Kiedy weszłam, Morelli i Bob siedzieli obok siebie na kanapie i oglądali Milionerów. Na stoliku leżał pusty karton po pizzie, puste pudełko po lodach i kilka zgniecionych puszek po piwie.
– Obiad? – zapytałam.
– Bob był głodny. Nie martw się, nie pił piwa. -Morelli poklepał kanapę. – Tutaj jest miejsce dla ciebie.
Kiedy Morelli występował w roli gliniarza, jego wzrok był jasny i badawczy, rysy twarzy ostre, a blizna, która przecinała mu brew nad prawym okiem, przypominała, że Morelli nigdy nie prowadził bezpiecznego trybu życia. Kiedy natomiast odczuwał pożądanie, jego oczy wyglądały jak roztopiona czekolada, rysy twarzy łagodniały, a blizna sprawiała mylne wrażenie, że może ten facet potrzebuje odrobiny czułości.
Teraz czuł wielkie pożądanie. A ja czułam wielki brak pożądania. Tak naprawdę byłam w bardzo złym humorze. Rzuciłam się na kanapę, popatrzyłam spode łba na pusty kanon po pizzie i przypomniałam sobie swoje oliwki na obiad.
Morelli objął mnie i dotknął nosem mojego karku.
– Nareszcie sami – ucieszył się.
– Muszę ci coś powiedzieć. Joe znieruchomiał.
– Natknęłam się dzisiaj na martwego gościa. Oparł się ciężko o kanapę.
– Mam przyjaciółkę, która znajduje trupy. Dlaczego właśnie ja?
– Mówisz jak moja matka.
– Czuję się jak twoja matka.
– Nie rób tego – burknęłam. – Nie lubię nawet, kiedy moja matka czuje się jak moja matka.
– Przypuszczam, że chcesz mi o wszystkim opowiedzieć.
– Jeśli nie chcesz słuchać, to nie ma sprawy. Mogę zadzwonić na policję. Wyprostował się.
– Jeszcze tego nie zgłosiłaś? A niech to, pozwól, że się domyśle: włamałaś się do czyjegoś domu i przypadkiem natknęłaś się na trupa.
– Do domu Hannibala. Morelli zerwał się na równe nogi.
– Do domu Hannibala?
– Ale ja się tam nie włamałam. Drzwi były otwarte.
– Po co, u diabła, wchodziłaś do domu Hannibala? -wrzeszczał. – O czym myślałaś?
Też się zerwałam i krzyczałam na niego:
– Wykonywałam swoją pracę!
– Włamywanie się i wkraczanie na cudzy teren nie jest twoją pracą.
– Mówiłam ci, że to nie było włamanie. To było tylko wejście.
– Jasne, wielka różnica. Kogo znalazłaś martwego?
– Nie wiem. Jakiegoś gościa, którego trzasnęli w garażu.Morelli poszedł do kuchni i wystukał w pośpiechu jakiś numer.
– Mam anonimowe doniesienie – powiedział. – Wyślijcie może kogoś do domu Hannibala Ramosa przy Fenwood, niech zajrzy do garażu. Tylne drzwi powinny być otwarte. – Odłożył słuchawkę i odwrócił się do mnie. – W porządku, zajmą się tym – poinformował. -Chodźmy na górę.
– Seks, seks, seks – powiedziałam. – Zawsze ci jedno w głowie.
Chociaż właściwie teraz, kiedy odpoczęłam i sprawę trupa miałam już z głowy, orgazm nie był najgorszym pomysłem.
Morelli oparł mnie o ścianę i przylgnął ciałem do mojego.
– Myślę o wielu innych rzeczach oprócz seksu… Tylko nie ostatnio.
Pocałował mnie z języczkiem, a orgazm wydawał się coraz bliżej.
– Jeszcze tylko jedno pytanie w związku z tym trupem – powiedziałam. – Jak długo będą go szukać?
– Jeśli mają jakiś patrol w okolicy, od pięciu do dziesięciu minut.
Istniało duże prawdopodobieństwo, że kiedy znajdą tego kolesia w garażu, zadzwonią po Morellego. A ja nawet w najlepszym wypadku potrzebuję więcej niż pięć minut. Ale zanim dojadą do domu, wejdą od tyłu i dotrą do garażu, minie może około dziesięciu. Gdybym nie traciła czasu na zdejmowanie ubrania i przeszła od razu do rzeczy, może udałoby się zrealizować pełny program.
– A może zrobimy to tutaj? – zaproponowałam Morel-lemu, chwytając go za zamek od lewisów. – Kuchnie są takie podniecające.
– Zaczekaj – powiedział. – Zasłonię okna. Zrzuciłam buty i zdarłam spodnie.
– Szkoda czasu.
Morelli spojrzał na mnie ze zdziwieniem.
– Nie mam nic przeciwko temu, ale trudno mi jakoś oprzeć się wrażeniu, że to zbyt piękne, żeby mogło być prawdziwe.
– Słyszałeś o szybkich daniach? To będzie szybki seks. Objęłam go, a on ledwo złapał oddech.
– Jak szybko chcesz to zrobić? – zapytał. Zadzwonił telefon. Niech to szlag!
Morelli w jednej ręce trzymał słuchawkę, a drugą ściskał mój nadgarstek. Po chwili rozmowy spojrzał na mnie.
– To Costanza. Był w okolicy, więc podjechał, żeby sprawdzić dom Ramosa. Mówi, że muszę tam przyjechać, żeby to osobiście obejrzeć. Mówił coś na temat gościa, który ma kiepską fryzurę i czeka na autobus. A w każdym razie tyle usłyszałem między wybuchami śmiechu.
Wzruszyłam ramionami i rozłożyłam ręce. Tak jakbym chciała powiedzieć, że nie wiem, o czym on, u Ucha, mówi. Dla mnie ten gość wyglądał jak zwyczajny trup.
– Czy chciałabyś mi jeszcze o czymś powiedzieć?
– Tylko w obecności prawnika.
Ogarnęliśmy się, pozbieraliśmy rzeczy i poszliśmy w kierunku drzwi. Bob nadal siedział na kanapie i oglądał Milionerów.
– To dziwne – zauważył Morelli – ale mógłbym przysiąc, że on wie, o co chodzi w tej grze.
– Może powinniśmy mu pozwolić, żeby dalej to oglądał. Morelli zamknął za nami drzwi.
– Posłuchaj, robaczku, spróbuj powiedzieć komuś, że pozwalam oglądać psu Milionerów, a już ja ci pokażę.
Jego wzrok powędrował w kierunku mojego auta, a potem w kierunku auta, które stało za nim.
– Czy to jest Joyce?
– Śledzi mnie.
– Chce, żebym jej dał jakiś mandat?
Cmoknęłam Morellego i pojechałam do sklepu spożywczego, z Joyce na ogonie. Nie miałam zbyt dużo pieniędzy, a moja karta kredytowa była wyczyszczona, więc kupiłam jedynie podstawowe rzeczy: masło orzechowe,chipsy ziemniaczane, chleb, piwo, mleko, ciasteczka i dwa kupony – zdrapki na loterię.
Potem pojechałam do „Home Depot", gdzie kupiłam zasuwę do drzwi wejściowych na miejsce przeciętego łańcucha. Plan był taki, żeby zapłacić piwem za montaż zasuwki mojej złotej rączce i porządnemu kolesiowi, który nazywał się Dillan Rudick.
Po zakupach pojechałam do domu. Zaparkowałam przed domem, zamknęłam Wielki Błękit i pomachałam Joyce. Joyce wsunęła kciuk między zęby i pożegnała mnie prawdziwie włoskim gestem.
Zatrzymałam się przed drzwiami do mieszkania Dillana w piwnicy i wyjaśniłam, o co mi chodzi. Dillan zabrał swoje pudło z narzędziami i poszliśmy na górę. Był w moim wieku i mieszkał w podziemiach domu jak kret. Naprawdę fajny gość, ale niewiele robił i, o ile mi wiadomo, nie miał przyjaciółki… Więc, jak można się domyślić, pił mnóstwo piwa. A ponieważ nie zarabiał wiele, piwo za darmo było zawsze mile widziane.
Kiedy Dillan zakładał zasuwę, przesłuchałam sekretarkę. Pięć wiadomości dla babci Mazurowej, dla mnie żadnej.
Odpoczywaliśmy z Dillanem, oglądając telewizję, kiedy weszła babcia.
– Ludzie, co za dzień! – wykrzyknęła. – Cały czas jeździłam i prawie zapomniałam, że istnieje to coś do zatrzymywania się. – Popatrzyła z ukosa na Dillana. -A kim jest ten miły młodzieniec?
Przedstawiłam Dillana, a ponieważ była pora obiadowa, więc zrobiłam wszystkim kanapki z masłem orzechowym, udekorowane chipsami. Zjedliśmy je przed telewizorem. Babcia i Dillan wyglądali na całkiem usatysfakcjonowanych, ale ja zaczęłam martwić się o Boba. Wyobraziłam sobie, jak siedzi sam w domu Morellego i nie ma nic do jedzenia oprócz kartonu po pizzie. I kanapy, i łóżka, i zasłon, i dywanu, i ulubionego fotela Joego. Potem wyobraziłam sobie, jak Morelli strzela do Boba, i nie był to przyjemny widok.
Zadzwoniłam do Joego, ale nikt nie odbierał. A niech to. Nie powinnam była zostawiać tam Boba samego. Trzymałam już kluczyki w ręce i wkładałam kurtkę, kiedy przyjechał Morelli, ciągnąc za sobą psa na smyczy.