— Owszem. To nie powinno być możliwe. Tylko się nie zatrzymuj, bo zużyjesz całe dobre powietrze wokół pola twojego ciała. Dobry stary Zimmerman, co? Był jednym z najlepszych. Uważał też, że istnieje jeszcze jeden uskok, jeszcze bliżej Bariery.
— Znalazł go?
— Nie wydaje mi się.
— Dlaczego?
— To, jak eksplodował, było dość wyraźną sugestią. Ale nie przejmuj się. Tutaj możesz łatwo utrzymywać tempo krojenia. Nie musisz się nad tym zastanawiać. O innych sprawach powinieneś myśleć! Popatrz tylko na te chmury!
Lobsang uniósł wzrok. Nawet w tym błękitno-błękitnym pejzażu chmury nad miastem wyglądały złowieszczo.
— To samo wydarzyło się w Überwaldzie — tłumaczy! Lu-tze. — Zegar potrzebuje mnóstwo energii. Burza nadciągnęła jakby znikąd.
— Ale miasto jest ogromne! Jak znajdziemy tu zegar?
— Przede wszystkim spróbujemy dotrzeć do centrum — odparł Lu-tze.
— Po co?
— Bo jeśli dopisze nam szczęście, nie będziemy musieli biec tak daleko, kiedy uderzy błyskawica.
— Sprzątaczu, nie zdołamy prześcignąć błyskawicy!
Lu-tze odwrócił się szybko, chwycił Lobsanga za szatę i przyciągnął do siebie.
— Więc mi powiedz, dokąd pobiec, ścigaczu! — krzyknął. — Jest w tobie więcej, niż widać na pierwszy rzut trzeciego oka! Żaden uczeń nie powinien być zdolny do odkrycia Doliny Zimmermana! To wymaga setek lat ćwiczeń! I nikt nie mógłby zmusić prokrastynatorów, żeby tańczyły, jak im zagra, za pierwszym razem, kiedy je zobaczył! Bierzesz mnie za durnia? Osierocony chłopak, niezwykłe zdolności… Kim ty jesteś, do licha? Mandala cię znała! A ja jestem tylko śmiertelnym człowiekiem i wiem tyle, że raczej mnie demony porwą, niż dopuszczę, żeby świat rozsypał się po raz drugi! Więc mi pomóż! Cokolwiek jest w tobie, teraz jest mi potrzebne! Użyj tego!
Puścił chłopca i cofnął się. Żyłka na jego łysej głowie pulsowała rytmicznie.
— Ale ja nie wiem, co mógłbym zrobić…
— Odkryj, co możesz zrobić!
Tik
Protokół. Reguły. Precedensy. Sposoby załatwiania spraw. Tak zawsze działaliśmy, myślała lady LeJean. To i to musi nastąpić po tamtym. W tym była nasza siła. Zastanawiam się, czy może też być naszą słabością.
Gdyby wzrok mógł zabijać, z doktora Hopkinsa zostałaby już tylko mokra plama na ścianie. Audytorzy obserwowali każdy jego ruch jak koty przyglądające się nowemu gatunkowi myszy.
Lady LeJean istniała w ciele o wiele dłużej od pozostałych. Czas potrafi zmienić takie ciało, zwłaszcza u kogoś, kto nigdy wcześniej go nie miał. Ona by się tak nie gapiła i nie wściekała, tylko zdzieliła doktora czymś ciężkim. Co znaczy jeden człowiek mniej czy więcej?
Uświadomiła sobie z pewnym zdumieniem, że ta myśl jest typowo ludzka.
Ale pozostała szóstka wciąż miała mleko pod nosem. Nie zdawali sobie jeszcze sprawy z wymiarów obłudy, jaka jest niezbędna, by przetrwać jako istota ludzka. Najwyraźniej też trudno im się myślało wewnątrz tego małego ciemnego świata za oczami. Audytorzy podejmowali decyzje w porozumieniu z tysiącami, milionami innych Audytorów.
Wcześniej czy później jednak nauczą się myśleć na własny rachunek. Trochę to potrwa, bo najpierw spróbują uczyć się od siebie nawzajem.
W tej chwili przyglądali się podejrzliwie Igorowej tacy z nakryciami do herbaty.
— Picie herbaty należy do protokołu — przypomniała lady LeJean. — Muszę nalegać.
— Czy to poprawne? — zwrócił się pan Biały do doktora Hopkinsa.
— Ależ tak — potwierdził doktor. — Zwykle z imbirowym ciasteczkiem — dodał z nadzieją.
— Imbirowe ciasteczko — powtórzył pan Biały. — Sucharek o czerwonobrązowym ubarwieniu?
— Tak, profę pana. — Igor skinieniem głowy wskazał talerz na tacy.
— Chciałabym spróbować imbirowego ciasteczka — zaoferowała się panna Czerwona.
O tak, pomyślała lady LeJean. Koniecznie spróbuj imbirowego ciasteczka.
— Nie jemy nic i nie pijemy! — warknął pan Biały. Popatrzył na lady LeJean podejrzliwie. — To może spowodować niewłaściwe sposoby myślenia.
— Ale taki jest zwyczaj — upierała się lady LeJean. — Ignorowanie protokołu oznacza zwracanie na siebie uwagi.
Pan Biały szybko się dostosowywał.
— To wbrew naszej religii — oświadczył. — Poprawne!
Był to zadziwiający przeskok myślowy. Bardzo odkrywczy. A on wpadł na ten pomysł całkiem samodzielnie. Lady LeJean była pod wrażeniem. Audytorzy próbowali zrozumieć religię, ponieważ tak wiele działań, które całkiem nie miały sensu, podejmowano w jej imieniu. Religia mogła też usprawiedliwić praktycznie dowolną ekscentryczność. Ludobójstwo na przykład. W porównaniu z tym zakaz picia herbaty jest łatwy.
— Tak, w rzeczy samej! — Pan Biały zwrócił się do pozostałych Audytorów. — Czyż nie jest to prawda?
— Tak, nie jest to prawda. W rzeczy samej — odparł desperacko pan Zielony.
— Tak? — zdziwił się doktor Hopkins. — Nie wiedziałem, że istnieje religia zakazująca herbaty.
— W rzeczy samej — powtórzył pan Biały. Lady LeJean niemal wyczuwała gonitwę jego myśli. — To jest… tak, to napój… poprawne… to napój… ekstremalnie złych negatywnie przyjmowanych bogów. Jest… poprawne…Jest przykazaniem naszej religii, aby… tak… wystrzegać się także imbirowych ciasteczek. — Na jego czole pojawiły się krople potu. Jak na Audytora, była to kreatywność godna geniuszu. — Ponadto… — mówił powoli, jakby odczytywał słowa z niewidocznej dla pozostałych stronicy — …nasza religia… poprawne… nasza religia wymaga, by uruchomić zegar teraz! Albowiem… kto będzie wiedzieć, kiedy nadejdzie godzina?
Lady LeJean, choć wbrew sobie, miała ochotę zaklaskać.
— Rzeczywiście, kto? — zgodził się doktor Hopkins.
— Ja… ja się zgadzam, całkowicie — wtrącił Jeremy, który wciąż patrzył na lady LeJean. — Nie rozumiem, kim… o co to całe zamieszanie… Nie pojmuję, dlaczego… Ojej, głowa mnie boli…
Doktor Hopkins rozlał herbatę, tak pospiesznie zerwał się z krzesła i sięgnął do kieszeni płaszcza.
— Całkiemprzypadkiemmijałempodrodzeaptekę… — zaczął jednym tchem.
— Wydaje mi się, że pora nie jest właściwa dla uruchomienia zegara — stwierdziła lady LeJean, przesuwając się powoli obok stołu.
Młotek nadal leżał zachęcająco tam, gdzie leżał poprzednio.
— Widzę te małe błyski światła, doktorze Hopkins — powiedział z naciskiem Jeremy, wpatrując się w przestrzeń w średniej odległości przed sobą.
— Nie błyski światła! Tylko nie błyski światła! — jęknął doktor Hopkins.
Porwał z tacy Igora łyżeczkę, przyjrzał się jej, odrzucił za ramię, wylał z filiżanki herbatę, otworzył butelkę, roztrzaskując szyjkę o brzeg ławy, i nalał pełną filiżankę, w pośpiechu rozchlapując niebieskie lekarstwo na boki.
Tylko cale dzieliły młotek od palców lady LeJean. Nie śmiała się obejrzeć, ale wyczuwała, że tam jest. Gdy Audytorzy patrzyli na rozdygotanego Jeremy’ego, przesunęła palcami wzdłuż ławy. Nie musi się nawet ruszać z miejsca. Mocny zamach i rzut powinny załatwić sprawę.
Zobaczyła, jak doktor Hopkins próbuje przysunąć Jeremy’emu filiżankę do ust. Chłopak zasłonił twarz dłońmi i odepchnął filiżankę łokciem, wylewając lekarstwo na podłogę.
Palce lady LeJean objęły już trzonek. Machnęła ręką i z obrotu cisnęła młotkiem prosto w zegar.
Tik