Wszak to już ósmy rok wojny. Rośnie tu cale pokolenie, dla którego pokój jest stanem nienaturalnym. A nawet ci, którzy dobrze go pamiętają – oni też są inni. Nic dziwnego, że mnie ów wieśniak rozpoznał. Nie jestem z jego świata. Nawet nie zdaję sobie sprawy, czym się wyróżniam; co najwyżej mogę zauważyć ich – w moich oczach -dziwactwa. A przecież to nie tylko wojna. To także nieśmiertelny Stalin. Bogowie tej ziemi nie są moimi bogami. Witschko, który stoi jedną nogą tu, a drugą po tamtej stronie granicy – on też zdaje sobie z tego sprawę: posiada skalę porównawczą. Kiedy go pytam, kręci głową: nie jest Polakiem, nie jest Niemcem -jest Ślązakiem. Paszport, co prawda – którego przecież nie ma przy sobie – oznajmia go obywatelem Rzeszy, ponieważ taka jest terytorialna przynależność Śląska; genealogia zaś – Polakiem, ponieważ wyłącznie taka krew płynie w jego żyłach, ale on przeczy. Ślązak. Brzmi to nieomal jak wyznanie wiary. Podobnie ów jego z bezczelnym uśmiechem obwieszczony zawód: przemytnik. Jeszcze w Prusach, ledwo nas sobie przedstawiono, on pospiesznie dodał: „Tylko tymi zakazanymi". Tu obowiązuje inna gradacja wartości. Jedyny wolny handel to przemyt właśnie. A ponad połowa przemytu do ESW to broń. Czy Witschko handluje również tym konkretnym zakazanym towarem? Czy to dlatego Frazer polecił go do przerzutu oraz jako osobę posiadającą bardzo dobre kontakty z rebeliantami – ponieważ to Witschko ich uzbraja? Trudno powiedzieć. Przecież go nie spytam. A może właśnie powinienem…? Może to normalne, może by się nie obraził? Przypomina mi się ten facet na rowerze - jego palce – to na pewno ofiara którejś z trzech atomówek wojny bolszewickiej. Witschko tylko wzruszył ramionami. Te wszystkie zdjęcia, te zdjęcia, co wygrywały wszelkie możliwe konkursy fotograficzne… jakie potwory tu jeszcze zobaczę… Ci wszyscy dziennikarze, reporterzy mordowani strzałem w tył głowy jako szpiedzy… kołpak ciąży mi w plecaku kamieniem nagrobnym… strach niczym wielka, szara, betonowa równina… Wleczemy się przez ten kraj tak powoli, jakby specjalnie prosząc się, by nas złapano. Witschko mówi: „Jutro!" Jutro dotrzemy do Grudziądza. Ale ominiemy miasto. Przy miastach blokady, kontrole… Gdybyśmy tylko mogli skombinować skądś samochód… Ale nie ma szans, tu osoby prywatne nie dysponują wozami, nawet taksówki są z wojskowego przydziału, po złożeniu podania i łapówki. Wszystko jest powiązane ze wszystkim: zginę przez brak benzyny. •
Czytał z uwagą swoje nowe dokumenty. Nazywał się teraz Jachim Weltzmann.
– Jestem Żydem.
– Jesteś Żydem.
Nazywał się Jachim Weltzmann i był Żydem świeżo repatriowanym z syberyjskiej podbiegunowej Palestyny.
– Nie znam hebrajskiego ani jidysz.
– I bardzo dobrze. Ile masz lat? Gdzie się urodziłeś? Nie masz prawa ich znać.
– Czy ja wyglądam na Żyda?
– Tylko się nim poczuj, a zaczniesz wyglądać.
– Zanim się nauczę całej tej legendy…
– Lepiej naucz się szybko. Zrozum, mister Smith, zrozumcie, Weltzmann: te, które wam dali w Rastenburgu, były do niczego.
– Mówili, że oryginalne…
– Nie w tym rzecz.
– A w czym?
Witschko wzniósł oczy do nieba, splunął, przesunął peta na wargach.
– One robiły cię Polakiem. Do luftu taki kamuflaż. Ty nawet śmierdzisz inaczej. Każdy głupi by się zorientował po dwóch minutach. Z was taki Polak, jak ze mnie Amerykaniec.
– A Żyd to może być, co?
– A Żyd może być, boście nie na Syberii; toż na Syberię dałbym wam właśnie papiery Nadwiślanina. Ale tutaj od pięćdziesiątego piątego przez czterdzieści lat nikt Żyda na oczy nie widział, więc jesteście bezpieczni.
– Jestem bezpieczny.
– Jesteś bezpieczny. Tylko za bardzo nie szczerz tych swoich śnieżnobiałych ząbków.
Kłócili się jeszcze o szczegóły. Przecie żem nie obrzezany, sarkał Smith/Weltzmann. I całe szczęście – Witschko na to – bo dopiero brak napletka nasunąłby podejrzenia: syberyjskich Żydów obowiązywała w tym względzie selekcja negatywna, kutas decydował o życiu lub śmierci, wszak to rękoma obrzezanych wzniesiono wszystkie trzy kosmodromy, to między innymi ich niewolnictwo trzymało w ryzach ekonomii owe księżycowe plany pięcioletnie. Obrzezany, znający hebrajski – mógłbyś być każdym, ale nie sowieckim Żydem.