· Nie jesteśmy tacy znowu obcy – powiedział Hulk. -Jesteśmy dwoma przeciętnymi facetami. Prawda, Habib?
· Zgadza się – powiedział Habib, przechylając głowę w moim kierunku i odsłaniając złoty ząb. – Jesteśmy jak najbardziej przeciętni pod każdym względem.
· Czego chcecie? – zapytałam.
Facet, który siedział na miejscu pasażera, westchnął głęboko.
· Nie masz zamiaru wsiąść do samochodu, prawda?
· Owszem.
· W porządku, sprawa jest taka. Szukamy twojego przyjaciela. A może on już nie jest przyjacielem? Może ty też go szukasz?
· Aha.
· Pomyśleliśmy sobie, że moglibyśmy pracować razem. Wiesz, jako zespół.
· Nie sądzę.
· Dobrze, w takim razie będziemy musieli deptać ci po piętach. Pomyśleliśmy, że powinnaś o tym wiedzieć, żebyś nie czuła się zaniepokojona, kiedy zobaczysz, że siedzimy ci na ogonie.
· Kim jesteście?
· Ten za kierownicą to Habib. A ja jestem Mitchell.
· Nie. Mam na myśli to, kim naprawdę jesteście? Dla kogo pracujecie?
Byłam niemal pewna, że już znam odpowiedź, ale pomyślałam, że nie zaszkodzi zapytać.
· Wolelibyśmy nie ujawniać nazwiska naszego chlebodawcy – oświadczył Mitchell. – I tak nie ma to dla ciebie znaczenia. Zapamiętaj sobie tylko to, że nie powinnaś niczego odrzucać, ponieważ będziemy się złościć.
· Tak, a to bardzo niedobrze, kiedy jesteśmy źli – dodał Habib, grożąc palcem. – Nas nie można lekceważyć. Czyż nie tak? – zapytał, szukając potwierdzenia u Mitchella. – Tak naprawdę, jeśli nas zdenerwujesz, to rozrzucimy twoje wnętrzności po całym parkingu przy „7-Eleven”, które należy do mojego kuzyna Muham-mada.
· Stuknięty jesteś? – powiedział Mitchell. – Nie ma rozrzucania żadnych cholernych wnętrzności. A jeśli nawet, to nie przed „7-Eleven”. Kupuję tam gazetę w niedzielę.
· No – ustąpił Habib – to w takim razie moglibyśmy zrobić coś związanego z seksem. Moglibyśmy dokonać na niej zabawnych aktów perwersji seksualnej… Wiele, wiele razy. Gdyby mieszkała w moim kraju, byłaby zhańbiona na zawsze w całej społeczności. Uznana za wyrzutka. Oczywiście, ponieważ jest cyniczną i rozpustną Amerykanką, w tym kraju na pewno by ją zaakceptowali pomimo tych perwersji. A już z pewnością ona sama byłaby bezgranicznie zadowolona, że właśnie my to z nią robimy. Poczekaj, moglibyśmy ją okaleczyć, żeby to nie było dla niej przyjemne.
· Hej, nie mam nic przeciwko okaleczeniu, ale uważaj z tym seksem – zwrócił się Mitchell do Habiba. – Mam rodzinę. Jak moja żona coś takiego wywęszy, to jestem ugotowany.
rozdział 2
Zamachałam rękami.
· Czego wy, u diabła, ode mnie chcecie?
· Chcemy twojego kumpla Komandosa i wiemy, że go szukasz – powiedział Mitchell.
· Nie szukam Komandosa. Yinnie dał tę sprawę Joyce Barnhardt.
· Nie znam żadnej Joyce Barnhardt – odparł Mitchell. -Znam ciebie. I mówię ci, że szukasz Komandosa. A jak go znajdziesz, to nam o tym powiesz. A jeśli nie potraktujesz serio tego… obowiązku, naprawdę pożałujesz.
· O-bo-wią-zek – powiedział Habib. – Podoba mi się. Miło brzmi. Miślę, że zapamiętam.
· Myślę – poprawił go Mitchell. – Wymawia się „myślę”.
· Miślę.
· Myślę!
· No przecież mówię. Miślę.
· Ten Arabus dopiero co przyjechał – wyjaśnił Mitchell. – Pracował dla naszego szefa w innym charakterze w Pakistanie, ale zjawił się razem z ostatnią dostawą towaru i nie możemy się go pozbyć. Jeszcze niewiele umie.
· Nie jestem Arabusem! – wrzasnął Habib. – Widzisz jakiś turban na mojej głowie? Teraz jestem w Ameryce i nie noszę tych rzeczy. I to bardzo nieładnie, że tak mówisz.
· Arabus – powtórzył Mitchell. Habib zmrużył oczy.
· Świńska amerykańska parowa.
· Wielorybie sadło.
· Syn służącego.
· Odwal się – powiedział Mitchell.
· Niech ci jaja urwie – zrewanżował się Habib. Zdaje się, że nie musiałam obawiać się tych dwóch. Pozabijają się nawzajem, zanim noc zapadnie.
· Muszę już jechać – oświadczyłam. – Jadę do rodziców na lunch.
· Pewnie za dobrze ci się nie powodzi – powiedział Mitchell – skoro musisz wyłudzać lunch od rodziców. Moglibyśmy ci pomóc, no wiesz. Dasz nam to, co chcemy, a okażemy się naprawdę hojni.
· Gdybym nawet chciała znaleźć Komandosa – a nie chcę – nie dałabym rady. Komandos jest nieuchwytny jak dym.
· Tak, ale słyszałem, że masz wyjątkowe umiejętności, jeśli wiesz, co mam na myśli. Poza tym jesteś łowczynią nagród… Przyprowadzić go, żywego lub martwego. Zawsze go dorwać.
Otworzyłam drzwi hondy i wsunęłam się za kierownicę.
· Powiedzcie Alexandrowi Ramosowi, że musi poszukać kogoś innego do ścigania Komandosa. Mitchell wyglądał tak, jakby połknął żabę.
· Nie pracujemy dla tego skurczybyka. Wybacz moją łacinę.
Znieruchomiałam na siedzeniu.
· A więc dla kogo pracujecie?
· Powiedziałem ci już. Nie wolno nam ujawnić tej informacji. Niech to szlag.
Kiedy przyjechałam, babcia stała w drzwiach. Mieszkała z moimi rodzicami, bo dziadek kupował teraz losy na loterii bezpośrednio od Pana Boga. Miała włosy koloru stalowoszarego, krótko obcięte i skręcone trwałą. Jadła jak koń, a skóra babci przypominała kurczaka z rosołu. Jej łokcie były ostre jak brzytwa. Miała na sobie białe tenisówki, karmazynowy ocieplany kostium z poliestru i przygryzała górną wargę, co znaczyło, że nad czymś rozmyśla.
· Czyż nie jest miło? Właśnie nakrywałyśmy do lunchu – powiedziała. – Twoja matka kupiła trochę sałatki z kurczaka i bułeczek u Giovicchiniego.
Rzuciłam okiem na pokój gościnny. Fotel ojca był pusty.
· Jeździ po mieście na taksówce – wyjaśniła babcia. -Dzwonił Whitey Blocher i powiedział, że potrzebują kogoś na zastępstwo.
Mój ojciec jest emerytowanym pracownikiem poczty, ale pracuje dorywczo jako taksówkarz, bardziej dlatego, żeby wyjść z domu, niż żeby mieć na drobne wydatki. A jazda taksówką jest dla niego tym samym, co gra w karty w klubie „Elks”.
Powiesiłam kurtkę na wieszaku w holu i usiadłam przy stole w kuchni. Dom moich rodziców jest wąski i ma okna na trzy strony. Okna pokoju gościnnego wychodzą na ulicę, okno w jadalni jest od strony podjazdu oddzielającego dom rodziców od sąsiedniego, a okno od kuchni i drugie drzwi wejściowe wychodzą na podwórko, które jest uporządkowane, ale ponure o tej porze roku.
Babcia usiadła naprzeciw mnie.
· Zastanawiam się nad zmianą koloru włosów – poinformowała. – Rosę Kotman ufarbowała sobie włosy na czerwono i wygląda całkiem nieźle. No i ma teraz nowego chłopaka. – Wzięła bułkę i przekroiła ją dużym nożem. -Nie miałabym nic przeciwko chłopakowi.
· Rosę Kotman ma trzydzieści pięć lat – wtrąciła moja matka.
· No, ja mam prawie trzydzieści pięć – powiedziała babcia. – Ale wszyscy mi mówią, że nie wyglądam na swój wiek.
To prawda. Wyglądała mniej więcej na dziewięćdziesiąt. Bardzo ją kochałam, lecz siła przyciągania ziemskiego nie była dla niej zbyt łaskawa.
· Mam oko na pewnego faceta w klubie seniora -oświadczyła babcia. – To prawdziwy przystojniak. Założę się, że gdybym miała czerwone włosy, na pewno zaciągnąłby mnie do łóżka.
Matka otworzyła usta, żeby coś powiedzieć, ale pomyślała, że może lepiej nic nie mówić, i sięgnęła po sałatkę z kurczaka.
Nie miałam specjalnie ochoty zastanawiać się nad szczegółami wskakiwania do łóżka babci, więc przeszłam od razu do wiadomej sprawy.
· Słyszałyście o pożarze w centrum? Babcia nałożyła sobie słuszną porcję majonezu na bułkę.