Выбрать главу

Położyłam rękę na sercu. Rex był cały. Reszta mnie nie obchodziła.

– Zaraz stąd wychodzę – powiedział. – Powiedz mi, gdzie jesteś.

– U Dougiego.

– Dougiego Krupera?

– Oglądamy właśnie Sen o Jeannie.

– Zaraz tam będę.

– Nie! Jestem tutaj całkowicie bezpieczna. Nikt nie wpadnie na pomysł, żeby mnie tu szukać. Poza tym pomagam Dougiemu w sprzątaniu. Wczoraj w nocy przeze mnie i Lulę rozpętała się tutaj bitwa, i czuję się za to odpowiedzialna i dlatego muszę pomóc w porządkach. – Kłamczucha, kłamczucha, aż się z uszu dymi.

– To brzmi rozsądnie, ale nie wierzę w ani jedno twoje słowo.

– Posłuchaj, ja się nie wtrącam do twojej pracy, więc ty nie możesz wtrącać się do mojej.

– Tak, ale ja wiem, co robię. Punkt dla niego.

– Do zobaczenia wieczorem.

– Cholera – zaklął Morelli. – Chyba muszę się napić.

– Sprawdź szafę w sypialni. Może babcia zostawiła jakąś butelkę.

Oglądałam Sen o Jeannie z Dougiem i Księżycem przez jakieś trzy godziny. Zjadłam jeszcze trochę pasztecików krabowych. A potem zadzwoniłam do Komandosa. Nie odbierał telefonu, więc spróbowałam na pager. Oddzwo-nił dziesięć minut później.

– Chcę się pozbyć tych kajdanek – zakomunikowałam mu.

– Możesz pójść do ślusarza.

– Mam kłopoty ze Stolle'em.

– I?…

– I muszę z tobą pogadać.

– I?…

– Będę na parkingu za biurem o dziewiątej wieczór. Przyjadę pożyczonym samochodem. Jeszcze nie wiem jakim.

Komandos rozłączył się. Pewnie znaczyło to, że przyjdzie.

No to powstał problem. Nie miałam nic oprócz glocka. A Komandos nie przestraszy się glocka. Wie, że nie strzeliłabym do niego.

– Potrzebuję paru rzeczy – zwróciłam się do Dougiego. – Kajdanki, straszak i sprej.

– Nie mam tutaj nic takiego – powiedział Dougie. -Ale mógłbym do kogoś zadzwonić. Znam takiego kolesia.

Pół godziny później usłyszeliśmy pukanie do drzwi i wszyscy odsunęliśmy lodówkę. Kiedy drzwi się otworzyły, zagryzłam wargę.

– Lenny Gruber – powiedziałam. – Nie widziałam cię, odkąd odzyskałeś moją mazdę.

– Byłem zajęty.

– Wiem. Tyle paskudnych spraw do załatwienia i tak mało czasu.

– Facet! – powiedział Księżyc. – Wchodź! Poczęstuj się pasztecikami z krabów.

Chodziłam z Gruberem do szkoły. To był jeden z tych gości, którzy puszczali bąki w klasie, a potem krzyczeli: „Hej, tu cuchnie! Kto puścił bąka?!". Brakowało mu jednego zęba, a spodnie miał zawsze nie-dopięte.

Gruber poczęstował się pasztecikiem i postawił na niskim stoliku aluminiową walizkę. Kiedy ją otworzył, zobaczyliśmy cały skład pałek, paralizatorów, sprejów, kajdanek, noży, ładunków wybuchowych i kastetów. Było też pudełko prezerwatyw i wibrator. Pewnie Gruber robi niezłe interesy jako sutener.

Wyciągnęłam kajdanki, paralizator i mały sprej.- De? – zapytałam. Gapił się na mój biust.

– Dla ciebie po cenach promocyjnych.

– Nie traktuj mnie ulgowo – powiedziałam. Podał mi rozsądną cenę.

– Stoi – oświadczyłam. – Ale będziesz musiał poczekać na pieniądze. Nie mam przy sobie ani grosza.

Wyszczerzył zęby i ukazała się czarna czeluść dziury.

– Moglibyśmy to jakoś załatwić.

– Niczego nie będziemy załatwiać. Jutro dam ci pieniądze.

– Jeśli do jutra nie dostanę pieniędzy, będę musiał podnieść cenę.

– Posłuchaj, Gruber. Miałam bardzo ciężki dzień. Nie naciskaj mnie. Jestem kobietą, która stoi na krawędzi. Nacisnęłam przycisk „włącz" w paralizatorze.

– Czy to w ogóle działa? Może powinnam to na kimś wypróbować.

– Kobiety – powiedział Gruber do Księżyca. – Z nimi źle. Bez nich też niedobrze.

– Mógłbyś się przesunąć trochę w lewo? – zapytał Księżyc. – Zasłaniasz mi telewizor, facet, a Jeannie zaraz będzie podrywać majora Nelsona.

Pożyczyłam od Dougiego dwuletniego jeepa chero-kee. Był to jeden z czterech samochodów, których nie udało mu się sprzedać, ponieważ ich karty rejestracyjne i faktury sprzedaży były podrobione. Oprócz dżinsów i podkoszulka w swoim rozmiarze, które znalazłam, pożyczyłam też ocieplaną kurtkę dżinsową i czyste skarpetki od Księżyca. Ponieważ Dougie i Księżyc nie mieli ani pralki, ani suszarki, a żaden z nich nie był transwestytą, zabrakło mi jedynie bielizny. Przypięłam kajdanki do paska od dżinsów. Resztę sprzętu wrzuciłam do kieszeni kurtki.

Pojechałam na parking koło biura Yinniego i zatrzymałam się. Deszcz przestał padać, a w powietrzu czuło się wiosnę. Gwiazdy i księżyc były zasłonięte chmurami i panowała ciemność jak w piekle. Na tyłach biura były miejsca parkingowe dla czterech samochodów. Na razie nie było tam nikogo oprócz mnie. Przyjechałam wcześnie. Ale Komandos zapewne zrobił to jeszcze wcześniej. Na pewno widział, jak przyjechałam, i obserwował mnie, żeby mieć pewność, że nic mu nie grozi. Zwykła ostrożność operacyjna.

Obserwowałam ulicę, która prowadziła na parking, kiedy Komandos lekko zapukał w moją szybę.

– Cholera! – zaklęłam. – Napędziłeś mi niezłego stracha. Nie można tak znienacka napadać na ludzi.

– Musisz mieć oczy dookoła głowy. – Otworzył drzwi. – Zdejmuj kurtkę.

– Przeziębię się.

– Zdejmij ją i oddaj.

– Nie ufasz mi. Uśmiechnął się. Zdjęłam kurtkę i podałam mu ją.

– Masz tu kupę żelastwa – rzekł.

– Norma.

– Wysiadaj z samochodu.

Nie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. Nie sądziłam, że tak szybko stracę kurtkę.

– Wolałabym, żebyś ty wsiadł. Tutaj jest cieplej.

– Wysiadaj.

Westchnęłam głęboko i wysiadłam. Pomacał mi plecy, wsunął rękę za pasek od dżinsów i wyciągnął kajdanki.

– Wejdźmy do środka – powiedział. – Tam będzie bezpieczniej.

– Zapytam z niezdrowej ciekawości, czy wiesz, jak obejść alarm, czy znasz kod? Otworzył tylne drzwi.

– Znam kod.

Przeszliśmy przez niewielki przedsionek do tylnego pomieszczenia, w którym przechowywano broń i materiały biurowe. Komandos otworzył drzwi od frontowegopokoju i do środka wpadło światło okolicznych latami. Stojąc między dwoma pokojami, miał oko na obie pary drzwi.

Położył kurtkę i kajdanki na szafie z dokumentami, poza moim zasięgiem, i spojrzał na odpiłowaną bransoletkę od kajdanek na moim nadgarstku.

– To jakiś nowy patent.

– Wkurzający.

Wyjął z kieszeni klucz, otworzył kajdanki i rzucił je na kurtkę. Potem chwycił mnie za ręce i podniósł je do góry.

– Nosisz cudze ubranie i cudzą broń, masz pocięte ręce i jesteś bez bielizny. Co jest grane?

Popatrzyłam w dół, na zarys swoich piersi i sterczące sutki, które usiłowały przebić podkoszulek.

– Czasami chodzę bez bielizny.

– Nigdy nie chodzisz bez bielizny.

– Skąd wiesz?

– Dar jasnowidzenia.

Miał na sobie swój typowy ubiór roboczy – czarne spodnie, wsunięte do czarnych butów, czarny podkoszulek i czarną wiatrówkę. Zdjął wiatrówkę i owinął mnie w nią. Była gorąca od jego ciała i miała zniewalający zapach oceanu.

– Spędzasz dużo czasu w Deal? – zapytałam.

– Powinienem tam teraz być.

– Czy któryś z twoich ludzi obserwuje Ramosa?

– Czołg.

Nadal trzymał wiatrówkę w dłoniach, a jego palce muskały moje piersi. Był to bardziej akt intymnego posiadania niż seksualnej agresji.

– Jak chcesz to zrobić? – zapytał miękkim głosem.

– Co zrobić?

– Schwytać mnie. Czy nie o to chodziło?

Taki był pierwotny plan, ale Komandos zabrał mi wszystkie zabawki. Zrobiło mi się gorąco i pomyślałam, że jeśli Carol skoczy z mostu, to nie będzie moja wina. Położyłam dłonie na jego brzuchu, a on uważnie mnie obserwował. Domyślałam się, że czeka, aż odpowiem na jego pytanie, ale ja miałam bardziej palący problem. Nie wiedziałam, od czego zacząć. Przesunąć ręce do góry? Czy może w dół? Wolałabym w dół, ale to mogłoby być zbyt śmiałe. Nie chciałam, żeby uznał mnie za łatwy towar.