To, co nastąpiło później, było szybkie i niejasne. Wampir stanął gwałtownie na nogi i chwycił młodego człowieka za ramiona. Spocona twarz reportera wykrzywiła się ze strachu, gdy wampir z wściekłością utkwił w nim wzrok.
— Tego chcesz? — wysyczał ledwo poruszając wargami. — Tego… po tym wszystkim, co ci powiedziałem… o to prosisz?
Chłopak wydał z siebie krótki okrzyk i zaczął drżeć na całym ciele. Pot wystąpił mu na czoło i nad górną wargą. Jego dłoń ostrożnie dotknęła ręki wampira.
— Nie wie pan, jakie jest życie człowieka — powiedział, o mało co nie wybuchając płaczem. — Zapomniał pan? Nie rozumie pan znaczenia swojego własnego opowiadania, tego, co może ono oznaczać dla istoty ludzkiej takiej jak ja.
Krztuszący szloch przerwał mu. Palcami wpił się w ramię wampira.
— Boże — jęknął wampir i odwracając się, odepchnął chłopaka w stronę ściany, tak że prawie stracił równowagę. Stanął plecami do niego, wpatrując się w szarość za oknem.
— Błagam cię… daj temu jeszcze jedną szansę. Jeszcze jedną szansę we mnie — prosił chłopak.
Wampir obrócił się z twarzą wykrzywioną złością jak poprzednio. Po chwili, stopniowo jego twarz wypogodziła się. Powieki opadły ciężko na oczy, a usta wydłużyły się w uśmiechu. Raz jeszcze spojrzał na chłopaka.
— No i nie udało mi się — powiedział nagle — zupełnie mi się nie udało…
— Nie — natychmiast zaprzeczył reporter.
— Nie mów już nic więcej — powiedział wolno wampir. — Pozostała mi jeszcze tylko jedna szansa. Czy widzisz tę przesuwającą się taśmę magnetofonową? Pozostał mi tylko jeden sposób pokazania ci znaczenia tego, o czym opowiadałem.
W tej samej chwili dosięgnął młodego mężczyznę tak szybko, że ten ani zorientował się, co się z nim dzieje, bezskutecznie usiłując wydostać się z jego uścisku. Wampir unieruchomił ręce chłopaka i przycisnął jego ciało do piersi tak, że jego pochylała się tuż przed ustami.
— Widzisz — wyszeptał wampir. Jego warga uniosła się nad zębami, odsłaniając długie kły, które w tym momencie wbiły się w ciało młodego mężczyzny. Chłopak jęknął niskim, charczącym głosem, jego dłoń bezskutecznie usiłowała znaleźć oparcie w powietrzu. Oczy rozszerzyły się, by po chwili, gdy wampir zaczął pić, zajść mgłą. Wampir sprawiał wrażenie uspokojonego, jakby spał. Jego wąska klatka piersiowa falowała delikatnie, wraz z towarzyszącymi oddechowi westchnieniami. Zdawało się, że unosi się nad podłogą, a potem powraca na nią z tym samym somnambulicznym uśmiechem. Słychać było pochlipywanie chłopaka, a kiedy wampir go puścił, on trzymał się go jeszcze obiema rękoma, wpatrując w wilgotną białą twarz, bezwładne ręce i na wpół przymknięte oczy. Chłopak jęczał. Jego dolna warga zwisła jakby w chorobie. Raz jeszcze jęknął, tym razem głośniej, a głowa odchyliła się do tyłu.
Wampir posadził go delikatnie na krześle. Młody dziennikarz usiłował coś powiedzieć, a łzy, które pojawiły się teraz w jego oczach, były wynikiem nie tylko wysiłku, jaki go to kosztowało. Głowa opadła mu do przodu, ciężko, pijacko, a dłoń spoczywała na stole. Wampir tymczasem stał spokojnie, spoglądając na niego z góry. Jego biała skóra stała się teraz błyszcząca i różowa, jak gdyby paliła się nad nim różowa lampa, a postać odbijała całe światło. Wargi miał ciemne, a żyły na skroniach i dłoniach uwidoczniły się pod skórą. Twarz wampira stała się na powrót młodzieńcza i gładka.
— Czy ja umrę? — wyszeptał dziennikarz, wolno spoglądając do góry. — Czy umrę? — wyjęczał drżącymi ustami.
— Nie wiem — padła krótka odpowiedź.
Młodzieniec chciał jeszcze coś powiedzieć, ale dłoń, która spoczywała na stole, posunęła się po blacie, a głowa bezwładnie opadła. Stracił przytomność.
Kiedy otworzył oczy, zobaczył słońce. Całkowicie oświetlało gołe okno. Czuł jego ciepło na twarzy i wyciągniętej dłoni. Przez chwilę leżał nieruchomo, z twarzą opartą na stole, lecz po chwili, z wielkim wysiłkiem, wyprostował się i nabrał głęboko powietrza w płuca. Zamykając oczy, przycisnął dłoń do miejsca, skąd wampir pił krew. Druga dłoń przypadkowo dotknęła stojącego na stole magnetofonu — krzyknął jak oparzony. Przeszedł niezręcznie przez pokój, prawie tracąc równowagę, aż oparł obie dłonie na białej umywalce. Szybko odkręcił kurek, oblał twarz zimną wodą i wytarł ją brudnym ręcznikiem wiszącym na gwoździu. Oddychał już regularnie. Stanął nieruchomo, spoglądając w lustro oparte o ścianę, potem zerknął na zegarek. Dopiero teraz otrząsnął się, jakby zegarek zaszokował go i przywrócił do życia szybciej niż słońce czy woda. Obszukał pokój i korytarz, ale nie znalazłszy tam niczego i nikogo, z powrotem usiadł na krześle. Wyciągnął mały, biały notatnik z kieszeni, piórko i położył je na stole. Teraz dotknął klawisza magnetofonu. Taśma szybko nawijała się z powrotem na szpulę, aż do chwili zatrzymania. Kiedy usłyszał głos wampira, pochylił się do przodu, śledząc dokładnie jego słowa. Potem znów przesunął taśmę, wysłuchując innego fragmentu rozmowy. Potem jeszcze raz i jeszcze raz. W końcu jego twarz rozjaśniła się. Taśma wolno przesuwała się, a z magnetofonu słychać było głos: „To był bardzo ciepły wieczór i od razu, kiedy go zobaczyłem na ulicy St. Charles, wiedziałem, że nie włóczy się bez celu…”
Szybko zapisał w notesie „Lestat… w okolicy St. Charles Avenue, stary rozsypujący się dom… nędzna okolica, szukać zardzewiałej balustrady”. Wepchnął pośpiesznie notatnik do kieszeni, zebrał taśmy i włożył je do aktówki razem z magnetofonem. Najpierw korytarzem, a potem w dół po schodach, zbiegł szybko na ulicę, gdzie na wprost baru, na rogu stał zaparkowany jego samochód.