Ciało zmieniło lekko pozycję i założyło nogę na nogę. Przedziwne, pomyślała. Zrobiło to, żeby mu było wygodniej. Wcale nie musiałam o tym myśleć. Nigdy się nie domyślaliśmy…
Jeden powiedział: Padną pytania.
Audytorzy nienawidzili pytań. Nienawidzili ich prawie tak bardzo jak decyzji, decyzji zaś prawie tak bardzo, jak nienawidzili idei indywidualnej osobowości. Ale tym, czego nienawidzili najbardziej, były przypadki.
— Możecie mi wierzyć, wszystko będzie dobrze — uspokoiła ich lady LeJean. — Nie będziemy łamać żadnych reguł. Jedyne, co się wydarzy, to że zatrzyma się czas. Potem wszystko już będzie poukładane. Żywe, ale nieruchome. Uporządkowane.
Jeden powiedział: I możemy zamknąć dokumentację.
— Otóż to. A on chce to zrobić. To właśnie jest najdziwniejsze. On właściwie nie myśli o konsekwencjach.
Jeden powiedział: Znakomicie.
Nastąpiła jedna z tych chwil milczenia, kiedy nikt nie jest jeszcze gotów do zabrania głosu. Aż wreszcie…
Jeden powiedział: Wytłumacz nam… Jak to jest?
— Co jak jest?
Jeden powiedział: Być obłąkanym. Być człowiekiem.
— Dziwne. Zdezorganizowane. Kilka poziomów myślenia odbywa się jednocześnie. Są… rzeczy, na które nie mamy nazwy. Na przykład idea jedzenia wydaje się teraz dość pociągająca. Ciało mi o tym mówi.
Jeden powiedział: Przyciąganie? Jak grawitacja?
— No… tak. Jedzenie przyciąga.
Jeden powiedział: Jedzenie w wielkiej masie?
— Nawet w niewielkich ilościach.
Jeden powiedział: Ale jedzenie to tylko funkcja. Jaka może być… atrakcyjność w wykonywaniu funkcji? Z pewnością wystarczy świadomość, że jest ona niezbędna dla kontynuacji istnienia.
— Trudno mi powiedzieć.
Jeden powiedział: Stale używasz zaimka osobowego w liczbie pojedyńczej.
A jeden dodał: I nie umierasz! Być osobą to żyć, a żyć to umrzeć!
— Tak. Wiem. Ale dla ludzi użycie zaimka osobowego jest kluczowe. Rozdziela wszechświat na dwie części: ciemność za oczami, gdzie rozbrzmiewa cichy głos, i całą resztę. To… to okropne uczucie. To jakby… jakby cały czas być przesłuchiwanym.
Jeden powiedział: Czym jest ten cichy głos?
— Czasem myślenie przypomina rozmowę z inną osobą, tylko że tą inną osobą też jestem ja.
Spostrzegła, że zaniepokoiło to innych Audytorów.
— Nie chciałabym trwać w tej formie dłużej, niż to będzie konieczne — oznajmiła. I uświadomiła sobie, że kłamie.
Jeden powiedział: Nie winimy cię o to.
Lady LeJean kiwnęła głową.
Audytorzy potrafili zajrzeć do ludzkich umysłów. Widzieli skwierczenie i brzęczenie myśli. Ale nie umieli ich odczytać. Widzieli przepływ energii z węzła do węzła, widzieli mózg migoczący jak strzeżeniowiedźmowa dekoracja. Nie rozumieli tylko, co się dzieje.
Dlatego zbudowali sobie człowieka.
To było logiczne rozwiązanie. Już kiedyś używali ludzkich agentów, ponieważ bardzo wcześnie odkryli, że są ludzie, którzy za odpowiednią ilość złota zrobią wszystko. Nie rozumieli tego, ponieważ złoto — ich zdaniem — nie przedstawia szczególnej wartości dla ludzkiego ciała. Ciało potrzebuje żelaza, miedzi i cynku, ale jedynie minimalnych, śladowych ilości złota. Zatem, rozumowali, jest to kolejny dowód, że ludzie pożądający złota mają jakąś usterkę i właśnie dlatego próby wykorzystania ich skazane są na klęskę. Ale dlaczego mieli usterkę?
Zbudowanie istoty ludzkiej było łatwe — Audytorzy doskonale wiedzieli, jak przemieszczać materię. Kłopot polegał na tym, że wynik tych działań nic nie robił; leżał tylko i po jakimś czasie zaczynał się rozkładać. Co było irytujące, ponieważ istoty ludzkie bez żadnego specjalnego treningu czy szkolenia potrafiły z łatwością tworzyć swe działające repliki.
Później odkryli, że potrafią zbudować działające ludzkie ciało, jeśli umieszczą w nim Audytora.
Oczywiście wiązało się to z licznymi zagrożeniami. Jednym z nich była śmierć. Audytorzy unikali śmierci. Nigdy nie posuwali się tak daleko, by żyć. Starali się być tak nierozróżnialni jak atomy wodoru, ale bez ich joie de vivre. Jakiś pechowy Audytor mógłby narazić się na śmierć, „sterując” ciałem. Ale po długich konsultacjach doszli do wniosku, że jeśli tylko sternik zachowa ostrożność i będzie w stałym kontakcie z resztą Audytorów, ryzyko jest minimalne i warte podjęcia dla osiągnięcia założonego celu.
Zbudowali kobietę. To był logiczny wybór. Wprawdzie mężczyźni posiadają bardziej oczywistą władzę, jednak sprawując ją, narażają się często na osobiste ryzyko, a żadnemu z Audytorów nie odpowiadała perspektywa takiego zagrożenia. Piękne kobiety za to często osiągały bardzo wiele, tylko się uśmiechając do potężnych mężczyzn.
Cała kwestia piękna sprawiła Audytorom wiele trudności. Piękno nie ma żadnego sensu na poziomie molekularnym. Jednak dokładne badania pozwoliły odkryć fakt, że kobieta przedstawiona na obrazie Kobieta trzymająca fretkę Leonarda z Quirmu uznawana jest za uosobienie piękna. Na niej więc się oparli, projektując lady LeJean. Oczywiście dokonali pewnych zmian. Twarz na obrazie była asymetryczna i pełna drobnych skaz, które starannie usunęli.
Rezultat przekroczyłby najśmielsze marzenia Audytorów, gdyby kiedykolwiek marzyli. Teraz, kiedy mieli już swojego agenta, swojego niezawodnego człowieka, wszystko stało się możliwe. Uczyli się szybko, a przynajmniej zbierali dane, co uważali za identyczne z uczeniem się.
Podobnie jak lady LeJean. Była człowiekiem od dwóch tygodni, dwóch oszałamiających, szokujących tygodni. Kto mógł przewidzieć, że mózg działa w taki sposób? Albo że kolory mają znaczenie wykraczające daleko, bardzo daleko poza analizę widma? Jak mogłaby choć próbować zacząć opisywać błękitność błękitu? Albo odkrycie, jak wiele myślenia mózg przeprowadza całkiem samodzielnie? Niekiedy ją to przerażało. Przez połowę czasu wydawało się, że jej myśli nie należą do niej.
Trochę ją zaskoczyło, kiedy odkryła, że nie chce o tym mówić innym Audytorom. O wielu rzeczach nie chciała im mówić. I przecież nie musiała!
Miała władzę. Och, nad Jeremym, to oczywiste, choć obecnie ta władza stawała się trochę niepokojąca. Powodowała, że jej ciało zachowywało się całkiem samodzielnie — na przykład czerwieniło się na twarzy. Ale miała też władzę nad innymi Audytorami. Sprawiała, że stawali się nerwowi.
Oczywiście pragnęła, by projekt się powiódł. Taki był ich ceclass="underline" uporządkowany, przewidywalny wszechświat, gdzie wszystko pozostawało na swoim miejscu. Gdyby Audytorzy marzyli, to byłoby ich kolejnym marzeniem.
Tylko że… Tylko że…
Ten młody człowiek uśmiechnął się do niej niepewnie i wszechświat okazał się o wiele bardziej chaotyczny, niż Audytorzy podejrzewali.
A duża część tego chaosu rozgrywała się w głowie lady LeJean.
Tik
Lu-tze i Lobsang przeszli przez Bong Phut i Long Nap niczym duchy o zmierzchu. Ludzie i zwierzęta stali się niebieskawymi statuami i absolutnie, jak powiedział Lu-tze, nie wolno było ich dotykać, w żadnych okolicznościach.
Lu-tze naładował swą podróżną sakwę jedzeniem z kilku mijanych domów, pamiętając, żeby zostawić w tych miejscach małe miedziane żetony.