Выбрать главу

– Chyba powinnam zadzwonić do matki – mówi Ola, nerwowo mnąc serwetkę. – Cały czas się niepokoję. Dopiero wróciła z obserwacji i w ogóle.

– Jeśli „i w ogóle", to dzwoń. – Aleksander przygląda się Oli z szelmowskim uśmiechem. – Zaczekam na ciebie z deserem.

Ola rzuca mu przepraszający uśmiech i wychodzi z zatłoczonej restauracji krakowskiego hotelu. W lobby hotelu nie jest wcale ciszej, bo przez otwartą bramę wejściową wpada gwar nocnego życia Floriańskiej. Ola skręca na schody i po chwili zamyka z ulgą drzwi pokoju. Hałas z Floriańskiej dociera nawet tutaj, choć specjalnie wzięli pokój od strony patio. Ola zamyka z trudem stare okno i wyciąga się na wielkim łożu o pięknie wygiętym metalowym zagłówku.

Wiecznie zatroskana córeczka! Myślałby kto! Łatwiej powiedzieć „muszę do mamy" niż „jestem zdenerwowana" albo „nie wiem, co robić".Tym razem przez chwilę chciała pobyć sama. Czy naprawdę nie mogła po prostu powiedzieć tego Aleksandrowi?

Trudno, uśmiecha się Ola sama do siebie. Tylko w amerykańskich romansach kobieta rozwiązuje od ręki wszystkie swoje życiowe problemy po jednej, góra dwóch nocach z ukochanym. No właśnie, jeszcze nie spędziliśmy ze sobą całej nocy. Dlatego nie powiedziałam wprost.

Skąd właściwie ten nagły niepokój? Przecież to nie jest jej pierwszy raz. To nawet nie jest jej pierwszy raz z Aleksandrem. Trudno było jej wyzbyć się skrępowania tam, w mieszkaniu jego matki, ale na szczęście bez skrępowania mu o tym powiedziała. Dlatego przyjechali na krótki weekend do Krakowa. Zeby pobyć ze sobą dłużej. Cały dzień łazili po mieście, zdeptali wzdłuż i wszerz Kazimierz i okolice Rynku. Nóg nie czuje… nic nie czuje… zasypia.

Budzi ją znajomy zapach wody toaletowej. Aleksander leży tuż przy niej i z ledwie widocznym w mroku uśmiechem przygląda się zaskoczonej, rozespanej Oli.

– Przespałaś deser.

– Pewny jesteś? – odpowiada Ola, przysuwając się bliżej. -Przecież nie wiesz, co bym zamówiła.

– Zaczynam się domyślać – szepcze Aleksander. – Życzy sobie pani górę czy dół?

– Życzę sobie wszystko – mruczy Ola i jednym ruchem zdejmuje sukienkę. Jest bez stanika. Zdjęła go na prośbę Aleksandra. Niech się gapią i zazdroszczą, powiedział.

Aleksander rozbiera się bez słowa. Później delikatnym ruchem zdejmuje to, co jeszcze na niej pozostało. Patrzy. Długo. Czeka, aż minie jej skrępowanie, aż wszystkie myśli o tym, co ma za małe, a co za duże, przesuną się jak chmury i jak chmury odpłyną.

– Jesteś śliczna – przesuwa ręką wzdłuż jej nóg. – Jak wyrzeźbiona…

Ola przytula się do niego całym ciałem. Nic nie drażni, nic nie uwiera, znajomy zapach, znajomy, niespieszny dotyk. Ciemna głowa Aleksandra sunąca wzdłuż jej piersi, brzucha. Długie przystanki i powroty. Pierś – jedna… druga sztywniejąca brodawka i za chwilę… znowu powolna podróż w dół, już… inny dotyk, który strząsa z niej pierwszym dreszczem resztki snu. Oddech, coraz szybszy i ten dotyk i…

– Chodź do mnie – szepcze Ola i otwiera się z radością, że już…

– Jestem.

Chciałaby tyle powiedzieć, ale słyszy tylko swój jęk i już nic nie musi mówić, bo przecież on wie i dlatego przesuwa ją niżej, by nie uwierał jej brzeg metalowego łóżka. Ruch przyśpiesza i puls też, i już nie słychać szumu ulicy, tylko ich zmieszane oddechy i metaliczne pobrzękiwanie łóżka.

– Słychać nas na pół piętra – szepcze Aleksander. Ola nieruchomieje.

Jednym, niemal tanecznym ruchem Aleksander przekręca ich oboje i pobrzękiwanie cichnie, a Ola prostuje się pod dotykiem rąk, które obejmują pierś jedną… i drugą. Obiema rękami wspiera się na jego ramionach i płynie z nim i nad nim w rytmie znów przyśpieszającego oddechu…

– Ojej!

– Zabolało? Przepraszam. – Aleksander unosi jej biodra, opuszcza powoli. – Tak lepiej?

Ola kiwa głową, niepewna, czy naprawdę zabolało, czy może nigdy tak, nigdy aż tam, bo znów to czuje, ten ból i coś jeszcze, co rośnie z oddechem i każe przyspieszyć, i przylgnąć do niego, i już tylko czuć, bo już się wyrywa, nie z gardła, nie z piersi, gdzieś z głębi, ten krzyk, co miesza się z jego westchnieniem, i teraz przytulić się mocno, i… już.

Nie, nie już. Ola już wie, że kochanie się z Aleksandrem nie kończy się na tym. Bo jeszcze można trwać w przytuleniu, w miękkim, czułym całowaniu i szeptaniu ich tylko uszom przeznaczonym. Można tak trwać. Długo.

– Wiesz, że jesteś pierwszym mężczyzną, z którym rozmawiam po kochaniu? – mówi Ola po dłuższej chwili, odsuwając się nieco. – I rozmawiam o kochaniu się. Pierwszym, który słucha i chce wiedzieć.

– Mówisz, gawędziarz ze mnie. – Aleksander poprawia poduszkę pod jej głową.

– Też – parska śmiechem Ola.

– Taka rozmowa wymaga doświadczenia – oświadcza Aleksander z dumną miną.

– I dużej pewności siebie. – Ola próbuje dać mu pstryczka w nos, ale udaje mu się uchylić.

– Tego też – przyznaje Aleksander. Wstaje, otwiera szerzej okno. – Może łyk wina?

Ola przeciąga się leniwie.

– Pomyślałeś o wszystkim.

– Nie. Tylko o nas. – Aleksander nalewa dwa kieliszki wina, wraca do łóżka i do tematu. – Mężczyźni nie rozmawiają na serio o seksie, chyba że zmusi ich do tego lekarz albo terapeuta. Między sobą pozostają na poziomie szkolnych dowcipów.

– Masz to przemyślane – uśmiecha się Ola. -I przećwiczone.

– Och, ty!

Ola przytomnie odstawia swój kieliszek, dając Aleksandrowi szansę na to samo, i naciera uzbrojona w puchową poduszkę, ale już po chwili przegrana leży na plecach, a Aleksander patrzy na nią tak, że cała mięknie. W przeciwieństwie do niego.

Podobno najskuteczniejsza strategia uwodzenia kobiety naznaczonej nieudanym związkiem polega na tym, by ze szczegółami dowiedzieć się – najlepiej od samej zainteresowanej – jaki był poprzednik, i zachowywać się odwrotnie. Pozornie proste jak drut. W istocie wymaga co najmniej trzech rzadkich umiejętności: uważnego słuchania, czytania między wierszami, no i krytycznego spojrzenia na siebie, o co najtrudniej. Najtrudniej mężczyznom, rzecz jasna, bo większość kobiet funduje sobie hiperkrytycyzm regularnie od dnia, w którym ujrzy pierwszy pryszcz na czole, i długo po pierwszym siwym włosie na skroni.

Trudno stwierdzić, czy Aleksander posiadł wszystkie te umiejętności. Marcin Radczyński starannie zadbał jednak o to, by Ola większość zachowań dojrzałego mężczyzny odbierała jak objawienie i cudowny prezent od losu. To pewne, że po takim poprzedniku nietrudno wejść w jej życie w charakterze księcia z bajki. Nawet jeśli jest to bajka dla trzydziestopięcioletnich dziewczynek.

Sęk jednak w tym, że najdzielniejszy książę kiedyś zsiada z konia. Byłoby dobrze, gdyby do tego czasu Ola uporała się ze swoimi problemami. Pewnie, że nieobliczalny Marcin nie mógł skłonić jej do tego, by coś zmieniła w swoim niby-dorosłym życiu, karmionym wiecznymi pretensjami do świata i okolic. Ale teraz już czas najwyższy. Smutne byłoby zakończenie bajki, gdyby książę po zejściu z konia stanął wobec zalęknionej pięciolatki wiecznie schowanej za maminą spódnicą. Twój serw, Olu.

Rozdział 11

Poniedziałek, 23 czerwca 200…

Bez względu na to, jak potoczą się sprawy, jest coś, co już łączy Pawła i Alicję. To otoczony z trzech stron ażurowym murkiem, a teraz nawet obrośnięty dzikim winem śmietnik. Ściślej mówiąc, zielony pojemnik na kołach, do którego mieszkańcy obu posesji mogą wrzucać zbędne resztki swojej przeszłości. Płot dzielący posesje urywa się w tym miejscu nieco wcześniej, zostawiając trochę miejsca na manewrowanie pojemnikiem i, rzecz jasna, na przejście do sąsiadki. Przejście jest na tyle szerokie, że umożliwia nawet ciągnięcie nietrzeźwego brata, o czym Paweł przekonał się sobotniej nocy.