Od tego czasu Pinełe i Szołem stali się przyjaciółmi. Trzymali sztamę. Byli jedną duszą i jednym ciałem. Nikt nie odczuł tak boleśnie wyjazdu Pineły jak Szołem. Zazdrościł mu wyjazdu i ciężko przeżywał rozstanie z przyjacielem. Pokochał go bowiem nie mniej niż swoich poprzednich kolegów. Podczas pożegnalnego spotkania Pinełe, wypucowany, w nowym garniturku, z rękami w kieszeniach, zaczął sobie jawnie drwić z Woronki: – Co to jest ta Woronka? Grajdołek, pipidówka, zabita deskami wieś. Gorsza nawet od wsi! A ludzie! Nędzarze, pętaki, golce, żebracy! To, co w Odessie posiada tylko jeden Efros, uwierz mi, tego nie mają wszyscy Żydzi z Woronki wzięci do kupy!
Potem Pinełe zaczął rozwodzić się nad wielkością własną i swojej rodziny. Mówił o tym, jak za chwilę wyruszą krytymi wozami, aż się tylko będzie kurzyć. I jak to sobie trochę pojeżdżą, i co się będzie działo, gdy tylko wjadą do Odessy. Wszyscy znaczący obywatele miasta wyjdą im na spotkanie. Przywitają ich najserdeczniej chlebem i solą, świeżymi kołaczami i pieczonymi kaczkami. Nie zabraknie też doskonałego wiśniaku, a wśród witających będzie również Efros.
– A kto to jest ten Efros? – pyta Szołem cicho.
– Nie wiesz, kto to jest Efros? – odpowiada głośno Pinełe. – Efros to nasz krewniak ze strony matki. To bogacz, potentat, milioner! Już ci przecież powiedziałem, głuptasku, że to, co on mieści w jednej kieszeni, tego nie mają wszyscy tutejsi Żydzi razem wzięci wraz z miejscowymi bogaczami. Możesz sobie wyobrazić, że on wyjeżdża karetą zaprzężoną w szóstkę koni na szpic, a karetę poprzedza jeździec na rączym koniu. Ubrany jest od stóp do głowy w jedwabie i aksamity i posiada dwa futra. Jedno z gronostajów a drugie piżmowe. A w powszednie dni zajada tylko kołacze i tylko pieczone kaczki. Zapija to najlepszym wiśniakiem…
– A co tam będziecie robili? – zadając to pytanie Szołem potyka ślinkę na myśl o pieczonych kaczkach i najlepszym wiśniaku.
– Co znaczy „co”? – odpowiedź Pineły jest prosta i zarazem poważna. – Co robią wszyscy Żydzi w Odessie? Co robi Efros? Efros ma własne spichrze z pszenicą. To i mój tato będzie miał spichrze z pszenicą. Efros ma kantor i ludzi. I mój tato będzie miał kantor i ludzi. A pieniądze będą płynąć strumieniami do naszych kieszeni. Masz pojęcie, co to jest Odessa?
I Pinele zaczął opowiadać o potędze Efrosa i pięknie Odessy, o jej trzypiętrowych kamienicach. – Głuptasku, nasze miasto w porównaniu z Odessą, jak by ci to powiedzieć – to jak mucha wobec słonia, jak mrówka wobec hipopotama! – Można było przysiąc, że był tam i widział wszystko na własne oczy. Szołem nie spuszczał z niego wzroku. Połykał każde jego słowo i bardzo mu zazdrościł. Jedna tylko rzecz budziła jego wątpliwości. Nie omieszkał więc zapytać: Jeśli Odessa to takie wspaniałe miasto, a Efros, ten milioner, jest ich krewnym, to dlaczego dotychczas to przemilczali? Dlaczego wcześniej nie wyjechali do Odessy?
Na to Pinełe, nie namyślając się długo, odpowiedział:
– Głuptasku! Myślałeś zapewne, że to bliski krewny. Może nawet wujek? Siostrzeniec? A może powinowaty? Nic z tych rzeczy. To daleki krewny. Nawet nie związany z rodziną. Oboje, to znaczy Efros i moja mama, są tylko z jednego miasta: mama pochodzi z Międzyrzeczki, a ojciec Efrosa, jak powiadają, wywodził się właśnie z Międzyrzeczki.
Nie można twierdzić, żeby odpowiedź Pineły była wyczerpująca. Czas jednak płynął, a przyjaciele tak się zagadali na temat Odessy i szlacheckiego rodowodu Efrosa z Międzyrzeczki oraz jeszcze innych spraw, że nie spostrzegli kiedy minął ranek. A tymczasem biesiadnicy już dawno zjedli naleśniki i lekko a dziwnie zarumienieni i spoceni gospodarze stali przy wozach gotowi do pożegnania. Przyjaźnie ściskano ręce Szymeły i jego rodziny, wymieniano pocałunki i składano najlepsze życzenia. Najbardziej rozcałował się Szmuel Elijahu, rabin i kantor w jednej osobie. Górna jego warga dziwnie jakoś była wykrzywiona, pewnie tłumił śmiech. Życzył wyjeżdżającym jak najlepiej. Oby szczęście ich nie opuściło! Ponadto prosił przekazać pozdrowienia dla całej Odessy i dla Efrosa szczególnie. Tylko żeby, na miłość boską, nie zapomniano przekazać Efrosowi przyjaznych życzeń.
– Praszczajtie, sukine dieti! – w taki sposób Szymełe wychylając się z budy żegnał się wesoło z miasteczkiem. – Praszczajtie! Nie pominajtie Uchom! I niech wam Bóg pomoże wykaraskać się z tego bagna. Jazda!
– Jazda! – powtórzył za nim Pinełe. Stał na wozie z rękami w kieszeniach, jak dorosły, i czułym wzrokiem spoglądał na swego przyjaciela Szolema. Było w tym spojrzeniu i poczucie własnej godności. Wozy ruszyły w drogę. A gdy zniknęły z oczu pozostawiając za sobą zapach kwaśnego potu i łajna oraz całą ścianę kurzu, Szmuel Elijahu złapał się pod boki i wprost pękał ze śmiechu. Tarzał się po ziemi, jakby dziesięć tysięcy diabłów łaskotało go w pięty: – Cha! cha! Do Odessy jedzie! Do Efrosa, cha, cha, cha!
W jednej chwili dwulicowy Szmuel Elijahu zyskał sobie wroga. Śmiertelnego wroga! Był nim Szołem, syn Nachuma. Jemu wcale nie było do śmiechu. Przeciwnie, chciało mu się płakać. Raz – stracił przyjaciela. Dwa – dręczyła go zazdrość. Pinełe odjechał. I to dokąd? Tak daleko! Do samej Odessy. I rzecz najważniejsza: stara, pełna wdzięku Woronka nagle jakby zmalała, skurczyła się, pociemniała. Raptem straciła cały swój urok, blask i czar. Szołemowi ściskało się serce. Zgorzkniały i smutny ruszył do chederu…
PS. W jakiś czas potem, po wielu, wielu latach, okazało się, że Szmuel Elijahu, rabin i kantor w jednej osobie, miał rację. Szymełe pojechał ze swoją rodziną nie do Odessy, ale do Rżyszczewa, do małego miasteczka w kijowskiej guberni, wcale niedaleko od Woronki. Do czego była mu potrzebna ta cała komedia z Odessą i Efrosem? O to trzeba by zapytać jego dzieci.
Szymełe bowiem już dawno opuścił ten świat.
19. KTO ZMIENIA MIEJSCE, TEN ZMIENIA LOS
Pożegnanie Woronki. Herszt podkłada swemu wspólnikowi świnię. Całun babci Mindy
Skąd to się wzięło – tego autor tej opowieści nie potrafi powiedzieć. Fakt, że Szymełe zrobił początek. Natychmiast po jego wyjeździe wszyscy nieco zamożniejsi Żydzi w mieście zaczęli roztrząsać przysłowie: „Kto zmienia miejsce – zmienia los”. Mówili o przeniesieniu się do innych miast, większych niż Woronka, jak Baryszpol, Rżyszczew, Wasilków czy nawet dalej. Doszły również do uszu dzieci Nachuma wieści podawane w najgłębszej tajemnicy, że ojciec ich zamierza przenieść się wkrótce do Perejasławia, wielkiego miasta, skąd kiedyś przyjechał do Woronki, gdy była ona jeszcze całkiem malutka. Tajemniczą wieść zawsze kończono sakramentalnym: „Kto zmienia miejsce – zmienia los”.
W wyobraźni dzieci Perejasław jawił się jako miasto niewymownie duże, pełne czaru i owiane tajemnicą. – Perejasław jest miejscem pewnego zarobku – mówili między sobą starsi, a młodzież przysłuchiwała się, niewiele jednak z tego rozumiejąc. Czuli tylko, że Perejasław to jakaś bardzo dobra rzecz. Cieszyli się więc i jednocześnie żal im było rozstać się z małym miasteczkiem, w którym spędzili najlepsze swoje lata, złote czasy dzieciństwa.