubrania w kącie i opuściła barak.

Jakaś starsza kobieta, która najwyraźniej przybyła na wyspę wcześniej, usiłowała dociec, dlaczego nowa dziewczyna została wyrzucona. Pozostałe jednak zakrzyczały ją, wołając jedna przez drugą: „Kryminalistka! Morderczyni!” Na te słowa kobieta opuściła salę i skierowała się w stronę biura kopalni.

Po obiedzie, który był dla Sharon nie mniej poniżającym przeżyciem, jak samo przybycie na wyspę, wszyscy zebrali się w świetlicy. Kobietom nakazano zająć miejsca po lewej stronie. Wkrótce do sali zaczęli nadciągać starannie ubrani i pełni nadziei górnicy. Przechodząc obok kobiet uśmiechali się i witali każdą uściskiem dłoni. Chwilę potem zagrała muzyka i rozpoczęły się tańce.

Sharon nie była pewna, kiedy zaczęła się szeptana zmowa przeciwko niej, ale szybko poczuła, że otacza ją niema aura wrogości. Za każdym razem, gdy któryś z mężczyzn chciał z nią porozmawiać czy poprosić do tańca, pojawiała się przy nim kobieta i szeptała mu coś ostrzegawczo do ucha.

Wokół Sharon powstał niewidzialny mur, a ona siedziała samotna i bardzo smutna.

Kiedy jednak któryś z obecnych mimo wszystko przysiadł się do niej, pomyślała, że to dobry znak. Spojrzała na poczerwieniałą, odpychającą twarz mężczyzny, który odezwał się w niewybredny sposób. Sharon zauważyła przy tym, że mężczyźnie brakuje wielu zębów. Całkowicie ją to zniechęciło do rozmówcy.

– A więc masz na sumieniu morderstwo? Mnie to nie przeszkadza. Może przespacerujemy się trochę? Wprawdzie to nie jest dozwolone, ale myślę, że się tym za bardzo nie przejmujesz?

Przysunął się do niej niebezpiecznie blisko. Dopiero co wypowiedziane słowa tak dotknęły dziewczynę, że odwróciła się plecami od natręta. W odpowiedzi on obrzucił ją wyzwiskami.

W tym momencie do sali wszedł Peter Ray w towarzystwie trzech mężczyzn. Tańce ustały. W sali zapadło milczenie i Ray rozpoczął przemowę.