Выбрать главу

· Zadajesz mnóstwo pytań.

· Tak, ale nie otrzymuję żadnych odpowiedzi. Dlaczego Komandos nie odpowiada na pager? Jaka jest jego rola w tym wszystkim?

· Spotkał się w nocy z Ramosem. Zostali zarejestrowani na taśmie wideo przez kamerę w holu wejściowym. Budynek jest zamykany na noc, ale Ramos miał klucz. Przyjechał pierwszy, czekał dziesięć minut na Komandosa, a potem otworzył mu drzwi. Obaj przeszli przez hol i wyjechali windą na trzecie piętro. Trzydzieści pięć minut później Komandos wyszedł sam. Dziesięć minut po jego wyjściu włączył się alarm przeciwpożarowy. Przejrzeliśmy czterdzieści osiem godzin taśmy. Poza Ramosem i Komandosem w budynku nie było nikogo.

· Dziesięć minut to dużo czasu. Dajmy mu jeszcze trzy na zjechanie windą lub zejście po schodach. Dlaczego alarm nie włączył się wcześniej, skoro to Komandos podłożył ogień?

· W pokoju, w którym znaleziono Ramosa, nie było wykrywacza dymu. Drzwi zamknięto, a wykrywacz znajdował się w holu.

· Komandos nie jest głupi. Jeśli miałby zamiar kogoś zabić, nie pozwoliłby dać się zarejestrować na kasecie wideo.

· To była ukryta kamera. – Morelli dostrzegł mojego pączka. – Będziesz go jadła?

Przełamałam ciastko i dałam mu połówkę. Drugą szybko włożyłam do ust.

· Użyli jakiejś substancji chemicznej?

· Niewielkiej ilości płynu do zapalniczek.

· Myślisz, że on to zrobił?

· Trudno powiedzieć.

· Connie powiedziała, że Ramosa zastrzelono.

· Dziewięć milimetrów.

· Myślisz, że Komandos ukrywa się przed policją?

· Śledztwo w sprawie tego morderstwa prowadzi Al-len Barnes. Do tej pory wszystkie ślady, które ma, prowadzą do Komandosa. Gdyby aresztował Komandosa w celu przesłuchania, prawdopodobnie potrzymałby go przez jakiś czas, opierając się na poszlakach, które są dość przekonywające. Obojętne, z jakiej strony by na to spojrzeć, siedzenie w celi nie leży w tej chwili w interesie Komandosa. Skoro Barnes uznał go za głównego podejrzanego, istnieje duże prawdopodobieństwo, że Ramos doszedł do podobnego wniosku. Gdyby Ramos uznał, że to Komandos sprzątnął jego syna, z pewnością nie czekałby, aż sąd wymierzy mu sprawiedliwość.

Pączek utkwił mi w przełyku.

· A może Ramos już się dobrał do Komandosa…

· Istnieje taka możliwość.

Niech to szlag. Komandos jest wyrachowany i ma żelazne zasady, które niekoniecznie pokrywają się z powszechnie obowiązującymi. Pojawił się na mojej drodze jako mentor, kiedy zaczęłam pracę u Yinniego, potem nasza znajomość stopniowo zmieniła się w przyjaźń, ograniczoną z powodu jego samotniczego trybu życia i mojej naturalnej chęci przetrwania. Prawda jest taka, że coraz bardziej pociągamy się nawzajem, co potwornie mnie przeraża. Tak więc uczucia, jakie żywię wobec Komandosa, były od początku skomplikowane, a teraz jeszcze na liście niepożądanych emocji znalazło się przeczucie końca świata.

Zadzwonił pager Morellego. Joe przeczytał wiadomość i westchnął.

· Muszę wracać. Gdybyś przypadkiem spotkała Komandosa, przekaż mu wiadomość ode mnie. Naprawdę musimy porozmawiać.

· To będzie cię kosztować.

· Obiad?

· Pieczone kurczaki – powiedziałam. – Supertłuste.

Kątem oka patrzyłam, jak wysiada z samochodu i przechodzi na drugą stronę ulicy. Napawałam się jego widokiem, dopóki nie zniknął mi z pola widzenia, a następnie zajęłam się z powrotem aktami. Znałam Człowieka z Księżyca, czyli Dunphy’ego. Chodziliśmy do jednej szkoły. To pestka. Wystarczy oderwać go od ekranu telewizora.

Lenny Dale mieszkał w bloku przy Grand Avenue i podał, że ma osiemdziesiąt dwa lata. Z tym będzie o wiele gorzej. Żaden sposób nie jest dobry, żeby aresztować osiemdziesięciodwuletniego człowieka. Wszystko jedno, jak to zrobisz, zawsze wyjdziesz na świnię i tak właśnie się poczujesz.

Pozostały do przeczytania akta Morrisa Munsona, ale nie śpieszyło mi się do tego. Lepiej to odwlec i mieć nadzieję, że pojawi się Komandos.

Postanowiłam najpierw zająć się Dale’em. Mieszkał zaledwie czterysta metrów od biura Yinniego. Powinnam zawrócić na przełączce przy Hamilton, ale samochód nie chciał tam jechać. Jechał w kierunku centrum i spalonego budynku.

Zgadza się, jestem wścibska. Chciałam zobaczyć miejsce zbrodni. Sądzę, że chciałam również wczuć się w sprawę. Chciałam stanąć przed tym budynkiem i zobaczyć oczyma wyobraźni Komandosa.

Przejechałam przez tory i włączyłam się w poranny ruch uliczny. Budynek znajdował się na rogu Adamsa i Trzeciej. Był zbudowany z czerwonej cegły, czteropiętrowy, i miał mniej więcej pięćdziesiąt lat. Zaparkowałam po drugiej stronie ulicy, wysiadłam z samochodu i gapiłam się na czarne od dymu okna; niektóre z nich były zabite deskami. Na całej szerokości budynku rozciągnięto żółtą policyjną taśmę, którą podtrzymywały pachołki, celowo ustawione na chodniku, aby nie dopuścić zbyt blisko takich ciekawskich jak ja. Ale przecież drobna przeszkoda w rodzaju taśmy policyjnej nie mogła mnie powstrzymać przed wejściem tam.

Przeszłam przez jezdnię, a potem pod taśmą. Próbowałam otworzyć drzwi z podwójnego szkła, ale były zamknięte na klucz. Wewnątrz hol wyglądał na stosunkowo mało zniszczony. Mnóstwo brudnej wody i ściany ubrudzone sadzą, ale poza tym żadnych widocznych zniszczeń.

Odwróciłam się i spojrzałam na budynki wokół, sklepy, restaurację na rogu.

Halo, Komandos, jesteś gdzieś tutaj?

Nic. Żadnej wizji.

Pobiegłam z powrotem do samochodu, zamknęłam się i wyciągnęłam komórkę. Wybrałam numer Komandosa i odczekałam dwa sygnały, zanim się włączyła poczta głosowa. Moje pytanie było krótkie: „Wszystko w porządku?”.

Rozłączyłam się i siedziałam przez kilka minut z zapartym tchem i ściśniętym żołądkiem. Nie chciałam, żeby Komandos nie żył. Nie chciałam też, żeby to on był mordercą Homera Ramosa. Bynajmniej nie zależało mi ani trochę na Ramosie, ale ten kto go zabił, zapłaci za to prędzej czy później.

W końcu wrzuciłam bieg i odjechałam. Pół godziny później stałam przed drzwiami mieszkania Lenny’ego Da-le’a, który najwyraźniej był w domu, ponieważ słyszałam strzelaninę. Przestępowałam z nogi na nogę, stojąc w holu na trzecim piętrze i czekając, aż skończy się ten huk. Kiedy ucichło, zapukałam. Usłyszałam odgłosy kolejnej strzelaniny, ale tym razem ktoś podszedł do drzwi.

Zapukałam po raz drugi. Drzwi otworzyły się z hukiem i wychyliła się z nich głowa starszego mężczyzny.

· Tak?

· Lenny Dale?

· Właśnie stoi przed tobą, laluniu.

Składał się głównie z nosa. Reszta twarzy chowała się w cieniu tego haczykowatego orlego dzioba, łysa czaszka była usiana plamami wątrobowymi, a uszy miał za wielkie w porównaniu do zasuszonej głowy. Za nim stała kobieta o siwych włosach, ziemistej twarzy i nogach jak u słonia, wbitych w spodnie od piżamy z podobizną Kota Garfielda.

· Czego ona chce? – wrzasnęła. – Czego chce?

· Jak się zamkniesz, to się dowiem – ryknął w odpowiedzi. – Skrzeczeć, skrzeczeć, skrzeczeć. To wszystko, co umiesz.

· Ja ci dam skrzeczeć – powiedziała. I palnęła go w świecącą łysinę.

Dale odwrócił się i uderzył ją w bok głowy.

· Hej! – powiedziałam. – Przestań!

· Tobie też przywalę – obiecał Dale, rzucając się na mnie z podniesioną pięścią.

Podniosłam rękę, żeby się obronić; stał przez chwilę nieruchomo jak posąg, jakby zastygł z pięścią podniesioną do góry. Otworzył usta, przewrócił oczami, obalił się, sztywny jak słup, i z hukiem uderzył o podłogę.

Uklękłam przy nim.

· Panie Dale?

Jego żona kopnęła go Garfieldem.

· Hm – mruknęła. – Pewnie miał znowu ten, no, atak serca.

Położyłam rękę na jego szyi i nie poczułam pulsu.

· Niech to diabli – powiedziałam.

· Nie żyje?

· Nie jestem ekspertem…

· Wygląda mi na trupa.

· Niech pani zadzwoni na 999, a ja spróbuję go reanimować. – W zasadzie nie miałam pojęcia o reanimacji, ale widziałam w telewizji, jak się to robi, i chciałam spróbować.