Выбрать главу

Smith stał i patrzył; nie miał na głowie kołpaka i nie potrafił o sobie zapomnieć. Stał samotny. Nikt się do mego nie odezwał, nie zagadnął, nie posłał zapraszającego spojrzenia; nawet żartowali z niego tak, żeby nie mógł tego słyszeć, żeby nie mógł w śmiechu uczestniczyć. Był obcy. Ignorowali go. Nie miała znaczenia ilość razem spędzonego czasu, nie miały znaczenia wspólne doświadczenia, wspólne ryzykowanie życiem. Nie widzieli go, nie widzieli; pierścień Gygesa wciąż działał.

Odwrócił się w stronę Xavrasa, który skończył już dyskusję z miejscowym notablem rewolucji; pułkownik puścił oko do lana. Smith uśmiechnął się szyderczo w odpowiedzi: to Wyżryn był tym jedynym, który przyjął i zaakceptował Amerykanina.

Ponieważ NGG 20 zabierał tylko drużynę piechoty z wyposażeniem plus kierowcę i operatora broni, nastąpiła teraz selekcja. Do transportera zabrali się: sam Xavras, nieodłączny Wyszedł Inny Koń Barwy Ognia, Juruś w charakterze kierowcy i mechanika, pięciu ciężko ubrojonych ludzi z oddziału Wyszyńskiego, no i Smith. Pozostali przeszli pod bezpośrednie rozkazy Flegmy; a jakie rozkazy wydał Xavras Flegmie, tego nie słyszał nikt.

Tu zatem się rozstali. Po załadowaniu transportera po brzegi piwem i prowiantem, pobieżnej kontroli przeprowadzonej przez rozeźlonego Jurusia i – na wyraźne polecenie Wyżryna – ściągnięciu z anteny polskiej flagi, odjechali na zachód. Jeszcze na drugim kilometrze żegnały ich karabinowe palby.

Smith usadowił się tuż za siedzeniem kierowcy, naprzeciw pułkownika. Przez szczeliny przednie nie widział nic, monitory kamer też pozostawały wyłączone. Trzęsło okropnie. Tamci z tyłu rozpoczęli regularną libację -Xavras nie reagował, czytał jakąś książkę. Zrobiło się duszno i gorąco i Smith zdjął koszulę. Wciskając ją do plecaka, natrafił dłonią na komputer. Wyłuskał skrzata i wsunął go sobie do ucha.

W Krakowie walki uliczne. Część Rosjan broni się na Wawelu, część ucieka, część wyczekuje ewakuacji drogą powietrzną. Czerniszewski wydaje szumne polityczne deklaracje, odezwy i apele; nie bardzo jednak ma do kogo apelować, bo Zachód po moskiewskiej masakrze w żaden sposób nie zamierza Polakom pomagać, a Czerniszewskiego zawzięcie ignoruje, pomimo jego odcięcia się od Xavrasa, co z kolei nie przysporzyło samozwańczemu prezydentowi sympatii wśród samych Polaków, i prawda jest taka, że obecnie Wtadimir Czerniszewski sam nie wie, kogo reprezentuje i czy w ogóle reprezentuje jeszcze kogokolwiek. Sytuacja charakterystyczna dla społeczeństw pozbawionych demokratycznej możliwości wyłaniania swej reprezentacji politycznej: każdy reprezentant jest de facto samozwańcem, nastroje panujące wśród intelektualnych elit pozbawione są jakiegokolwiek sprzężenia z nastrojami ludu (i vice uersa), tworzą się koterie wśród koterii wśród koterii, wszystkie o planach niebywale dalekosiężnych, wszystkie jednako impotentne. I choć odnajdziemy tu pełne spektrum postaw i przekonań – rychło się zorientujemy, jak miażdżącą przewagę nad innymi stronnictwami posiadają ugodowej, ci mierni stoicy o ambicjach wielkich politycznych taktyków i horyzoncie wyobraźni nie sięgającym poza najbliższy rok; zwą ich Wróbelkami. Wróbelków jest zawsze najwięcej. Owa przewaga ilościowa wynika z samej definicji elity: to ci, którzy mają najwięcej do stracenia. Wyżryn śni im się po nocach mrocznym koszmarem. Nic gorszego nie mogło im się przytrafić. To nie ich wojna, nie ich nadzieje, nie ich przyszłość.

Oddolne inicjatywy poszczególnych dowódców AWP owocują chaosem totalnym: coraz to docierają do WCN agencyjne dementi w kwestii zdobycia / wyzwolenia danego miasta, nikt nie jest pewny niczego. A przecież Armia Czerwona jeszcze istnieje, nikt nie zmazał jej z powierzchni Ziemi; Gumow może sobie chcieć przerzucić ją w tydzień na granicę z Chinami, ale w rzeczywistości jest to niemożliwe, taka operacja wymaga świetnego zorganizowania i przemyślanej logistyki, czyli właśnie tego, czego Armii Czerwonej w tej chwili najbardziej brakuje. Mnożą się w jej szeregach dezercje, i to w najprzędziw niej szych kierunkach – część żołnierzy wraca do Rosji, część kieruje się na południe, ku gorącemu sercu ESW, by wynająć się jako najemnicy, część usiłuje przemknąć się przez Śląsk na Zachód, a część wręcz przystaje do AWP. Na dodatek wszyscy ci dezerterzy zanim osiągną cel swej wędrówki, tworzą po prostu bandyckie grupy, rabujące, palące, gwałcące, co tylko im wpadnie w łapy; mowa tu już o dziesiątkach tysięcy zdemoralizowanych maruderów – Republika Nadwiślańska staje w ogniu…

Wyjął sobie skrzata, bo przy tylnym włazie zrobiło się jakieś zamieszanie, podpity brunet wychylał się na zewnątrz i coś krzyczał.

–  Co się dzieje?

–  Śmigłowce – mruknął Xavras i wrzasnął: – Ile?!! Brunet pokazał na palcach: trzy.

–  W którą stronę?!!

Brunet i to chciał pokazać, puścił się więc uchwytu, ale wóz podskoczył na jakiejś poodłamkowej dziurze w jezdni – i facet poleciał na skrzynkę piwa; zagrzechotało złowieszczo. Wyżrynowcy jak jeden mąż rzucili się ratować cenny trunek i na długą chwilę całkowicie zasłonili bruneta.

–  Na zachód! – wyjaśnił dwie minuty później nieszczęśnik, podchodząc do pułkownika z butelkami wetkniętymi w obie kieszenie spodni i za pas z ładownicami, przez co wyglądał jak miejski partyzant szykujący się z koktajlem Mołotowa do ataku na milicyjny kordon.

Xavras odłożył książkę i przyjął butelkę; zaproponował drugą Smithowi, ale ten odmówił. Amerykanin obserwował Wyżryna, opróżniającego szkło jednym, niesamowicie długim łykiem. Kiedy wreszcie pułkownik oderwał butelkę od ust i wziął oddech, Ian rzekł:

–  Okłamałeś mnie.

Wyżryn pochylił się do przodu.

–  E? Nie słyszę!

–  Okłamałeś mnie!

–  Kiedy?

–  A ile razy kłamałeś?

– Gdy tylko było trzeba – zaśmiał się Xavras i beknął. – Gdy tylko było trzeba!

–  Czy ty wiesz, co to jest chaos?

–  Co?

–  Chaos!

Xavras zaśmiał się ponownie i machnął ręką w stronę swoich ludzi, zdzierających w tyle wozu gardła jakąś nieobyczajną polską piosenką, pełną „r", „sz" i „cz".

–  To jest chaos!

–  Nie wygłupiaj się! Nałgałeś mi o Jewrieju!

–  A bo co?

–  Bo, kurwa, słowa, oto co! Wyżryn uniósł brwi.

–  Ohoho, jaki wściekły! Ale może by tak odrobinę konkretniej, mhm?

–  Ile można drugiemu człowiekowi przekazać za pomocą słów? Jak wiele przyszłości mógł ci Jewriej przed swoją śmiercią opisać? Dziesięć? Sto? Tysiąc? A każdy dzień to są przecież miliardy nowych odgałęzień, miliardy nowych możliwości rozwoju wydarzeń, ty to dobrze wiesz, ty to doskonale pojmujesz, Xavras, sam mi mówiłeś o przesunięciach kamyków, które mogą powodować upadek imperiów; więc skąd możesz wiedzieć, ile takich kamyków przesuwasz w każdej godzinie, w każdej minucie, nie zdając sobie nawet z tego sprawy? Jewriej nie żyje i już ci nie spojrzy w przyszłość, by sprawdzić, czy na przykład wypiciem tej butelki piwa nie zaprzepaściłeś nieodwracalnie wszelkich szans na powstanie wolnej Polski. Rozumiesz? Liczba informacji, liczba wskazówek co do alternatywnego postępowania w każdej, nie wiadomo jak drobnej sprawie, jakie musiałby ci przekazać przed swoją śmiercią Jewriej, abyś rzeczywiście mógł mimo niej kontynuować swą krucjatę, liczba tych informacji, które musiałbyś odebrać i zapamiętać, przekracza fizyczne możliwości międzyludzkiej komunikacji! To jest niemożliwe! I mniejsza czy większa moc jasnowidza nie ma tu naprawdę nic do rzeczy. Sporządzony podług jego szczegółowych wizji algorytm twojego postępowania, takiego postępowania, które w efekcie ze stuprocentową pewnością dawałoby niepodległość Polski, zważywszy na czas, jaki minął już i jeszcze minie od śmierci Jewrieja, a zatem ostatniego jego spojrzenia w przyszłość; otóż taki algorytm byłby dłuższy, niż algorytmy wszystkich dotychczas napisanych programów komputerowych razem wziętych! To właśnie jest chaos!