Выбрать главу

Porzucił swój dyżurny zestaw czarnych ubrań w stylu rap i koszul firmy GI Joe. Był w brązowej skórzanej kurtce, kremowej koszuli od Henleya, spranych dżinsach i znoszonych butach. Włosy, które zawsze nosił spięte w kucyk, były teraz ścięte na krótko. Komandos miał dwudniowy zarost, który sprawiał, że jego zęby wydawały się bielsze, a latynoska karnacja jeszcze ciemniejsza. Wilk w ciuchach Gapa.

· Niech cię kule biją – powitałam, czując niepokój w dole brzucha, w miejscu, do którego wstydziłabym się przyznać. – Zmieniłeś się.

· Jestem tylko twoim przeciętnym kolesiem.

Jasne.

Wychylił się, chwycił mnie za kurtkę i wciągnął do windy. Nacisnął przycisk zamykania drzwi, a potem guzik stopu.

– Musimy pogadać.

– 

rozdział 3

Komandos służył kiedyś w oddziałach specjalnych i było to nadal widoczne w jego ruchach i sylwetce. Stał tak blisko, że musiałam odchylić głowę do tyłu i patrzeć mu prosto w oczy.

· Wstałaś przed chwilą? – zapytał. Spojrzałam w dół.

· Chodzi ci o koszulę nocną?

· O koszulę, włosy… Osłupiałem.

· To ty wprawiłeś mnie w osłupienie.

· Tak – przyznał Komandos. – Często to robię. Wprawiam kobiety w osłupienie.

· Co się stało?

· Spotkałem się z Homerem Ramosem i kiedy wyszedłem, ktoś go zabił.

· A pożar?

· To nie ja.

· Wiesz, kto zabił Ramosa?

Komandos gapił się na mnie przez chwilę.

· Mam pewne podejrzenia.

· Policja myśli, że ty to zrobiłeś. Mają cię na kasecie wideo.

· Policja ma nadzieję, że ja to zrobiłem. Trudno uwierzyć, że gliniarze naprawdę mogliby myśleć, że to ja. Nie jestem uważany za głupca.

· Nie, ale za… za kogoś, kto zabija.

Komandos uśmiechnął się do mnie z góry.

· Plotki. – Popatrzył na kluczyki, które trzymałam w ręce. – Jedziesz gdzieś?

· Babcia wprowadziła się do mnie na kilka dni. Chciała przejrzeć gazetę, więc zamierzałam pojechać do „7-Eleven”.

Miał ogniki w oczach.

· Przecież ty nie masz samochodu, dziecinko. A niech to!

· Zapomniałam. – Zmarszczyłam brwi. – Skąd wiesz?

· Nie ma go na parkingu. Ufl

· Co się z nim stało? – zapytał.

· Poszedł do nieba dla samochodów.

Nacisnął przycisk trzeciego piętra. Kiedy drzwi się otworzyły, nacisnął przycisk zatrzymywania, postawił jedną nogę w holu i porwał gazetę spod drzwi numer 3C.

· To gazeta pana Kline’a – powiedziałam. Komandos podał mi gazetę i nacisnął guzik drugiego piętra.

· Jesteś mi winna przysługę.

· Dlaczego nie przyszedłeś do sądu?

· Zła pora. Muszę kogoś znaleźć, a nie znajdę go, jak mnie aresztują.

· Albo zabiją.

· Tak – potwierdził Komandos. – To też. Pomyślałem, że moje pojawienie się w miejscu publicznym w określonym czasie nie byłoby chwilowo dla mnie najlepsze.

· Wczoraj deptało mi po piętach dwóch kolesi wyglądających na gangsterów. Mitchell i Habib. Chcą mnie śledzić dopóty, dopóki ich do ciebie nie doprowadzę.

· Pracują dla Artura Stolle’a?

· Arturo Stolle, ten król dywanów? A cóż on ma z tym wspólnego?

· Nie chciałabyś wiedzieć.

· To znaczy, że gdybyś mi powiedział, musiałbyś mnie zabić?

· Nie. Gdybym ci o tym powiedział, mógłby to zrobić ktoś inny.

· Czyżby zawiedziona miłość między Mitchellem i Alexandrem Ramosem?

· Nie. – Komandos podał mi kartkę z jakimś adresem. – Chciałbym, żebyś przeprowadziła dla mnie małe śledztwo. Hannibal Ramos. Pierworodny syn i drugi w hierarchii królestwa Ramosa. Jako miejsce stałego zamieszkania podaje Kalifornię, ale spędza coraz więcej czasu tutaj, w Jersey.

· Teraz też tu jest?

· Jest tu od trzech tygodni. Ma dom koło trasy numer dwadzieścia dziewięć.

· Ale chyba nie sądzisz, że to on zabił swojego brata, prawda?

· Nie jest na pierwszym miejscu mojej listy – powiedział Komandos. – Szepnę jednemu z moich ludzi, żeby ci podrzucili jakiś samochód.

Komandos zatrudnia na luźnych zasadach całą armię ludzi do pomocy w swoich licznych przedsięwzięciach. Większość z nich to byli żołnierze, którzy są jeszcze bardziej zwariowani niż on sam.

· Nie! Nie potrzeba. Mam pecha do samochodów. Ich kasacja często kończy się interwencją policji, a samochody Komandosa mają niejasne źródła pochodzenia.

Komandos cofnął się do windy.

· Nie zbliżaj się za bardzo do Ramosa – doradził. – To nie jest sympatyczny facet. – Drzwi zamknęły się. I Komandos zniknął.

Wyszłam z łazienki ubrana w swój dyżurny zestaw -dżinsy, sportowe buty i podkoszulek – odświeżona prysznicem i gotowa zacząć nowy dzień. Babcia przy stole w jadalni czytała gazetę, a naprzeciw niej siedział Księżyc i wcinał naleśniki.

· Cześć, facetka – powiedział. – Twoja babcia usmażyła mi parę naleśników. Szczęściara z ciebie, że mieszka u ciebie babcia. To absolutny hit, facetka. Babcia uśmiechnęła się.

· Czyż on nie jest wspaniały? – rozczuliła się.

· Czułem się fatalnie po wczorajszym – wyjaśnił Księżyc – więc przywiozłem ci samochód. Jest tak jakby pożyczony. Pamiętasz, opowiadałem ci o moim kumplu, który jest dilerem. Skrzyczał mnie, kiedy usłyszał ode mnie o tym spalonym aucie, powiedział, że byłoby w porządku, gdybyś jeździła jednym z jego samochodów, dopóki nie będziesz miała nowego.

· To nie jest kradziony samochód, prawda?

· Hej, facetka, na kogo ja wyglądam?

· Wyglądasz na kolesia, który ukradłby auto.

· No dobra, ale nie zawsze. Ten akurat to naprawdę pożyczka.

Naprawdę potrzebowałam samochodu.

· Wzięłabym go tylko na kilka dni – oświadczyłam. -Dopóki nie dostanę pieniędzy z ubezpieczenia.

Księżyc odsunął się od stołu, na którym stał pusty talerz, i wręczył mi pęk kluczy.

· Będzie cię rajcował. To kosmiczna maszyna, facetka. Sam go wybierałem, tak żeby pasował do twojego wnętrza.

· Co to za auto?

· Rollswagen. Srebrna latająca maszyna. No, no.

· Dobra, dzięki. Podrzucić cię do domu? Wyszedł do przedpokoju.

· Muszę lecieć. Na mnie już czas.

· Mam zaplanowany cały dzień – powiedziała babcia. – Dziś rano lekcja jazdy. Potem, po południu, Melvi-na zabiera mnie, żeby pooglądać mieszkania.

· Stać cię na własne mieszkanie?

· Odłożyłam trochę pieniędzy ze sprzedaży domu. Oszczędzałam je na starość, żeby zapłacić za dom opieki, ale może zamiast tego zrobię użytek z rewolweru.

Skrzywiłam się.

· Oczywiście, że nie mam zamiaru wąchać kwiatków od spodu już jutro – uspokoiła mnie. – Zostało mi jeszcze wiele lat. A tak w ogóle to wszystko już sobie skalkulowałam. Pomyśl, jeśli włożysz pistolet do ust, to odstrzelisz sobie tył głowy. W ten sposób Stiva nie będzie musiał się napracować, żebyś wyglądała dobrze, kiedy włoży cię do trumny, ponieważ i tak nikt nie zobaczy twojej potylicy. Trzeba być ostrożnym, żeby nie poruszyć pistoletem, bo można schrzanić całą robotę i odstrzelić ucho. – Odłożyła gazetę. – W drodze do domu wstąpię do sklepu i kupię kotlety wieprzowe na kolację. A teraz muszę się przygotować do lekcji jazdy.

A ja musiałam iść do pracy. Problem polegał na tym, że wcale nie pragnęłam zabrać się do żadnej ze spraw, które na mnie czekały. Nie miałam najmniejszej ochoty tropić Hannibala Ramosa. I zdecydowanie nie chciałam spotkać się z Morrisem Munsonem. Mogjabym położyć się z powrotem do łóżka, ale w ten sposób nie da się zarobić na ciele. A poza tym teraz nie miałam łóżka. Łóżko miała babcia.

Zresztą co mi właściwie zależy, mogę rzucić okiem na akta Munsona. Wyjęłam papiery i przejrzałam je. Poza biciem, gwałtem i próbą podpalenia sprawa Munsona nie wyglądała najgorzej. Niekarany. Bez swastyk wytatuowanych na ciele. Podał, że mieszka przy ulicy Rockwell. Wiedziałam, gdzie to jest. Koło fabryki guzików. Nie najelegantsza część miasta. Ale i nie najgorsza. Głównie jednorodzinne bungalowy i domki szeregowe. Większość mieszkańców to robole lub bezrobotni.