Выбрать главу

— Wprowadź ich, naturalnie. Nie mamy niczego do ukrycia.

— Jeft pan pewien, jafnie panie? — upewnił się Igor, którego torby podróżnej nie dało się podnieść jedną ręką.

— Zrób to, Igorze.

Jeremy przygładził włosy. Burczący coś pod nosem Igor zniknął za drzwiami sklepu i po chwili wrócił z gośćmi.

— Lady LeJean, jafnie panie. Oraz inne… ofoby.

— Miło znów panią widzieć — rzekł Jeremy ze szklistym uśmiechem. Niejasno przypomniał sobie coś, co kiedyś czytał. — Czy zechce mnie pani przedstawić swoim towarzyszom?

Lady LeJean spojrzała na niego nerwowo. A tak… ludzie zawsze chcieli znać imiona. A on znowu się uśmiechał… Trudno było jej myśleć.

— Panie Jeremy, to są moi… partnerzy — powiedziała. — Pan Czarny, pan Zielony, panna Brązowa, panna Biała, panna… Żółta. I pan Niebieski.

— Cieszę się, że mogę państwa poznać. — Jeremy wyciągnął rękę.

Sześć par oczu spojrzało na nią niepewnie.

— Tutejszy zwyczaj nakazuje uścisk dłoni — poinformowała lady LeJean.

Audytorzy równocześnie chwycili się jedną ręką za drugą i ścisnęli mocno.

— Dłoni tej drugiej osoby — uzupełniła lady LeJean. Uśmiechnęła się z przymusem do Jeremy’ego. — To cudzoziemcy — wyjaśniła.

Rozpoznała panikę w ich oczach, nawet jeśli oni nie zdawali sobie z niej sprawy. Potrafimy policzyć ilość i typy atomów w tym pokoju, myśleli. Jak może być tu coś, czego nie rozumiemy?

Jeremy zdołał wyrwać jedną ze ściskanych dłoni.

— A pan to…?

Audytor zerknął niespokojnie na lady LeJean.

— Pan Czarny — podpowiedziała.

— Rozumieliśmy, że to my jesteśmy panem Czarnym — wtrącił inny Audytor w męskiej postaci.

— Nie, jesteście panem Zielonym.

— Mimo to wolimy pana Czarnego. Jesteśmy ważniejsi, a czarny to bardziej znaczący odcień. Nie chcemy być panem Zielonym.

— Tłumaczenie waszych imion nie jest, moim zdaniem, szczególnie ważne. — Lady LeJean znów uśmiechnęła się do Jeremy’ego. — To moi księgowi — dodała.

Niektóre dokumenty, z jakimi się zaznajomiła, sugerowały, że może to wyjaśnić większość dziwacznych zachowań.

— Widzisz, Igorze? — rzucił Jeremy. — To po prostu księgowi.

Igor się skrzywił. Ze względu na kwestię bagażu, księgowi oznaczali prawdopodobnie wieści jeszcze gorsze niż prawnicy.

— Szary byłby do przyjęcia — nie ustępował pan Zielony.

— A jednak jesteście panem Zielonym. My jesteśmy panem Czarnym. To kwestia statusu.

— Jeśli tak — wtrąciła panna Biała — to biały oznacza wyższy status niż czarny. Czerń to nieobecność kolorów.

— Słuszna uwaga — przyznał pan Czarny. — A zatem od teraz jesteśmy panem Białym. Wy jesteście panną Czerwoną.

— Poprzednio twierdziliście, że jesteście panem Czarnym.

— Nowa informacja powoduje zmianę stanowiska. Co nie oznacza, że poprzednie stanowisko było błędne.

To już się dzieje, myślała lady LeJean. W tym mroku, którego wasze oczy nie widzą. Wszechświat dzieli się na połowy, a wy żyjecie w tej połówce, która mieści się za oczami. Kiedy już zyskacie ciało, pojawia się „ja”.

Widziałam, jak umierają galaktyki. Patrzyłam na taniec atomów. Ale dopóki nie miałam tej ciemności za oczami, nie odróżniałam tańca od śmierci. Myliliśmy się. Kiedy nalewasz wody do dzbana, nabiera kształtu dzbana i nie jest już tą samą wodą. Jeszcze godzinę temu nawet nie myśleli o posiadaniu imion, a teraz kłócą się o nie…

I nie słyszą moich myśli!

Chciała mieć więcej czasu. Przyzwyczajenia miliardów lat nie ustępują łatwo przed kęsem chleba; rozumiała, że tak obłąkana forma życia jak ludzkość nie powinna istnieć. Tak, oczywiście. Na pewno. Naturalnie.

Ale chciała więcej czasu.

Powinno się ich badać. Tak, badać.

Powinny się pojawić… raporty. Tak. Raporty. Pełne raporty. Długie, bardzo długie pełne raporty.

Ostrożność. To jest to. To jest właściwe słowo. Audytorzy je kochali. Zawsze odkładaj do jutra to, co jutro możesz odłożyć do, powiedzmy, przyszłego roku.

Trzeba tu zaznaczyć, że w tej chwili lady LeJean nie była sobą. Nie całkiem miała siebie, żeby nią być. Pozostała szóstka Audytorów… z czasem zaczną myśleć w podobny sposób. Ale nie było tego czasu. Gdyby tylko zdołała ich przekonać, by coś zjedli. To by… tak, to by przywróciło im zmysły. Czy raczej rozbudziło. Ale wydawało się, że w pomieszczeniu nie ma nic do jedzenia.

Zauważyła leżący na ławie bardzo duży młotek.

— Jak postępy, panie Jeremy? — zapytała, podchodząc do zegara.

Igor przesunął się bardzo szybko i niemal opiekuńczo zajął miejsce pomiędzy nią a szklaną kolumną.

Jeremy zbliżył się pospiesznie.

— Bardzo starannie wyregulowaliśmy wszystkie systemy…

— Znowu — burknął Igor.

— Tak, znowu…

— A nawet kilka razy — dodał Igor.

— Teraz po prostu czekamy na odpowiednie warunki pogodowe.

— Ale wydawało mi się, że magazynujecie błyskawice?

Wskazała cylindry z zielonkawego szkła, które syczały i bulgotały pod ścianą warsztatu. Tuż obok ławy z leżącym na niej, tak, z leżącym młotkiem. I nikt nie umiał odczytywać jej myśli! Co za potęga!

— Tego całkiem wystarczy, by utrzymywać mechanizm w ruchu, ale aby uruchomić zegar, trzeba czegoś, co Igor nazywa przeskokiem.

Igor zademonstrował dwa zaciski krokodylowe rozmiarów własnej głowy.

— Zgadza fię — powiedział. — Ale tutaj rzadko kiedy w ogóle fię trafia odpowiedni rodzaj burzy. Ciągle powtarzam, że powinnifmy budować go w Überwaldzie.

— Jaka jest natura tego opóźnienia? — zapytał pan, być może, Biały.

— Potrzebujemy burzy z piorunami — wyjaśnił Jeremy. — Żeby uzyskać błyskawicę.

Lady LeJean cofnęła się, stając nieco bliżej ławy.

— I co? Zorganizujcie ją — rzekł pan Biały.

— No cóż, gdybyfmy byli w Überwaldzie…

— To tylko kwestia ciśnień i potencjałów. Nie możecie jej stworzyć?

Igor obrzucił go spojrzeniem pełnym niedowierzania zmieszanego z szacunkiem.

— Nie jeft pan może z Überwaldu? — upewnił się. A potem syknął i uderzył się w skroń. — Hej, poczułem cof! Lupf! Jak pan to zrobił? Cifnienie fpada jak kamień!

Iskry zamigotały na jego czarnych paznokciach. Rozpromienił się.

— Podniofę piorunochron. — Ruszył do systemu wielokrążków na ścianie.

Lady LeJean zwróciła się do pozostałych. Tym razem żałowała, że nie mogą odczytać jej myśli. Nie znała dostatecznie wielu wymawialnych ludzkich przekleństw.

— To wbrew regułom — syknęła.

— Zwykłe względy praktyczne — odparł pan Biały. — Gdyby nie twoja… powolność, sprawa byłaby już zakończona.

— Doradzałam dalsze badania!

— Zbędne!

— Jakiś kłopot? — spytał Jeremy innym tonem, który stosował w rozmowach niedotyczących zegarów.

— Zegar nie powinien jeszcze ruszać — oświadczyła lady LeJean, nie odrywając wzroku od pozostałych Audytorów.

— Ale prosiła mnie pani… Mówiliśmy… Wszystko już gotowe!

— Mogą wystąpić… problemy! Uważam, że konieczny jest jeszcze tydzień prób.

Ale nie było żadnych problemów — wiedziała to dobrze. Jeremy zbudował zegar tak samo, jak budował wcześniej dziesiątki innych. Jednak tylko w ten sposób mogła przeciągać sprawę, tym bardziej że Igor obserwował ją niczym jastrząb.