Выбрать главу

Igor był symbolem lojalnej, sprawnej i dyskretnej służby, zawsze z uśmiechem, a co najmniej z odciągniętym na bok policzkiem czy zakrzywioną w górę blizną w odpowiednim miejscu.[12] Tymczasem Igor zaczynał się martwić. Sprawy wyglądały marnie, a kiedy Igor tak myśli, to naprawdę wyglądają marnie. Największa trudność polegała na przekazaniu tego Jeremy’emu tak, by nie naruszyć kodeksu. Igor coraz gorzej się czuł w obecności kogoś tak oczywiście, nieskazitelnie zdrowego psychicznie. Mimo to próbował.

— Lady zjawi fię u naf dzif rano. Znowu — powiedział, obserwując, jak w roztworze narasta kolejny kryształ.

I wiem, że o tym wiesz, pomyślał, bo przygładziłeś włosy mydłem i włożyłeś czystą koszulę.

— Tak — zgodził się Jeremy. — Szkoda, że nie możemy jej zademonstrować szybszych postępów. Jestem jednak pewien, że zbliżamy się do celu.

— Tak… to bardzo dziwne, prawda? — zauważył Igor, dostrzegając możliwe otwarcie.

— Dziwne, powiadasz?

— Profę mnie nazywać głuptafem, jafnie panie, ale mam wrażenie, że gdy lady fkłada nam wizytę, zawfe jeftefmy blifcy fukcefu, ale kiedy wychodzi, natrafiamy na nowe trudnofci.

— Czyżbyś coś sugerował, Igorze?

— Ja, jafnie panie? Nie należę do ofób fugerujących. Ale oftatnim razem pękła częfć tablicy podzielnika.

— Wiesz przecież, że moim zdaniem przyczyną była niestabilność wymiarowa.

— Tak jeft, jafnie panie.

— Dlaczego tak dziwnie mi się przyglądasz, Igorze?

Igor wzruszył ramionami. To znaczy, że jedno ramię przez moment znalazło się na tym samym poziomie co drugie.

— To normalne przy mojej twarzy, jafnie panie.

— Nie płaciłaby nam przecież tak hojnie, żeby potem sabotować projekt, prawda? Czemu miałaby to robić?

Igor zawahał się. Stał teraz z plecami przyciśniętymi do kodeksu.

— Ciągle fię zaftanawiam, jafnie panie, czy ona jeft tym, kim ftara fię fugerować.

— Słucham? Nie zrozumiałem.

— Zaftanawiam fię, czy możemy jej ufać, jafnie panie — wyjaśnił cierpliwie Igor.

— Och, idź lepiej skalibrować rezonator kompleksowy, co?

Igor posłuchał niechętnie.

Kiedy za drugim razem śledził ich pracodawczynię, wróciła do hotelu. Następnego dnia skierowała się do dużego domu przy Drodze Królewskiej; czekał tam na nią oślizły typ, który bardzo teatralnie wręczył jej klucz. Igor podążył za oślizłym typem do jego biura przy pobliskiej ulicy, a tam — ponieważ niewiele pozostaje ukryte przed człowiekiem z twarzą pełną szwów — dowiedział się, że właśnie wydzierżawiła ten dom, płacąc bardzo dużą sztabą złota.

Potem Igor postąpił zgodnie z prastarą ankhmorporską tradycją i zapłacił komuś, by śledził lady LeJean. Niebiosa świadkami, że w warsztacie nie brakowało złota, a pan wcale się nim nie interesował.

Lady LeJean poszła do opery. Lady LeJean odwiedzała galerie sztuki. Lady LeJean żyła pełnią życia. Tyle że lady LeJean — o ile Igor zdołał to ustalić — nigdy nie bywała w restauracjach i nie dostarczano jej jedzenia do domu.

Lady LeJean coś knuła. Igor domyślił się tego bez trudu. Lady LeJean nie występowała także w „Herbarzu Niemózgiego” ani w „Almanac de Gothick” czy jakimkolwiek innym tego typu informatorze, które naturalnie sprawdził. To oznaczało, że ma coś do ukrycia. Oczywiście Igor pracował dla licznych panów, którzy mieli bardzo wiele do ukrycia, często w głębokich dołach o północy. Jednakże obecna sytuacja była moralnie inna, i to z dwóch powodów. Lady LeJean nie była jego panem, tylko Jeremy, więc wobec niego powinien być lojalny. Po drugie, Igor zdecydował, że sytuacja jest moralnie inna.

Stanął przed szklanym zegarem.

Wyglądał na prawie ukończony. Jeremy zaprojektował mechanizm, który krył się za tarczą, a Igor kazał go wykonać — w całości ze szkła. Nie miał nic wspólnego z tym drugim mechanizmem, który migotał czasem w dole, za wahadłem, i zajmował teraz, po złożeniu, niepokojąco mało miejsca. Pewna liczba jego części nie znajdowała się już w tym samym zestawie współrzędnych co reszta. Ale zegar miał tarczę, a tarcza potrzebuje wskazówek, więc szklane wahadło kołysało się, szklane wskazówki się przesuwały i wskazywały zwyczajny, codzienny czas. Tykanie brzmiało delikatnym tonem dzwonów, jakby ktoś trącał paznokciem kryształowy kieliszek.

Igor spojrzał na swe odziedziczone dłonie. Zaczynały go martwić… Teraz, kiedy szklany zegar rzeczywiście wyglądał jak zegar, zaczynały drżeć, gdy tylko się do niego zbliżał.

Tik

Nikt nie zauważył Susan w bibliotece Gildii Historyków, kiedy kartkowała stos książek. Od czasu do czasu coś notowała.

Nie wiedziała, czy ten dar pochodził od Śmierci, ale zawsze powtarzała dzieciom, że mają leniwe oko i pracowite oko. Istniały dwa możliwe spojrzenia na świat. Leniwe oko widziało wszystko powierzchownie. Pracowite oko zaglądało w rzeczywistość ukrytą pod spodem.

Przewróciła kartkę.

Obserwowana pracowitym okiem historia okazywała się naprawdę dziwna. Blizny były wyraźne. Na przykład zagadkowa historia krainy Efebu — albo sławni tamtejsi filozofowie żyli bardzo długo, albo dziedziczyli swoje imiona, albo ktoś powszywał w tamtejszą historię dodatkowe kawałki. Historia Omni to prawdziwy bałagan — na oko sądząc, dwa stulecia złożono tam w jedno, a mogło to ujść niezauważone tylko z powodu charakteru Omnian, których religia i tak mieszała przeszłość i przyszłość z teraźniejszością.

A co z Doliną Koom? Wszyscy wiedzieli, że rozegrała się tam słynna bitwa między krasnoludami i trollami oraz najemnikami po obu stronach, ale ile tych bitew było naprawdę? Historycy uważali, że dolina znajdowała się akurat we właściwym miejscu spornego terytorium, więc stała się idealnym terenem wszelkich konfrontacji. Równie łatwo można by jednak uwierzyć — przynajmniej komuś, kto miał dziadka Śmierć — że fragment, który akurat pasował, został wmontowany w historię kilka razy. W efekcie różne pokolenia w kółko powtarzały tę nieszczęsną katastrofę, krzycząc przy tym „Pamiętaj Dolinę Koom!”.[13]

Wszędzie występowały anomalie.

I nikt niczego nie zauważał.

Trzeba przyznać ludzkim istotom — dysponowały jedną z najbardziej niezwykłych mocy we wszechświecie. Żaden inny gatunek nigdzie nie wymyślił nudy. Może to właśnie nuda, nie inteligencja, pchnęła ich po drabinie ewolucyjnej. Trolle i krasnoludy także ją posiadały — tę przedziwną zdolność spojrzenia na świat i pomyślenia: Och, taki sam jak wczoraj, jaki nudny… Ciekawe, co się stanie, jeśli walnę tym kamieniem w tamtą głowę.

A wraz z nią istniała stowarzyszona zdolność do przyzwyczajania się. Świat zmieniał się dramatycznie, a już po kilku dniach ludzie uważali to za normalne. Mieli tę zadziwiającą umiejętność eliminowania i zapominania wszystkiego, co nie pasowało. Opowiadali sobie drobne historyjki wyjaśniające to, co niewyjaśnione.

Szczególnie historycy dobrze sobie z tym radzili. Jeśli nagle wydawało się, że prawie nic nie zaszło w czternastym wieku, wyjaśniali to, wysuwając ze dwadzieścia rozmaitych teorii. Ani jedna nie sugerowała, że może większość czasu została wycięta i wklejona do dziewiętnastego wieku, gdzie katastrofa nie pozostawiła dość spójnego czasu na wszystko, co powinno się zdarzyć, a przecież do wynalezienia końskiego chomąta wystarczy tydzień.

Mnisi historii dobrze wykonali swoją pracę, ale ich największym sprzymierzeńcem była ludzka zdolność do narracyjnego myślenia. A ludzie stanęli na wysokości zadania. Mówili tylko: Już czwartek? Gdzie ten tydzień przeleciał?”, „Mam wrażenie, że ostatnio czas jakoś szybciej płynie” albo „Wydaje się, jakby to było wczoraj”.

вернуться

12

Należy zaznaczyć, że w samych Igorach nie było nic immanentnie złego. Po prostu nie osądzali innych ludzi. Owszem, głównie dlatego że jeśli ktoś pracuje dla wilkołaków, wampirów, dla ludzi, którzy traktują chirurgię raczej jak sztukę nowoczesną niż naukę, osądzanie ich prowadziłoby do tego, że już na żadną robotę nie starczałoby czasu.

вернуться

13

Każda społeczność potrzebuje takiego okrzyku, ale bardzo niewiele używa pełnej, niewygladzonej wersji, która brzmi: „Pamiętajcie okrucieństwa popełnione na nas ostatnim razem, które usprawiedliwiają okrucieństwa, jakie mamy popełnić dzisiaj! I tak dalej! Hurra!”.