Przetrząsnęłam szuflady i garderobę, szukając czegoś, co mogłoby zidentyfikować tajemniczego lokatora. Nic nie znalazłam. Ubrania były drogie. Domyślałam się, że ich właściciel jest niskiego wzrostu i podobnej budowy ciała, wzrostu nieco mniej niż metr siedemdziesiąt i osiemdziesiąt kilogramów wagi. Porównałam jego spodnie ze spodniami w sypialni pana domu. Hannibal miał więcej w pasie i bardziej tradycyjny gust. Łazienka Hannibala przylegała do jego sypialni. Łazienka dla gości była w korytarzu. W żadnej z nich nie znalazłam nic ciekawe-go, może z wyjątkiem prezerwatyw w tej drugiej. Widać gość miał nadzieję na małe bara-bara.
Wróciłam do biura i w pierwszej kolejności przepatrzyłam półki. Biografie, atlas, trochę powieści. Usiadłam przy biurku. Żadnych wizytówek ani notesu z adresami. Tylko długopis i notatnik. Ale nie było w nim żadnych notatek. Laptop. Włączyłam go. Na pulpicie niczego nie znalazłam. Nic kompromitującego na twardym dysku. Hanni-bal był bardzo ostrożny. Wyłączyłam komputer i przeszukałam szuflady. Znowu nic. Hannibal perfekcjonista. Panował tu prawie idealny porządek. Ciekawe, czy jego apartament na wybrzeżu wygląda podobnie.
Kolesiowi z pokoju gościnnego natomiast daleko było do perfekcji. Jego biurko, gdziekolwiek by stało, przypominałoby śmietnik.
W pokojach na piętrze nie znalazłam żadnej broni. Ponieważ zdobyłam wiadomości z pierwszej ręki, że Hannibal ma przynajmniej jeden rewolwer, znaczy to, że prawdopodobnie zabrał go ze sobą. Nie wyglądał na faceta, który zostawia rewolwer w misce na herbatniki.
Zeszłam do piwnicy. Nie było tam wiele do wytropienia.
· Jestem rozczarowana – pożaliłam się Luli, zamykając za sobą drzwi od piwnicy. – Nic tam nie ma.
· Ja też niczego nie znalazłam na parterze – poinformowała mnie Lula. – Żadnych firmowych zapałek ani spluw wetkniętych pod poduszki na kanapie. Trochę jedzenia w lodówce. Piwo, sok, bochenek chleba i parę zimnych kotletów. Jest też kilka puszek oranżady. I to by było na tyle.
Otworzyłam lodówkę i obejrzałam opakowanie, w którym były kotlety. Kupiono je dwa dni temu.
· To naprawdę przerażające – powiedziałam do Luli. -W tym domu ktoś mieszka. – Pomyślałam, że ten ktoś może w każdej chwili tutaj wrócić, ale przemilczałam to.
· Chyba tak, i w dodatku nie zna się na mięsie -dodała Lula. – Kupił pierś z indyka i ser szwajcarski, a mógłby mieć salami i provolone.
Stałyśmy w kuchni, zaglądając do lodówki i nie zwracałyśmy większej uwagi na to, co dzieje się po drugiej stronie domu. Nagle usłyszałyśmy odgłos otwierania zamka i obie zastygłyśmy w bezruchu.
· O kurna – wycedziła Lula.
Drzwi otworzyły się i do przedpokoju weszła Cynthia Lotte, która spojrzała na nas z ukosa w przyćmionym świetle.
· Co wy tutaj robicie, do cholery? – zapytała.
· Powiedz jej – zachęciła Lula, dając mi kuksańca w bok. – Powiedz jej, co tutaj robimy.
· Nieważne, co my tutaj robimy – odparłam. – Ale skąd ty się tu wzięłaś?
· Nie twój interes. Poza tym ja mam klucz, więc moja obecność nie jest niczym dziwnym. Lula wyjęła glocka.
· Mam spluwę. Jest jeden do zera. Cynthia błyskawicznym ruchem wyciągnęła z torebki czterdziestkę piątkę.
· Ja też mam spluwę. Remis.
Obie odwróciły się w moim kierunku.
· Ja zostawiłam spluwę w domu – wyjaśniłam. – Zapomniałam jej zabrać.
· Ona się nie liczy – skwitowała Cynthia.
· Trochę się liczy – powiedziała Lula. – To nie jest tak, że ona w ogóle nie ma broni. Poza tym jak ma broń, to jest naprawdę groźna. Kiedyś strzeliła do jednego kolesia.
· Pamiętam, czytałam o tym. Dick o mało nie dostał ataku serca. Mówił, że to paskudnie wyglądało.
· Dick to wrzód na dupie – oświadczyłam. Cynthia uśmiechnęła się ze smutkiem.
· Wszyscy faceci to wrzody na dupie. – Rozejrzała się po pokoju. – Przychodziłam tutaj z Homerem, kiedy Hannibal był za miastem.
To dlatego miała klucz. Być może tłumaczyło to również prezerwatywy w łazience.
· Czy Homer trzymał ubrania w sypialni dla gości?- Parę koszul, trochę bielizny.
· W pokoju gościnnym na piętrze są jakieś ubrania. Może je obejrzysz i powiesz mi, czy należały do Homera.
· Najpierw chcę wiedzieć, czego tu szukacie.
· Mój przyjaciel jest podejrzewany o ten pożar i morderstwo. Próbuję ustalić, jak było naprawdę.
· I co myślisz? Że to Hannibal zabił swojego brata?
· Nie wiem. Szukam po omacku. Cynthia ruszyła w kierunku schodów.
· Powiem ci coś o Homerze. Wszyscy chcieli go zabić. Oprócz mnie. Homer był kłamliwym i oszukańczym draniem. Rodzina zawsze wpłacała za niego kaucje, żeby go wypuścili. Na miejscu Hannibala już dawno wpakowałabym mu kulę w łeb, ale u Ramosów więzy rodzinne są bardzo silne.
Poszłyśmy za nią schodami do sypialni dla gości. Stanęłyśmy w drzwiach, a ona weszła do środka i rozejrzała się.
· Część z tych rzeczy na pewno należy do Homera -powiedziała, przepatrując szuflady. – Pozostałych nigdy nie widziałam. – Kopnęła czerwone jedwabne bokserki w pawie oczka, które leżały na podłodze. – Widzicie te bokserki? – Wycelowała w nie i strzeliła pięć razy. – Należały do Homera.
· Jasne – powiedziała Lula. – Nie krępuj się.
· A mógł być taki czarujący – westchnęła Cynthia. -Ale miał za krótką pamięć, jeśli chodzi o kobiety. Myślałam, że mnie kocha. Myślałam, że uda mi się go przerobić.
· Co się stało, że zmieniłaś zdanie?
· Dwa dni wcześniej, nim go zamordowano, zakomunikował mi, że ze mną zrywa. Powiedział też kilka niepochlebnych rzeczy pod moim adresem i że jeśli będę mu przysparzać jakichś kłopotów, to mnie zabije. Następnie wyczyścił dokładnie moją szkatułkę z biżuterią i ukradł mi samochód. Wyjaśnił, że potrzebuje pieniędzy.
· Powiadomiłaś o tym policję?
· Nie. Uwierzyłam mu, kiedy mówił, że mnie zabije. – Schowała rewolwer do kieszeni w kurtce. – Nieważne. Pomyślałam, że być może Homer nie zdążył sprzedać mojej biżuterii… Że może ją gdzieś tutaj ukrył.
· Przeszukałam cały dom – powiedziałam – i nie znalazłam żadnej damskiej biżuterii, ale możesz się jeszcze rozejrzeć na własną rękę.
Wzruszyła ramionami.
· Beznadziejna sprawa. Powinnam była przyjść tu wcześniej.
· Nie bałaś się, że natkniesz się na Hannibala? – zapytała Lula.
· Liczyłam na to, że Alexander będzie na pogrzebie, a Hannibal zostanie w rezydencji na wybrzeżu. Zeszłyśmy na dół.
· A co z garażem? – zapytała Cynthia. – Zajrzałyście tam? Nie sądzę, żebyście znalazły mojego srebrnego porsche?
· Ja cię kręcę! – rzuciła Lula, na której zrobiło to piorunujące wrażenie. – Masz porsche?
· Miałam. Homer podarował mi go z okazji naszej sześciomiesięcznej rocznicy… – Westchnęła. -Jak już mówiłam, potrafił być naprawdę czarujący.
„Czarujący” w znaczeniu „hojny”.
Hannibal miał garaż na dwa samochody, przylegający do domu. Prowadziły do niego drzwi z holu, zamknięte na zasuwkę. Cynthia otworzyła je i pstryknęła wyłącznikiem. I oto naszym oczom ukazał się… srebrny porsche.
· Mój porsche! Mój porsche! – wrzasnęła Cynthia. -Nigdy bym nie pomyślała, że jeszcze kiedyś zobaczę ten wóz. – Umilkła i zmarszczyła nos. – Co to za smród?
Popatrzyłyśmy się na siebie z Lula. Znałyśmy ten smród.
· Fuj! – powiedziała Lula. Cynthia podbiegła do samochodu.