— Tak. Bardzo marne, niestety.
Jeden powiedział: Z jakiego powodu ?
— Chciałam się przekonać, jak to robią ludzie.
Jeden powiedział: To proste: oko otrzymuje dane wejściowe, ręka aplikuje pigment.
— Tak też myślałam, ale wydaje się, że to o wiele bardziej skomplikowane.
Jeden — ten, który pytał o malowanie — przepłynął do jednego z krzeseł i powiedział: A co to jest?
— To kot. Przyszedł. Nie wydaje się, żeby chciał odejść.
Dziki rudy kocur zastrzygł poszarpanym uchem i zwinął się w ciaśniejszy kłębek. Coś, co zdołało przetrwać na ulicach Ankh-Morpork z ich porzuconymi smokami bagiennymi, stadami psów i agentami kuśnierzy, nie miało zamiaru otwierać nawet jednego oka na grupę pływających w powietrzu nocnych koszul.
Ten jeden, który zaczynał już działać lady LeJean na nerwy, powiedział: A powód jego obecności?
— Zdaje się tolerować towarzystwo lu… pozornych ludzi, nie żądając w zamian nic poza jedzeniem, wodą i pieszczotą — tłumaczyła lady LeJean. — To mnie interesuje. Naszym celem jest uczenie się i tak oto zaczęłam, jak widzicie.
Jeden powiedział: Kiedy będą rozwiązane te problemy z zegarem, o których była mowa ?
— Och, niedługo. Już wkrótce. Tak.
Ten jeden, który zaczynał lady LeJean przerażać, powiedział: Czy jest możliwe, że w jakiś sposób spowalniasz prace?
Lady LeJean poczuła łaskotanie na czole. Dlaczego?
— Nie. Czemu miałabym spowalniać prace? To nie byłoby logiczne!
Jeden powiedział: Hm.
Audytor nie mówi „Hm” przypadkiem. „Hm” ma bardzo dokładnie określone znaczenie.
Mówił dalej: Wytwarzasz wilgoć na głowie.
— Tak. To działanie ciała.
Jeden powiedział: Tak.
I to również miało określony i złowieszczy sens.
Jeden powiedział: Zastanawiamy się, czy zbyt długie przebywanie w materialnym ciele nie osłabia stanowczości. Ponadto trudno nam zobaczyć twoje myśli.
— Obawiam się, że to znowu kwestia ciała. Mózg jest bardzo nieprecyzyjnym instrumentem. — Lady LeJean zapanowała w końcu nad swoimi dłońmi.
Jeden powiedział: Tak.
Inny powiedział: Kiedy woda wypełnia dzban, przybiera kształt dzbana. Ale woda nie jest dzbanem ani dzban wodą.
— Oczywiście — zgodziła się lady LeJean.
A myśl, o której nie wiedziała, że ją myśli, która wynurzyła się z ciemności za oczami, oznajmiła: Z pewnością jesteśmy najgłupszymi istotami we wszechświecie.
Jeden powiedział: Niedobrze jest działać samotnie.
— Oczywiście — powtórzyła lady LeJean.
I raz jeszcze myśl wyłoniła się z ciemności: Teraz mam kłopoty.
Jeden powiedział: A zatem będziesz mieć towarzyszy. To niczyja ruina. Jeden nie powinien nigdy być sam. Razem stanowczość jest wzmocniona.
Pyłki zamigotały w powietrzu.
Ciało lady LeJean cofnęło się odruchowo, a kiedy zobaczyła, co się formuje, cofnęło się dalej. Widziała istoty ludzkie we wszystkich stanach życia i śmierci, ale patrzenie, jak z pierwotnej materii zaczyna się splatać ciało, okazało się dziwnie niepokojące, zwłaszcza gdy w tym momencie samemu zamieszkiwało się podobne ciało. Była to jedna z tych chwil, kiedy żołądek przejmował myślenie i wydawało mu się, że chce zwymiotować.
Sześć postaci nabrało kształtów, zamrugało i otworzyło szeroko oczy. Trzy z nich były męskie, trzy kobiece. Nosiły na sobie odpowiedniki szat Audytorów w ludzkim rozmiarze.
Pozostali Audytorzy wycofali się, ale jeden powiedział: Udadzą się z tobą do zegarmistrza i sprawa zostanie rozwiązana dzisiaj. Nie będą jeść ani oddychać.
Ha! — pomyślał jeden z cichych głosów, które tworzyły myśli lady LeJean.
Jedna z postaci jęknęła.
— Ciało będzie oddychać — oznajmiła lady LeJean. — Nie przekonacie go, że powietrze nie jest konieczne.
Słyszała wyraźne odgłosy duszenia się.
— Myślicie: Przecież możemy wymieniać niezbędne materiały z zewnętrznym światem, i to prawda — ciągnęła. — Ale ciało tego nie wie. Myśli, że umiera. Pozwólcie mu oddychać.
Rozległy się głośne sapnięcia.
— Szybko poczujecie się lepiej — stwierdziła.
Z zachwytem usłyszała, jak jej wewnętrzny głos myśli: To mają być twoi dozorcy, a ty już jesteś silniejsza od nich.
Jedna z postaci niezgrabnie obmacała dłonią swą twarz.
— Do kogo przemawiasz ustami? — spytała, dysząc ciężko.
— Do was — odparła lady LeJean.
— Nas?
— To wymaga pewnych wyjaśnień…
— Nie — rzekł Audytor. — Na tej drodze czyha niebezpieczeństwo. Sądzimy, że ciało narzuca mózgowi sposób myślenia. To niczyja wina. To… wada konstrukcyjna. Będziemy ci towarzyszyć podczas wizyty u zegarmistrza. Uczynimy to teraz.
— Nie w tych ubraniach — uprzedziła lady LeJean. — Wystraszycie go. A to może prowadzić do działań nieracjonalnych.
Zapadła cisza. Ucieleśnieni Audytorzy spoglądali na siebie bezradnie.
— Musicie mówić ustami — zasugerowała im lady LeJean. — Myśli pozostają w głowie.
Jeden powiedział:
— Dlaczego te ubrania nie są odpowiednie? To prosty kształt, występuje w wielu ludzkich kulturach.
Lady LeJean podeszła do okna.
— Widzicie tych ludzi na dole? — spytała. — Musicie się ubrać odpowiednio do miejskiej mody.
Audytorzy posłuchali niechętnie i choć zachowali szarość, utworzyli sobie ubrania, które na ulicy mogły nie zwracać uwagi. Przynajmniej do pewnego stopnia.
— Tylko ci o żeńskim wyglądzie powinni nosić suknie — zaznaczyła lady LeJean.
Unoszący się w powietrzu szary kształt powiedział: Uwaga. Zagrożenie. Ten nazywający siebie lady LeJean może udzielać niebezpiecznych porad. Uwaga.
— Zrozumiane — odparł jeden z posiadających ciała. — Znamy drogę. Poprowadzimy.
Ruszył do wyjścia, a za nim inni Audytorzy. Przez chwilę stali razem pod drzwiami, aż jeden obejrzał się niechętnie na lady LeJean. Uśmiechnęła się.
— Klamka — podpowiedziała.
Audytor odwrócił się znowu, spojrzał na mosiężną klamkę, a potem od góry do dołu zmierzył wzrokiem drzwi.
Rozsypały się w proch.
— Klamka byłaby prostsza — zauważyła lady LeJean.
Tik
Wokół Osi wyrastały liczne ogromne góry. Ale z tych wznoszących się nad świątynią nie wszystkie miały nazwy, ponieważ było ich zwyczajnie za dużo. Tylko bogowie mają dość czasu, by nadać imiona wszystkim kamykom na plaży, jednak bogom brakuje cierpliwości.
Miedzianka była dostatecznie mała, by być dostatecznie wielką, by otrzymać nazwę. Lobsang przebudził się i zobaczył jej zakrzywiony szczyt wznoszący się powyżej niższych okolicznych gór, wyraźnie zarysowany na tle wschodzącego słońca.
Czasami bogowie nie mają gustu nawet za pensa. Dopuszczają do wschodów i zachodów w bezsensownych odcieniach różu i błękitu, jakie każdy zawodowy malarz odrzuciłby jako dzieło entuzjastycznego amatora, który nigdy nie widział prawdziwego wschodu ani zachodu słońca. Ten wschód należał do takich właśnie zjawisk. Był to wschód słońca, na który człowiek patrzy i mówi: „Nie, żaden prawdziwy wschód słońca nie mógłby zabarwić nieba w taki odcień różu preparatów chirurgicznych”.