Zadzwoniłam do drzwi i otworzył je Dougie Kruper. Chodziłam z Dougiem do szkoły, ale nie widziałam go od lat. Tak naprawdę to słyszałam plotki, że wyprowadził się do Arkansas i zmarł.
· Niech cię kule biją, Dougie – powiedziałam. – Myślałam, że nie żyjesz.
· Teraz sam wolałbym nie żyć. Mój ojciec przeniósł się do Arkansas, więc pojechałem z nim, ale mówię ci, Arkansas to nie dla mnie. Nic się tam nie dzieje, wiesz, co mam na myśli? A jak chcesz zobaczyć ocean, to musisz jechać całe wieki.
· Jesteś dilerem?
· Tak jest, sir. Dilerem. We własnej osobie. W pewnym sensie. Potrzebujesz czegoś. Ja to mam. Robimy interes.
· Zła wiadomość, Dougie. Latająca maszyna miała katastrofę.
· Dziewczynko, latająca maszyna to jedna wielka katastrofa. Wydawało mi się, że to będzie coś, ale teraz nie mogę się jej pozbyć. Miałem zamiar zepchnąć ten wóz z mostu, jak tylko go oddasz. Chyba że chcesz go kupić.
· Tak naprawdę nie odpowiada moim potrzebom. Za bardzo zapada w pamięć. Potrzebuję samochodu, którego się nie pamięta.
· Samochód widmo. Diler powinien mieć coś takiego – powiedział Dougie. – Chodźmy na podwórko, rozejrzymy się.
Na podwórku stały samochody, jeden przy drugim. Samochody stały na drodze, na podwórku, a w garażu też stał samochód.
Dougie zaprowadził mnie do czarnego forda escorta.
· To jest prawdziwy samochód widmo.
· Ile sobie liczy lat?
· Dokładnie nie wiem, ale ma nieduży przebieg.
· Nie podają rocznika w papierach?
· Ten szczególny samochód nie ma papierów. Hm. Diler to chyba raczej ksywa.
· Jeśli potrzebujesz samochodu z papierami, będzie to miało niekorzystny wpływ na cenę – powiadomił mnie Dougie.
· Do jakiego stopnia niekorzystny?
· Myślę, że możemy przejść do omówienia warunków. Mimo wszystko jestem przecież dilerem.
Dougie Kruper był największym trepem w naszej klasie maturalnej. Nie umawiał się na randki, nie uprawiał żadnego sportu i nie jadł jak normalny człowiek. Jego największym osiągnięciem w szkole średniej było to, że zdołał wciągnąć do nosa kawałek galaretki przez słomkę.
Księżyc spacerował między samochodami, kładąc na nich dłonie, by wyczuć karmę.
· To jest to – oświadczył, stojąc koło małego jeepa w kolorze khaki. – Ten samochód ma właściwości obronne.
· Masz na myśli to, że jest jak anioł stróż?
· Mam na myśli to, że są w nim pasy bezpieczeństwa.
· A co z papierami? – zapytałam Dougiego. – I czy wóz działa?
· Jestem niemal pewien, że działa – odpowiedział Dougie.
W pół godziny później miałam dwie pary nowych dżinsów i nowy zegarek, ale nie miałam nowego samochodu. Dougie chciał sprzedać mi jeszcze kuchenkę mikrofalową, tyle że już jedną posiadam.
Było wczesne popołudnie i okropna pogoda, więc udałam się do domu moich rodziców i pożyczyłam bui-cka rocznik 1953, który należał kiedyś do wujka Sando-ra. Nikt tego wozu nie używał, samochód działał, no i miał papiery. Powiedziałam sobie, że to bardzo fajny samochód. Klasyka. Wujek Sandor kupił go jako nówkę i buick nadal znajdował się w idealnym stanie, czego nie można było powiedzieć o wujku Sandorze, który leżał głęboko pod ziemią. Wóz był w kolorze niebieskobiałej farbki do bielizny, ze świecącymi chromowanymi światłami i dużym silnikiem V-8. Spodziewałam się, że dostanę pieniądze z ubezpieczenia, zanim babcia zrobi prawo jazdy i będzie potrzebowała buicka. Miałam nadzieję, że szybko dostanę tę forsę, bo szczerze nienawidziłam tego auta.
Kiedy w końcu dotarłam do domu, słońce już zachodziło. Parking przed moim domem był prawie zapełniony, a obok nielicznych wolnych miejsc stał czarny lincoln. Zaparkowałam buicka na jednym z tych miejsc, a szyba w lincolnie od strony pasażera zjechała w dół.
· Co to jest? – zapytał Mitchell. – Inny samochód? Nie próbowałabyś wprowadzić nas w błąd, prawda? Ach, jakby tylko o to chodziło!
· Mam trochę problemów z samochodem.
· Jeżeli nie znajdziesz wkrótce tego kolesia Komandosa, to będziesz miała inne problemy, które mogą okazać się dla ciebie zgubne.
Mitchell i Habib byli z pewnością gangsterami, ale ja przeszłam właśnie ciężką próbę radzenia sobie z autentycznym strachem. Jakoś nie wyglądali mi na kolesi z tej samej drużyny co psychol Morris Munson.
· Co się stało z twoją koszulą? – zapytał Mitchell.
· Ktoś usiłował mnie podpalić. Pokiwał głową.
· Ludzie są kopnięci. W dzisiejszych czasach trzeba mieć oczy z tyłu głowy – powiedział gość, który przed chwilą groził mi śmiercią.
Weszłam do holu, wypatrując Komandosa. Drzwi od windy otworzyły się i zajrzałam do środka. Pusta. Sama nie wiedziałam, czy poczułam ulgę, czy rozczarowanie. Na piętrze też nikogo nie było. W moim mieszkaniu natomiast sytuacja nie wyglądała już tak różowo. Babcia wyjrzała z kuchni natychmiast, jak usłyszała, że otwieram drzwi wejściowe.
· W samą porę – oświadczyła. – Kotlety są gotowe. Zrobiłam też makaron z tartym żółtym serem. Brakuje tylko jarzyn, ponieważ pomyślałam, że skoro nie ma tutaj twojej matki, to możemy jeść, co chcemy.
Stół w części jadalnej był nakryty, stały na nim talerze, leżały noże i widelce, i papierowe serwetki, złożone na pół.
· Ho, ho – powiedziałam. – Miło z twojej strony, że przygotowałaś taką kolację.
· Zrobiłabym jeszcze lepszą, ale masz tylko jeden garnek. Co się stało z tym kompletem, który dostałaś na prezent ślubny?
· Wyrzuciłam go, jak przyłapałam Dicka… na wiesz czym, z Joyce.
Babcia przyniosła makaron z serem.
· Myślę, że cię rozumiem. – Usiadła przy stole i wzięła sobie kotlet. – Muszę się gdzieś ruszyć. Nie miałyśmy z Melviną czasu, żeby pójść do Stivy dziś po południu, więc wybieramy się tam wieczorem. Możesz pójść z nami. Następną rzeczą, za którą przepadam, zaraz po wsadzeniu sobie widelca do oka, jest oglądanie zwłok.
· Dzięki, ale dziś wieczór pracuję. Robię wywiad dla przyjaciela.
· To kiepsko – powiedziała babcia. – Zapowiada się dobra zabawa.
Po wyjściu babci obejrzałam powtórkę Simpsonów, powtórkę Niani i pół godziny Milionerów, usiłując oderwać się od myśli o Komandosie. Malutka, złośliwa cząstka mojego umysłu wątpiła w niewinność Komandosa w związku z morderstwem Ramosa. Reszta mojego umysłu odczuwała niepokój, że Komandos mógłby zostać zastrzelony lub zabity, zanim znajdą prawdziwego mordercę. A żeby jeszcze bardziej skomplikować sprawę, zgodziłam się zrobić dla niego wywiad. Komandos był najlepszym łowcą nagród u Yinniego, ale zaangażowanym również w mnóstwo podejrzanych interesów, choć czasami legalnych. Pracowałam kiedyś dla Komandosa ze zmiennym powodzeniem. W końcu wypisałam się z listy jego pomocników, ponieważ doszłam do wniosku, że nasze współdziałanie nie przyniosłoby nikomu korzyści. Wyglądało na to, że teraz miałam zrobić wyjątek. Mimo że nie byłam pewna, dlaczego potrzebuje akurat mojej pomocy. Nie wydawałam się też sobie szczególnie kompetentna.
Z drugiej strony, byłam lojalna, miałam szczęście i, jak mi się wydaje, niewielkie wymagania finansowe.
Kiedy było już prawie ciemno, przebrałam się. Czarne spodnie do joggingu z ortalionu, czarny podkoszulek, buty do biegania, czarna bluza z kapturem i jako dopełnienie całości kieszonkowy sprej na psy. Gdyby złapali mnie na węszeniu, zawsze mogę powiedzieć, że uprawiam jogging. Każdy perwersyjny podglądacz w podobnych sytuacjach wykorzystuje to alibi, i zawsze z powodzeniem.
Dałam Reksowi kawałek żółtego sera i wytłumaczyłam mu, że będę z powrotem za parę godzin. Kiedy znalazłam się na parkingu, zaczęłam szukać wzrokiem hondy civic, ale przypomniałam sobie, że została spalona. Potem jęłam się rozglądać za latającą maszyną, ale i z tego nic nie wyszło. W końcu westchnęłam ciężko i podeszłam do buicka.