— Ale dokąd ty idziesz, dlaczego musisz żyć w taki sposób — utyskiwał starzec, aż Lestat stracił cierpliwość. Przedtem jeszcze był dla niego bardzo łaskawy, niemal nadskakujący, teraz jednak zaczął zachowywać się despotycznie.
— Czyż nie opiekuję się tobą? Czy nie zapewniłem tobie lepszego dachu nad głową niż ty kiedykolwiek mnie? Jeśli chcę spać cały dzień, a pić całą noc, tobie nic do tego, do diabła.
Staruszek począł jęczeć i pochlipywać. Jedynie moim szczególnym stanem i nadzwyczajnym wyczerpaniem mogę wytłumaczyć, że nie ująłem się za nim. Przyglądałem się tej scenie przez otwarte drzwi, zauroczony kolorami kołdry na łóżku starca i gamą kolorów występujących na jego twarzy. Jego niebieskie żyły pulsowały na tle różowego i szarego ciała. Nawet żółć jego starych zębów robiła na mnie wrażenie, i stałem zahipnotyzowany drżeniem jego warg.
— Co za syn, co za syn — mamrotał, nie podejrzewając nawet, jak bardzo miał rację. — No, dobrze, idź zatem. Wiem, że masz gdzieś jakąś kobietę i odwiedzasz ją, jak tylko jej mąż wychodzi. Podaj mi mój różaniec. Co się stało z moim różańcem?
Lestat powiedział coś bluźnierczego i podał mu różaniec…
— Ale… — wtrącił chłopak.
— Taak? — zapytał wampir. — Wydaje mi się, że nie pozwoliłem ci na zadawanie pytań.
— Chciałem tylko zapytać… przecież w różańcu jest krzyż?
— Ach, te pogłoski o krzyżach — zaśmiał się wampir. — Masz na myśli nasz strach przed krzyżem?
— Strach przed patrzeniem na niego — dodał chłopak.
— Nonsens przyjacielu, czysty nonsens. Mogę patrzeć na wszystko, na co tylko mam ochotę, i nawet szczególnie lubię patrzeć na krucyfiks.
— A co z tymi pogłoskami o dziurkach od klucza, że wampiry potrafią… stać się parą i przechodzić przez nie.
— Chciałbym, aby tak było — zaśmiał się wampir. — Jakby to było wspaniale przechodzić przez nie i wyczuwać ich charakterystyczny kształt, muskający nasze ciała. Nie — pokręcił głową — to jest absolutna, jak wy to dzisiaj nazywacie… bzdura.
Chłopak zaśmiał się wbrew sobie, zaraz jednak spoważniał.
— Nie możesz być taki nieśmiały w rozmowie ze mną — zauważył wampir. — Co znowu tym razem?
— Ta historia o kołkach wbijanych w serce — wykrztusił chłopak, rumieniąc się na twarzy.
— To samo — odpowiedział wampir. — Bzdura. Wyraźnie wymówił obie sylaby wyrazu, tak że młody człowiek uśmiechnął się pod nosem.
— Żadnej siły magicznej, jakiejkolwiek. Ale dlaczego nie palisz? Widzę, że masz papierosy w kieszeni koszuli.
— O, dziękuję — odpowiedział, jakby sugestia ta była czymś niezwykle wspaniałomyślnym. Jednak gdy tylko przytknął papierosa do ust, jego dłonie zaczęły się tak trząść, że rozdarł delikatny kartonik z zapałkami.
— Pozwolisz ? — Wampir odebrał mu pudełko i zręcznie podsunął zapaloną zapałkę. Chłopak zaciągnął się z oczyma wlepionymi w palce wampira. Ten usiadł z powrotem na miejsce, lekko szeleszcząc ubraniem. — Popielniczka jest na umywalce — dodał, a chłopak ruszył nerwowo w jej stronę. Przez moment przyglądał się zmiętym niedopałkom w popielniczce, a zobaczywszy niewielki kosz na śmieci pod umywalką, opróżnił ją i szybko położył na stole.
Po chwili odłożył papierosa, na którym widać było wyraźne wilgotne plamy od palców.
— Czy to pana pokój? — zapytał.
— Nie — odparł wampir. — Po prostu pokój.
— Co zatem stało się dalej? — Powrócił do rozmowy chłopak. Wampir zdawał się przyglądać kłębom dymu unoszącym się nad stołem.
— A, prawda, co koń wyskoczy wróciliśmy do Nowego Orleanu — odrzekł. — Lestat miał tam swoją trumnę w nędznym pokoiku niedaleko wałów fortecznych na skraju miasta.
— Czy wszedł pan do tej trumny?
— Nie miałem wyboru. Błagałem Lestata, by pozwolił mi ukryć się w skrytce na rzeczy, ale ten roześmiał się zaskoczony.
— Czyżbyś nie wiedział, kim teraz jesteś? — zapytał.
— Ale — odrzekłem — czy trumna ma jakąś siłę magiczną? Czy to musi mieć taki kształt? — przekonywałem. W odpowiedzi znów usłyszałem jego śmiech. Cały ten pomysł zupełnie mi się nie podobał, ale gdy tak spieraliśmy się, zdałem sobie nagle sprawę, że to nie strach przed wejściem do trumny paraliżuje mnie, a właśnie brak strachu. W ciągu całego mojego życia odczuwałem lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami. Urodzony i wychowany w domach francuskich, z wysokimi sufitami, o oknach na całą szerokość ściany nie byłem przyzwyczajony do małych pomieszczeń i myśl o zamknięciu w pudle trumny powinna przyprawiać mnie o drżenie. Do tej pory nawet w konfesjonale w kościele czułem się nieprzyjemnie. To było zupełnie zrozumiałe. Teraz zdałem sobie sprawę, gdy tak wzbraniałem się przed wykonaniem polecenia Lestata, że właściwie nie odczuwam już podobnych, nieprzyjemnych sensacji. Zaledwie tylko je sobie przypominałem, wyłącznie z przyzwyczajenia, z niemożności raczej wpasowania się jeszcze w swój obecny kształt.
— Źle robisz — w końcu stwierdził Lestat. — Już prawie brzask. Wiesz co, powinienem pozwolić ci umrzeć. Słońce wypali krew, którą ci dałem, w każdej tkance, w każdej żyle. Nie powinieneś wcale odczuwać takiego lęku. Myślę, że przypominasz człowieka, który stracił nogę lub rękę, a ciągle jeszcze twierdzi, że odczuwa tam ból.
No cóż, była to z pewnością najinteligentniejsza i najbardziej pożyteczna uwaga, jaką kiedykolwiek wypowiedział w mojej obecności i to właśnie przywołało mnie do porządku.
— Słuchaj no, ja w każdym razie kładę się do trumny — powiedział wreszcie tonem tak pogardliwym, na jaki tylko on mógłby się zdobyć.
— I kładź się lepiej na mnie, jeśli ci życie miłe.
Zrobiłem, jak kazał. Po chwili leżałem na nim twarzą w dół, zupełnie zmieszany i skonfundowany brakiem wewnętrznego oporu i lęku oraz przepełniony niesmakiem przebywania tak blisko niego, jakkolwiek był przystojny i intrygujący. Zasunął wieko trumny. Zapytałem go, czy już zupełnie umarłem jako człowiek śmiertelny. Całe bowiem moje ciało bolało mnie i odczuwałem nieznośne mrowienie.
— Nie — odparł — jeszcze niezupełnie. Kiedy tak się już stanie, będziesz słyszał i widział, jak wszystko wokół ciebie się zmienia, ale nie będziesz odczuwał bólu. Poczekaj do jutra. Śpij już.
— Czy miał rację ? Czy rzeczywiście był pan… martwy następnego dnia po przebudzeniu ?
— Tak, powiedziałbym raczej zmieniony, bo rzecz jasna żyję przecież nadal. Minęło trochę czasu, zanim moje ciało całkowicie oswobodziło się z ludzkich fluidów i materii, których już więcej nie potrzebowało. Gdy zdałem sobie wreszcie z tego sprawę, przyszła pora na następną fazę — pozbywanie się ludzkich odczuć. Pierwszą rzeczą, która stała się dla mnie oczywista, jeszcze gdy z Lestatem montowaliśmy trumnę na marach i kradliśmy drugą z pobliskiej kostnicy, był fakt, że Lestat zupełnie nie przypadł mi do gustu. Byłem jeszcze daleki od bycia mu równym, ale nie tak jak przed fizyczną śmiercią mego ciała. Nie potrafię tego teraz wytłumaczyć z oczywistych powodów. Jesteś tym, kim byłem i ja przed przemianą. Nie możesz tego zrozumieć. Ale zanim zmarłem, spotkanie z Lestatem było dla mnie przeżyciem tak absolutnie przytłaczającym, jak dotąd jeszcze nic w moim życiu. Nawiasem mówiąc, twój papieros wypalił się już całkowicie.
Chłopak szybko zgasił papierosa o szklane ścianki popielniczki.
— Czy chce pan przez to powiedzieć, że gdy zniknęła różnica między wami, stracił on cały swój… urok ? — zapytał z oczyma utkwionymi w wampira, wyciągając ponownie papierosa i zapałki, już bez poprzedniego zdenerwowania.