Przełknęłam ślinę i kiwnęłam głową. Nie byłam pewna, czy mogę już mówić.
— Zatem zobaczył cię, a ty uciekłaś. Czy to jest istota sprawy?
Jeszcze raz kiwnęłam głową.
— Wobec tego nie sądzę, żeby powstała jakaś poważna szkoda. Nikt nie podejrzewa, że byłaś przebrana.
— Zgadza się — powiedział Lawrence. — Spójrzmy na to z jego strony. Zobaczył kobietę w uniformie stewardesy United Airlines, która przed nim uciekła.
— Dziwne zachowanie — wtrącił Martin.
— Jasne, ale będzie mogła się wytłumaczyć, kiedy go spotka następnym razem. Możemy wymyślić jakąś opowieść…
— Zaraz, zaraz. O jakim następnym spotkaniu on mówi?
— To był mój pomysł — rzekł Sherman.
Przeniosłam powoli wzrok z jednego na drugiego.
— Nie proponowałeś tego w mojej obecności — powiedziałam. — To znaczy, że rozmawialiście już w trójkę beze mnie.
— Zgadza się — potwierdził Lawrence. — Sherman zjawił się w chwili, kiedy dotarła do nas nowa informacja.
— Jaka znów nowa informacja?
— Lawrence ujął to nie najlepiej — tłumaczył Sherman. — Przyszedłem i po wielkich kłopotach zmusiłem ich, żeby mnie wysłuchali. W końcu poinformowałem ludzi w sztabie, że wiem, co za chwilę odkryją. Odkryli to wkrótce potem.
— Nie mamy pełnej jasności co do kolejności zdarzeń — wykręcał się Lawrence.
— Ja mam jasność — uciął Sherman.
— Czy ktoś może mi normalnie powiedzieć, o co chodzi? — spytałam. — Od początku do końca, tak jak dzieje się w czasie realnym?
Wymienili między sobą spojrzenia i, przysięgam, Martin i Lawrence mieli niepewne miny, podczas gdy Sherman był niewzruszony jak kamień.
— Niech lepiej on opowie — dał za wygraną Lawrence.
— Bardzo proszę — zgodził się Sherman. — Pół minuty wcześniej, niż ty przeszłaś przez Bramę, ja byłem na poczcie, dokąd wezwał mnie Wielki Komputer. Przeczytałem czekającą na mnie wiadomość w chwili, kiedy ty przechodziłaś na drugą stronę. Posłuszny poleceniu zawartemu w liście przyszedłem tutaj.
Nie wiedziałam, że na Shermana czeka wiadomość. W ogóle nie słyszałam, żeby jakiś robot otrzymał kapsułę czasu.
Była to niezwykła wiadomość. Na kapsule zastrzeżono, że żaden człowiek nie może się dowiedzieć, kto jest odbiorcą, ani poznać daty otwarcia. Wielki K., jak już mówiłam, wykonuje takie instrukcje dosłownie. Teoretycznie to Rada Programowa poleciła Wielkiemu K. postępować zgodnie z zastrzeżeniami na kapsułach czasu, ale nie wiem, co by Wielki K. zrobił, gdyby Rada zdecydowała odmiennie.
Wiadomość zawierała polecenie (między innymi, ale do tego dojdziemy), żeby Sherman udał się do sztabu akcji „Brama” i za wiadomił Lawrence’a o moim spotkaniu oko w oko z Billem Smi-them oraz o niepowodzeniu misji. Znów to słowo.
Tak też zrobił, a właściwie spróbował zrobić. Trudno ich było skłonić do słuchania z dwóch powodów: zespół sztabowy wciąż zaglądał przez monitory w okolice tego czasu i sprawy nieco się wyjaśniały, a po drugie… Sherman był robotem. Ludzie reagowali zdumieniem na jego przyjście. Trochę tak jakby moja lodówka wkroczyła do sztabu stepując i podśpiewując z plakatem obwieszczającym koniec świata.
W końcu jednak im powiedział. Jednocześnie, albo w kilka sekund później, w zależności od tego, komu wierzyć, jeden z operatorów wypatrzył Billa Smitha w śmigłowcu wracającym z miejsca upadku Boeinga, a ktoś inny znalazł ten sam śmigłowiec zaparkowany przed hangarem, do którego ja weszłam. Wniosek: Smith i ja mogliśmy się spotkać wewnątrz hangaru.
Od tego momentu zaczęto słuchać, co mówi Sherman. Wystarczyło parę sekund, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście otrzymał kapsułę czasu, po czym jego akcje gwałtownie poszły w górę. Niedawno odczułam ten sam efekt na sobie. Ja i moi współcześni zazwyczaj słuchamy kogoś, kto świeżo otrzymał przesyłkę z przyszłości.
I, rzecz jasna, od tej chwili Sherman zaczął coś ukrywać.
— Wiadomość była dpść specyficzna — mówił. — Pewne informacje mogę wam przekazać, a inne muszę zachować w tajemnicy.
— Daj spokój — powiedziałam. — Nie wstawiaj nam tu pierdo… — Przerwałam i pożałowałam, że nie zrobiłam tego o dwie sylaby wcześniej. Przypomniałam sobie swoje podejrzenie, że Rada może nas słuchać, a także zainspirowane kapsułą czasu przedstawienie, jakie im urządziłam, żeby uzyskać zgodę na tę operację.
— Słuchajcie więc, co mogę ujawnić — ciągnął Sherman. — Po pierwsze, moja wiadomość potwierdza twoją, Louise. Ta operacja ma kluczowe znaczenie dla powodzenia akcji „Brama”. — Spojrzał na mnie i pożałowałam, że nie mam większego doświadczenia w czytaniu z jego oczu, ale nie można przecież się uczyć czytać z tego, czego nie ma. Jego nowe oczy były, rzecz jasna, sztuczne, ale wyglądały bardzo naturalnie. Usta natomiast były ledwo zarysowane. Mogły przybierać wyraz w takim samym stopniu co komiksowy rysunek. O nos Sherman nie zatroszczył się w ogóle.
— Druga sprawa wiąże się z drugą fazą, bo wszyscy chyba jesteśmy zgodni, że wyprawa do Okna A okazała się bezowocna.
Zatem wracaliśmy do okien. Zostały nam B, C i D. Uważałam, że D było zbyt ryzykowne, B mało obiecujące, a C…
„Powiedz mu o dziecku. To tylko pustak”.
Nikt oprócz mnie tego nie wiedział, ale nie miałam zamiaru wracać do Okna C. Wzięłam głęboki oddech, szykując się do popełnienia tchórzliwego czynu i zrobienia wszystkiego co w mojej mocy, żeby wybór padł na B. Byłam raczej pewna, że Martin będzie głosować tak jak ja, i sądziłam, że uda mi się przekonać Law-rence’a. Jednego byłam pewna na sto procent: nikt nie opowie się za Oknem D. D było ogniskiem paradoksu, miejscem zbyt niebezpiecznym dla odwiedzin.
— Po trzecie mogę wam jeszcze powiedzieć — ciągnął Sherman — że następną wyprawę należy podjąć do godziny dwudziestej trzeciej czasu pacyficznego trzynastego grudnia. Jest to okno, które oznaczyliście literą D. I Louise powinna pokierować akcją.
9. NIEUCHWYTNA DZIEWCZYNA
Relacja Bida Smitha
Niedaleko naszej sali konferencyjnej znajdował się barek. Weszliśmy tam, bo uznaliśmy, że na nic bardziej eleganckiego nie mamy czasu. Znałem bary na lotniskach od Los Angeles do Orły i zawsze się zastanawiałem, dlaczego ludzie chcą jeść na stojąco nie pierwszej świeżości hot dogi. Tymczasem odpowiedź była oczywista. Śpieszyło im się, tak jak nam teraz.
Dostałem coś, co uchodziło za kanapkę z pieczenia, a potem straciłem dużo czasu na rozrywanie i wyciskanie zawartości małych torebek z musztardą, keczupem i nieokreślonym białym sosem, żeby zabić podejrzany smak mięsa. Tom dostał parówki z sosem chi-li, które musiał jeść plastykowym widelczykiem.
— Słyszałeś już kiedyś coś takiego? — spytałem.
— Częściowo. Podejrzewałem, że coś podobnego usłyszymy.
— I co o tym myślisz?
Tom odpowiedział nie od razu. Byłem ciekaw jego zdania, bo to specjalista od kontroli naziemnej, a w dodatku wiedział dużo o elektronice, która, przyznaję, nie jest moją mocną stroną. Tom ukończył nauki komputerowe w Massachusetts Institute of Technology, a ja pochodzę z ostatniego pokolenia, które wie, jak wygląda suwak logarytmiczny. W mojej pracy trzeba wiedzieć co nieco o komputerach i ja wiedziałem, ale nigdy nie zdołałem zapałać do nich miłością.
— To się mogło zdarzyć — powiedział po namyśle.
— Myślisz, że się zdarzyło?